Tego
dnia wstała wyjątkowo wcześnie. Ubrała się i uczesała długie
włosy, które jak zawsze związała czerwoną wstążką. Za oknem
świtało, jednak ona nie powitała dnia uśmiechem, jak zwykła to
robić. Słońce wschodziło szkarłatem, co oznaczało, że tego
dnia zostanie przelana krew. Posłała tęskne spojrzenie w stronę
śpiącego jeszcze blondyna. Nie była w stanie się z nim pożegnać.
Westchnęła i przypięła do pasa Raikiri, na ramiona zarzuciła
płaszcz z symbolem Akatsuki. Otworzyła okno i wyskoczyła. Miękko
wylądowała na ziemi i ostatni raz spojrzała w otwarte okno.
-Gomenasai Deidara-kun.
Szepnęła i ruszyła przez
budzące się miasto. Mieszkańcy witali ją z uśmiechami i
szacunkiem, jednak ona odpowiadała tylko lekkim skinieniem głowy.
Musiała przygotować się na to co nadejdzie. Przygotować się
psychicznie.
„Dlaczego zgodziłam się na
walkę, na śmierć i życie z innym pół-demonem? I to z
silniejszym
pół-demonem? To był
największy błąd, jaki mogłam popełnić! Przecież mogę stracić
wszystko. WSZYSTKO! Przyjaciół, rodzinę i... Deidarę. Nie chcę
by cierpiał, przeze mnie. Nie chcę, by ktokolwiek mi bliski,
cierpiał przeze mnie.”
Do oczu cisnęły się łzy,
jednak szybko je powstrzymała. Nie mogła rozkleić się na środku
ulicy, wśród tłumu gapiów. Ruszyła biegiem. Przemieszczała się
szybko i bezszelestnie. Jak wiatr.
Nim się obejrzała
przekroczyła mury miasta i wbiegła do lasu. Kierowała się w
umówione miejsce.
Tam gdzie miała stoczyć
najtrudniejszą walkę w swoim życiu. Na polanę dotarła po
półtorej godziny biegu. Na miejscu nikogo jeszcze nie było, co
dawało jej czas na przygotowania.
Z kieszeni wyjęła 10 karteczek
w których zapieczętowane były małe ilości jej chakry. Rozłożyła
je w równych odległościach. Było to zabezpieczenie, gdyby
Akatsuki za nią przyszli. Kartki po uwolnieniu chakry utworzyć mają
barierę, która ma zapobiec wtrąceniu się jej przyjaciół do
walki.
Usiadła po turecku pod jednym z
drzew, które rosły dookoła polany. Zamknęła oczy i zaczęła
wyrównywać oddech. Oddała się medytacji.
Aniele, dlaczego uciekasz?
Zostań.
Aniele,obiecałeś, że mnie
nie zostawisz,
Więc dokąd idziesz?
Wyraźnie wyczuła czyjąś
obecność. Powoli otworzyła oczy. Przed nią siedział mężczyzna
o długich, białych włosach i miodowych, bystrych oczach.
Przyglądał się jej z zaciekawieniem.
-Witaj Kiro.
Przywitała się czarnooka
wstając z ziemi i zrzucając płaszcz z ramion.
-Witaj Lajones. Gotowa by stanąć
ze mną do walki?
-Pytanie, czy gotów jesteś na
śmierć?
Kira uśmiechną się
zadziornie. Spojrzał w oczy Uchihy. Szukał w nich zdenerwowania,
niepewności, lub jakichkolwiek uczuć. Jednak zawiódł się
dostrzegając tylko w czarnych tęczówkach wszechobecny spokój i
chłód. Jeśli się denerwowała to ukryła to bardzo dobrze.
Pomyślał. Wyszli na środek polany. Uwadze złotookiemu nie umknęły
kartki rozłożone wokół.
-Jeżeli przygotowałaś na mnie
pułapki, to mogłaś lepiej je ukryć.
-To nie są pułapki, tylko
zabezpieczenie, gdyby ktoś chciał nam przeszkodzić. Z resztą,
Konoha się za tobą przypałętała.
Mruknęła.
-Zauważyłaś.
To było bardziej stwierdzenie,
niż pytanie.
-Powiedzmy, że to jest moje
zabezpieczenie.
Kira uśmiechną się
nonszalancko.
Stanęli naprzeciw siebie. Wiatr
delikatnie rozwiewał ich włosy.
Oboje chcieli wygrać to
starcie.
Oboje chcieli wrócić do
bliskich.
Jednak to nie było możliwe.
Tylko jedno z nich może wygrać.
W oczach Lajones zalśnił
niebezpiecznie sharingan. W jednej sekundzie oboje dobyli broni i
zaatakowali. Ich ciosy były szybkie i precyzyjne. Żaden zwykły
człowiek nie mógłby poruszać się z taką szybkością. Głośne
zgrzytanie metalu rozchodziło się po całej okolicy.
Deidara przekręcił się na
bok i ręką szukał ukochanej. Otworzył całkowicie oczy gdy jej
nie znalazł. Gwałtownie się poderwał i rozejrzał po
pomieszczeniu. Od razu dostrzegł otwarte na oścież okno i brak
miecza Lajones, na biurku. Przeklną siarczyście i w pośpiechu
zaczął się ubierać. W duchu przeklinał upór i dumę klanu
Uchiha. Szybko wybiegł z pokoju i ruszył na drugie piętro do
gabinetu Peina. Wpadł do środka nawet nie pukając.
-Kurwa! Deidara, ile razy mam ci
mówić...
-Lajones uciekła!!
Przerwał rudzielcowi. Pein
warkną coś niezrozumiałego pod nosem i na chwilę przymkną
stalowoszare oczy. W chwilę później w gabinecie zebrało się całe
Akatsuki.
-Lider wzywał?
Spytał jak zawsze z uśmiechem
Hidan.
-Mamy problem. Lajones uciekła,
by walczyć z Kirą.
-Przecież jej zabroniłeś!
Krzyknęła niebiesko-włosa
kobieta.
-Jej duma nie pozwala na to, by
odmówić walki, Konan.
Wytłumaczył spokojnie Itachi.
-On ją przecież zabije!
Jęknęła.
-Miejmy nadzieję, że nie.
Pein wyprostował się na
krześle i westchną.
-Zbierajcie się. Wyruszamy za
10 minut. Konan, ty i Dastan przygotujcie opatrunki. Dołączycie do
nas później.
Walka była zacięta. Zdawało
się, że szanse są wyrównane. Jednak Kira miał przewagę.
Białowłosy dużo lepiej panował nad swoją mocą z którą Lajones
miała spore problemy. Uchiha nie mogła pozwolić na to by moc
przejęła nad nią kontrolę, jednak Lajones nadrabiała sprytem i
swoim keken genkai.
-Mangekyo sharingan!!
Krzyknęła. Jej sharingan
zmienił kształt, przypominał czteroramienny shuriken. Z oczu
Uchihy popłynęła krew.
-Tsukuyomi.
Lajones zamknęła Kirę w swoim
genjutsu. Świat w iluzji był inny. Niebo przybrało barwę krwi,
reszta krajobrazu zdawała się być czarna, lub szarawa. Ciemna
sylwetka Kiry przywiązana była do pala. Mężczyzna szarpną się
kilka razy.
-Odpuść sobie. Jesteś w mojej
iluzji. Z stąd nie ma ucieczki.
Głos Lajones zdawał mu się
przerażający. Najgorsze było to, że nie wiedział gdzie się
znajduje dziewczyna. Z podziwem, a zarazem przerażeniem stwierdził
iż technika jest bardzo potężna. Wiele słyszał o zdolnościach
klanu Uchiha, a teraz miał okazję samemu doświadczyć tego na
własnej skórze. Nagle wokół niego zaczęły unosić się czarne
płatki róż, mimo iż nie było wiatru. Płatki skupiły się w
jednym miejscu i zaczęły formować postać. W chwilę później
stała przednim posiadaczka kalejdoskopu. Musiał przyznać, że
sharingan jarzył się w oczach Lajones jeszcze bardziej niż
dotychczas. Zadrżał czując na sobie przenikliwe spojrzenie
czerwonych oczu. Ku swojemu przerażeniu zauważył kilka klonów
dziewczyny. Klony podeszły bliżej. Pięć mieczy uniosło się
jednocześnie i wbiło w ciało mężczyzny. Kira krzykną. Ból był
niewyobrażalny. Miecze ponownie zatopiły się w jego ciele,
szatkując je jak ser. Miał wrażenie, że mijają godziny, później
dni. Nagle iluzja prysnęła jak bańka mydlana. Oboje wrócili do
rzeczywistości. Kira upadł na kolana dysząc ciężko. Spojrzał w
dół, jednak nie było żadnej rany, zadanej w iluzji. Uchiha
syknęła czując potworne pieczenie w oczach. Kira postanowił
wykorzystać sytuację, dźwigną się na dygoczących nogach i
zaszedł czarnooką od tyłu. Uniósł miecz, jednak Lajones zdołała
odwrócić się i sparować cios. Ruch ten wykonała instynktownie.
Wyższy poziom sharingan sprawił, że dziewczyna widziała wszystko
jak za mgłą. Uchiha przypomniała sobie trening, kiedy to Madara
zasłonił jej oczy czarną chustką. W tym momencie czuła się
podobnie. Usłyszała świst powietrza i sparowała kolejny cios, tym
razem dużo mocniejszy. Uderzenie posłało Lajones na kolana. Szybko
się podniosła. Przetarła dłonią oczy. Obraz powoli zaczął
wyostrzać się na nowo. Kira stał kilka metrów przed nią.
Wykonując szereg pieczęci. Nagle z ramion mężczyzny wyrosło
dwoje skrzydeł, które przypominały skrzydła nietoperza. Skóra
stała się szarawa, a oczy czarne na całej swojej powierzchni.
Pojawiły się długie i bardzo ostre szpony. Wokół mężczyzny
wirowała granatowa chakra, sycząc niczym wygłodniała bestia.
-Koniec zabawy. Zapłacisz za
śmierć tych wszystkich ludzi, których zabiłaś.
-Więc to o to ci chodzi? O
zemstę?
Kira uśmiechną się upiornie.
W jego dłoni zaczęła formować się kula energii. Ta sama
technika, którą stosował Uzumaki – Rasengan.
Aniele, przegrywasz,lecz nie
odpuścisz.
Aniele, dlaczego walczysz?
Nie masz szans.
Nie wygrasz.
Akatsuki było coraz bliżej
miejsca, w którym walczyła Lajones. Nagle całą okolicą wstrząsną
potężny wybuch, ziemia zadrżała. Nie zatrzymując się pognali
dalej. Kilka minut później dotarli do polany. Cała okolica spowita
była gęstą zasłoną kurzu. Deidara dostrzegł Lajones, która
odpowiedziała na kolejny atak wroga. Gdy Kira oddalił się na
bezpieczną odległość, czarnooka spojrzała w ich stronę. Deidara
ruszył biegiem, by pomóc w walce, jednak nim zdążył
dobiec,Lajones złożyła pieczęć i z kartek, które wcześniej
rozłożyła, uniosła się bariera. Deidara zatrzymał się tuż
przed nią i z wściekłości uderzył w nią pięścią. Lajones
westchnęła i pewnie ściskając w dłoni Rikiri, ruszyła na Kirę.
Wyskoczyła w górę i przenosząc całą energię na miecz,
uderzyła. Białowłosy osłonił się swoja kataną, jednak
uderzenie było na tyle potężne, że odrzuciło dwójkę na kilka
metrów w tył.
Kakashi, Sakura i kilka
oddziałów ANBU schowali się w cieniu drzew. Siwowłosy w skupieniu
przyglądał się walce. Zresztą nie tylko on. Różowo-włosa
kunoichi uważnie analizowała każdy ruch członkini Akatsuki. Była
pod wrażeniem jej zdolności. Dostrzegła, że Kira zmienia swoją
formę i atakuje Uchihę rasengan. W ostatniej chwili Lajones
uniknęła ciosu odskakując w tył. Wszystko spowił pył. Sakura
zasłoniła rękoma oczy, gdy pył opadł otworzyła je ponownie. W
tym samym czasie na polanę wbiegło Akatsuki. Haruno poruszyła się
niespokojnie. Dostrzegła jak jeden z członków biegnie w stronę
walczących i podnoszącą się barierę. Teraz nie było mowy o tym
by ktokolwiek wtrącił się do walki. Bitwa rozpoczęła się na
nowo.
Podkład muzyczny
Była
wykończona. Liczne rany na jej ciele obficie krwawiły. Upadła na
kolana i splunęła krwią. Nad nią stał Kira. Wiedziała że to
koniec, pogodziła się z tym. Była gotowa... gotowa na śmierć.
Ale czy na pewno? Spojrzała w stronę przyjaciół.
Wszyscy próbowali pokonać barierę. Jej spojrzenie zatrzymało się
na Deidarze. Krzyczał coś, jednak ona go nie słyszała. Wyszeptała
krótkie przeprosiny w stronę ukochanego, po czym posłała wrogie
spojrzenie białowłosemu. Ledwo podniosła się z ziemi, mocniej
ściskając w dłoni Raikiri. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę
Kiry. Uniosła miecz. Nie trafiła. Katana z głuchym łomotem
opadła na ziemię. Ponownie upadła na kolana. Spojrzała na miecz
wbity w jej brzuch. Klinga przeszła na wylot. W tym samym czasie
bariera pękła, wpuszczając tym samym Akatsuki na pole walki.
Kira nachylił się nad
dziewczyną.
-Byłaś godnym przeciwnikiem,
Uchiha Lajones. Szkoda, że nie mogliśmy lepiej się poznać.
-Nie dobijesz mnie?
Spytała ochrypłym głosem.
-Myślę, że chcesz się
pożegnać.
Szepną po czym chciał
odlecieć, jednak Itachi i Hidan już go dopadli. Lajones z trudem
wyciągnęła miecz ze swojego ciała i opadła na trawę.
-Lajones!
Widziała jak Deidara upada przy
niej na kolana. Obią ją delikatnie przytulając do siebie.
-Dei...
Szepnęła ledwie dosłyszalnie.
-Nic nie mów, zaraz przyjdzie
Konan i się tobą zajmie. Zobaczysz wszystko będzie w porządku.
Słyszała jak głos mu drży.
-Nie Dei... to... to koniec.
Moja droga tu się kończy. Na tym rozwidleniu... musimy się
rozstać.
Po jej policzkach popłynęły
jasne łzy.
-Nie... to nie koniec, Tenshi. .
Płakał. Razem płakali. Wokół
nich zebrało się całe Akatsuki. Lajones widziała w ich oczach
łzy. Nawet u Itachiego i u... Peina.
-Hej... nie płaczcie.
Uśmiechnęła się smutno.
-Ja... zawsze z wami będę. W
waszych... sercach.
Mówiła coraz ciszej.
-Deidara... ja... kocham cię...
bardzo... bardzo mocno i... przepraszam was wszystkich.
-Nie żegnaj się z nami...
Lajones! Słyszysz?!
-Cieszę się... że mogłam
poznać... tak wspaniałych ludzi jak wy...
Uśmiechnęła się.
-Arigato...
Zamknęła oczy i bezwładnie
opadła w ramiona Deidary.
-Nie umieraj! Lajones! Nie
zasypiaj!
Krzyczał przez łzy.
-Obuć się! Lajones!
Krzyczał mocniej ją do siebie
przytulając. Płakał, jak małe dziecko.
Tego dnia nikt nie ukrywał łez.
Wraz z Lajones, umarła cząstka każdego z nich. Umarła iskierka,
nadziei... na to, że oni, mordercy mogli się zmienić.
Aniele, upadłeś i nie masz
siły powstać.
Zadano Ci śmiertelny cios.
Aniele, znikasz gdzieś
tam...
Daleko, we mgle i ciemności.
Pein przywołał deszcz, który
mieszał się z gorzkimi łzami. Deidara podniósł wzrok i spojrzał
z nienawiścią na Kirę. Wstał z ziemi, po czym podniósł Raikiri.
Mocno trzymał rękojeść katany. Wolnym krokiem szedł w stronę
zabójcy Lajones. Spojrzenie blondyna nie wyrażało nic innego jak
chęć zemsty i gorycz. Wszyscy schodzili mu z drogi, nawet nie
myśląc o tym by powstrzymać blondyna. Kira zdołał wyswobodzić
się z więzów, którymi był związany i w ostatniej chwili
sparował cios Deidary. Ciosy Douhito były chaotyczne i niedokładne.
Dastan
i Konan biegli lasem w miejsce gdzie miała walczyć Lajones. Nie
wiedzieli, że czarnooka przegrała, płacąc za to najwyższą cenę.
-Szybciej
Konan-chan! Chcę zobaczyć jak sensei wygrywa!
Poganiał
niebieskowłosą.
-Spokojnie,
Dastanie! Na pewno zdążymy, już niedaleko!
Przebiegli
jeszcze kilka metrów i jasne, słoneczne niebo przykryły deszczowe
chmury z których zaczął padać deszcz. Konan zatrzymała się i
spojrzała w niebo. Wiedziała kto sprowadził deszcz.
-Konan-chan,
dlaczego się zatrzymałaś? To tylko deszcz.
-Nie,
to nie jest tylko deszcz. Coś się musiało stać. Szybko!
Znów
ruszyli biegiem, z tą różnicą, że to Konan popędzała teraz
chłopca. Wybiegli z lasu i zatrzymali się na skrawku polany.
Widzieli członków Akatsuki zgromadzonych wokół jednego miejsca.
Jedni patrzyli się w ten sam punkt na ziemi, a inni w zachmurzone
niebo. Widzieli również Deidarę atakującego Kirę, mieczem
Lajones. Blondyn był cały we krwi.
-Boże...
tylko nie to...
Do
Konan dotarło co się stało i biegiem ruszyła do pozostałych. To
co zobaczyła sprawiło że coś w niej pękło. Upadła na kolana
tuż obok przyjaciółki i zaniosła się płaczem. Znów straciła
bliską osobę i nic nie mogła zrobić. Poczuła jak ktoś kuca przy
niej i obejmuje. To był Pein. Konan mocno wtuliła się w ramiona
rudego i zaniosła się jeszcze większym płaczem.
Dastan
niepewnie podszedł, jednak zanim zdążył się wystarczająco
zbliżyć Kisame zastąpił mu drogę.
-Nie
powinieneś podchodzić.
-Co
z Lajones sensei?
Spytał,
jednak nie uzyskał odpowiedzi. Kisame tylko spuścił głowę.
Chłopak zrozumiał co się stało.
Aniele...
Pein
wstał z ziemi i przykrył ciało Lajones swoim płaszczem. Spojrzał
w stronę blondyna, który nieudolnie atakował Kirę. Rozkazał
Itachiemu by odciągną Deidarę od mężczyzny. Brunet miał z tym
nie lada kłopot jednak w końcu udało mu się. Deidara przez cały
czas wyrywał się, chcąc zabić białowłosego.
-Zabiłeś
ją!! Nie daruję ci tego!! Zadam ci taki ból, że będziesz błagał
o śmierć!!
-DEIDARA!!
Uspokój się!! Co z tego, że go zabijesz!! To i tak nie wróci jej
życia!! Rozumiem twój ból, bo Lajones była mi jak siostra!!
Rozumiesz?!
Wszyscy
byli w szoku, widząc jak Itachiemu puszczają nerwy. Zapadła cisza,
przerywana tylko uderzeniem kropli o ziemię. Kira uniósł w górę
rękę i z zarośli wyszły trzy odziały ANBU. W śród nich była
już im znana drużyna Kakashiego. Brakowało tylko Naruto.
-Panowie,
weźcie się w garść, bo czeka nas walka.
Odezwał
się Lider Akatsuki.
-Konan,
ty z Dastanem się nie mieszajcie.
Wszyscy
członkowie ustawili się w jednej linii, gotowi do ataku.
Aniele!!
Opuściłeś
mnie
Zniknąłeś
w ciemności
Poza
mym zasięgiem
Płyną
łzy, bo mój Anioł odszedł
Ciemność. Ta cholerna ciemność
i chłód, to jedyne co czułam. Czy to tak wygląda śmierć? Zawsze
myślałam, że to boli. Jednak nie czułam bólu. Jedyne co czułam
to to, że spadam. Oj, tak w piekle pewnie już mają dla mnie
miejsce. A chciałam jeszcze tyle zmienić. Miałam, razem z Peinem
poprowadzić Akatsuki do zwycięstwa. Czy mam wyrzuty sumienia?
Gdybym powiedziała „nie” skłamała bym. Żałuję, że podjęłam
się tej walki, choć od początku wiedziałam, że przegram, jednak
moja przeklęta duma nie pozwoliła mi odpuścić. Nie chciałam by
cierpieli prze zemnie, bo w przeszłości wycierpieli aż za dużo.
Każdy z inną historią.
Przez
ludzi nazwani przestępcami, mordercami...
Ale
to przez nich stali się nimi...
Nagle
uderzyłam o coś twardego. Otworzyłam oczy, które dotąd były
zamknięte. Leżałam na kamiennej podłodze. Dźwignęłam się na
rękach i uklękłam. Rozejrzałam się w około. Byłam w ponurej i
pustej sali..
-Trochę
inaczej wyobrażałam sobie piekło.
Powiedziałam
na głos.
-Nie
jesteś w piekle, choć blisko było.
Odwróciłam
się w stronę z skąd dochodził głos. W moją stronę szedł
wysoki mężczyzna. Był brunetem o fioletowych oczach. Podszedł do
mnie i wyciągną dłoń w moją stronę. Skorzystałam z pomocy.
Mężczyzna był wyższy ode mnie o głowę. Szybko dostrzegłam
wisior z symbolem Jashina na szyi bruneta, dokładnie taki sam jaki
nosi Hidan.
-Jesteś
jashinistą?
Spytałam.
Mężczyzna zaśmiał się. Co ja takiego powiedziałam, że tak go
rozbawiłam?
-Wybacz,
Lajones, nie przedstawiłem się.
Powiedział
wyciągając do mnie rękę.
-Jashin.
Moje
oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Przede mną stał sam
bóg śmierci i chaosu – Jashin we własnej osobie. Stał przede
mną, najzwyczajniej w świecie uśmiechając się do mnie i
ściskając mi dłoń.
-Ja... no... miło mi...
Pierwszy raz nie wiedziałam co
powiedzieć.
-Hidan by mi nie uwierzył...
Wykrztusiłam. Brunet nakazał
mi iść za sobą, co uczyniłam bez sprzeciwu. Opuściliśmy salę i
znaleźliśmy się na długim korytarzu. Na podłodze wyłożony był
czerwony dywan, a na ścianach wisiały obrazy i pochodnie. Szybko
spostrzegłam, że nie ma tu okien. Szliśmy w ciszy. Cały czas
zastanawiałam się o co tu chodzi? Czego może chcieć ode mnie bóg
śmierci. Przecież mogłam być w oczach Jashina nikim. Nawet nie
byłam jego wyznawczynią, po prostu byłam zwykłym pół-demonem.
Wielu jest takich jak ja na świecie, więc czemu idę u boku
Jashina?? Mam nadzieję, że niedługo uzyskam odpowiedź na moje
pytania. W tym czasie zatrzymaliśmy się przed wrotami, które
otwarte zostały jakąś niewidzialną siłą. Wkroczyliśmy do
kolejnej sali. Jednak ta była nieco bardziej przytulna. Naprzeciw
wejścia stało duże i z pewnością ciężkie biurko, za nim było
wielkie okno, które starannie zostało zasłonięte czerwoną
zasłoną. Podłogę zdobił tego samego koloru dywan. Pod jedną ze
ścian stały regały z wieloma z pewnością wiekowymi księgami, po
przeciwnej stronie znajdował się masywny kominek w którym wesoło
trzaskały płomienie. Naprzeciw stały dwa fotele obite czerwonym
materiałem. Pomiędzy nimi stał stolik. Pomieszczenie oświetlone
było przez liczne świece, które umieszczone zostały na wysokich
świecznikach. Jashin usiadł w jednym z foteli.
-Siadaj.
Zajęłam miejsce w drugim
fotelu. Nagle drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł, lub
raczej weszło dziwne stworzenie. Wzrostem dorównywało dziecku,
jednak wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Nos stwora był
nienaturalnie spłaszczony, cieniutkie usteczka wygięte były w
dziwnym grymasie, a małe czarne oczka rozglądały się z szalonym
blaskiem na wszystkie strony. Skóra miała odcień lekko szarawy.
Spośród czarnych, kręconych włosów wystawały dwa rogi. Nogi
stwora przypominały te kozie. Istota w drobnych rączkach trzymała
srebrną tacę na której znajdowały się dwie filiżanki i dzbanek,
ów przedmioty zostały postawione przed nami. Istota nalała do
filiżanek jakiejś brązowej cieczy i bez zbędnego słowa opuściła
pomieszczenie. Jashin wziął do ręki jedną z filiżanek i upił
łyk. Spojrzałam na swoje naczynie z lekką obawą.
-Spokojnie, to tylko herbata.
Nawet jeśli chciałbym cię otruć to by mi to nie wyszło. Jesteś
martwa.
„Jesteś martwa” Te dwa
słowa podziałały na mnie jak kubeł lodowatej wody. Uświadomiłam
sobie, ze przecież nie żyję. Przywołałam wydarzenia kilku,
ostatnich godzin. Od ucieczki do walki i... moją śmierć. Poczułam
dziwny ucisk w rządku. Uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie
zobaczę Deidary. Zagryzłam wargę, niemal do krwi. Po moich bladych
policzkach popłynęły łzy, które skapywały na blat drewnianego
stoliku. W tym momencie nie dbałam o to, że płaczę przed bogiem
śmierci. Nie to się liczyło. Liczyło się to, iż uświadomiłam
sobie, że ja i Deidara zostaliśmy rozdzieleni, a przecież zawsze
byliśmy razem. Deidara był przymnie, zawsze kiedy go potrzebowałam,
a teraz... teraz wszystko pękło jak bańka mydlana. Rozpłynęło
się przez błąd jaki popełniłam. Prze tą pieprzoną walkę. Tyle
wygranych i jedna przegrana, za którą zapłaciłam wysoką cenę.
-Nie rozklejaj mi się tu.
Czułam się jak małe dziecko.
Bezbronne, bezradne... samotne.
-To koniec...
Wykrztusiłam.
-Lajones, to nie koniec.
Sprowadziłem cię tu, bo chcę dać ci wybór.
Wybór? Jaki ja mam wybór? Mimo
to wytarłam łzy i ze zdziwieniem, oraz zaciekawieniem spojrzałam
na Jashina. Zastanawiałam się o co może chodzić bogu śmierci.
-Możesz wybrać. Albo wstąpisz
w szeregi mojej armii, albo wrócisz i skończysz to co zaczęłaś.
Wrócić?
-Dlaczego mi pomagasz? Dlaczego dajesz mi wybór? Przecież
jestem nikim.
Jashin westchną.
-Widziałem przyszłość
Lajones. Przyszłość po tym jak zginęłaś. Twoi przyjaciele
zginęli, chcąc cię pomścić, a wasz świat... pogrążył się w
wojnie. W wojnie która niemal doszczętnie zniszczyła świat
shinobi.
Zginęli?Wojna, która
zniszczyła świat shinobi? To nie morze być prawda. To nie może
się tak skończyć.
-Lajones, tylko ty możesz
sprowadzić pokój. To twoje przeznaczenie.
Zmarszczyłam brwi, wlepiając
wzrok w stolik.
-Chcę wrócić.
Powiedziałam, patrząc pewnie w
tęczówki boga. Jashin kiwną głową.
-Chodź za mną
W chwilę później ponownie
szliśmy korytarzem. Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Sala
przypominała tą, w której spotkałam Jashina. Gdyby nie lustra na
jednej ze ścian, pomyślałabym, że stoję w tym samym
pomieszczeniu. Zatrzymaliśmy się na środku sali. Jashin staną
naprzeciwko mnie.
-Lajones, dam ci radę. Pozwól
mocy by przejęła kontrolę.
-Co? Ja jej w ogóle nie
kontroluje, a jeżeli...
-Jeśli chcesz wrócić, to tak
zrobisz.
Stałam tak z szeroko otwartymi
oczami. Nie było mowy o tym, bym pozwoliła na przejęcie kontroli
mocy. To było niedorzeczne.
-Pokonasz Kirę tylko wtedy, gdy
pozwolisz mocy na kontrolę.
Zacisnęłam pięść. Nie lubię
gdy ktoś stawia mnie w takiej sytuacji. Ale co miałam zrobić?
Byłam w beznadziejnym położeniu. Beznadziejnym to mało
powiedziane, to było chujowe położenie. Postanowiłam zaufać
Jashinowi i zaryzykować. Po raz kolejny.
-Gotowa?
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Jeszcze jedno. Po tym, jak zweucę ci życie, toważyszyć ci będzie kruk.
-Kruk? Dlaczego, kruk?
Jashin uśmiechną się tajemniczo, uniósł rękę i palcem pukną moje czoło. Przez całe moje
ciało przebiegł dziwny dreszcz i znów poczułam, że spadam.
Sylwetka Jashina zaczęła się oddalać, a mnie otoczyła ciemność,
niczym puchata kołdra. „Nawet nie zdążyłam podziękować”. To
była moja ostatnia myśl.
Walka pomiędzy Konohą, a
Akatsuki była niezwykle zażarta. Polana coraz bardziej była
zniszczona. Ziemia zasłana była trupami. Jedni chcieli pomścić
śmierć towarzyszki, drudzy doszczętnie zniszczyć rywala. Tylko
jedna osoba zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na
zamieszanie. Była nią niebiesko-włosa kobieta. Konan tuliła do
siebie Dastana, który cały czas szlochał. Wpatrywała się w ciało
przykryte czarnym płaszczem w czerwone chmurki. Zastanawiała się
jak to się stało. Z dziwnego transu zbudził ją dźwięk trzepotu
ptasich skrzydeł. Zauważyła, że obok ciała Lajones wylądował
czarny kruk*. Zwierze wydało z siebie charakterystyczny dźwięk,
który powtórzył się kilka razy. Kruk w dziób złapał skrawek
materiału i powoli zaczął go ściągać. Konan z uwagą
przyglądała się poczynaniom zwierzęcia. Po chwili materiał leżał
opok ciała. Konan dostrzegła ledwo widoczne pasma energii, które
leniwie zaczęły wirować.
-Pein....
Niestety mężczyzna w
zamieszaniu nie mógł usłyszeć wołania. Energi przybywało, teraz
była całkowicie widoczna.
-Pein!
Tym razem rudzielec usłyszał,
jednak nie zareagował, był pochłonięty walką. Teraz energię
dało się nawet usłyszeć.
-PEIN!!
Mężczyzna obrócił się i z
niedowierzaniem spojrzał na ciało towarzyszki.
-Konan! Odsuńcie się od niej!!
Konan złapała Dastana za
nadgarstek i ciągnąc go za sobą oddaliła się na bezpieczną
odległość. Chakra, która uwalniała się z ciała Lajones
przecinała powietrze z niebezpiecznym sykiem i orała ziemię wokół.
Deidara zauważył to cale zdarzenie.
-Lajones...
Wyszeptał i zaczął biec w jej
stronę. Miną Peina.
-Deidara! Nie podchodź.
Jednak blondyn nie słuchał.
Sasori wypuścił kilka linek chakry i złapał w nie Deidarę.
Szarpną gwałtownie do tyłu uniemożliwiając zbliżenie się
blondynowi do Uchihy. Ciało Lajones było niemal niewidoczne. Walka
stanęła w miejscu. Wszystkich spojrzenia skupione były w jednym
miejscu.
Nie!
Aniele, nie zniknąłeś
Teraz widzę...
Walczysz z mrokiem
Nie poddałeś się
Rozpościerasz skrzydła
Wznosisz się
Wyrywasz się szponą śmierci
Wracasz...
Otworzyła oczy. Pierwsze co do
niej dotarło to przenikliwy syczący dźwięk. Wokół niej szalała
czarna energia. Jęknęła gdy spróbowała się podnieść. Ręką
dotknęła rany, którą zadał jej Kira. Poczuła na palcach lepką
ciecz. Uklękła na ziemi i mimo jej woli z pleców wyrosły
skrzydła. Spróbowała wstać, co przyszło jej z trudem. Poczuła
jak moc próbuje przejąć nad nią kontrolę. Spróbowała to
powstrzymać. W głowie usłyszała chichot, który przyprawiał o
potworny ból głowy. „Nie walcz z tym” Ten głos należał do
Jashina. Chichot przerodził się w szaleńczy śmiech. Złapała się
za głowę i wrzasnęła, chcąc wyrzucić z głowy ten nieprzyjemny
dźwięk. W momencie kiedy krzyknęła jej chakra rozproszyła się
na wszystkie strony, tworząc falę uderzeniową. Upadła na kolana
wciąż trzymając się za głowę.
-Lajones!!
Podniosła głowę słysząc
swoje imię. Od razu rozpoznała ten głos. Do oczu cisnęły się
łzy.
-Deidara...
Wyszeptała i w tej chwili
wszystko umilkło. Zaczęła się zmieniać. Pojawił się ogon,
ostre szpony i zęby, skóra przybrała jeszcze bledszy kolor niż
dotychczas. Oczy nabrały szalonego i niemal okrutnego wyrazu. Na dłoniach pojawiły się pentagramy. Wbrew
własnej woli podniosła się z ziemi. Mimo, iż zachowywała
świadomość, to ciało w ogóle jej nie słuchało. Poczuła się w
nim obco. Było jak zabawka w rękach dziecka. Całkowicie poddane
obcej woli.
Kira warkną coś pod nosem i
ruszył biegiem, chcąc zaatakować Lajones. Dziewczyna stała z
opuszczoną głową. Mężczyzna uniósł miecz i zaatakował nim z
góry. Uchiha uniosła rękę, zasłaniając się. Jednak ostrze
nawet nie dotarło do ciała. Energia sprawiła, że zatrzymało się
centymetr od skóry. Szybki ruch ze strony Lajones i Kira wylądował
na pobliskim drzewie. Był wściekły. Podniósł się i wzbił się
w powietrze. Uchiha spojrzała w niebo, podążając wzrokiem za
białowłosym. Odpiła się od ziemi i z niewyobrażalną prędkością
wzbiła się w powietrze. Przeleciała nad miejscem gdzie chwilę
wcześniej toczyła się bitwa. Deidara, który do tej chwili trzymał
miecz Lajones. Wyrzucił go w górę. Czarnooka chwyciła go bez
problemu. Zamachnąwszy skrzydłami zatoczyła pętlę i ruszyła na
białowłosego. Nie chciała już walczyć, jednak jej ciało miało
inne plany. Ich miecze ponownie się zetknęły. Jedak Lajones
wymierzyła dużo celniejszy cios. Kira został ranny w bok. Rana
zaczęła okropnie krwawić. Nie mając już innego pomysłu,
białowłosy zaczął formować Rasengan. To samo uczyniła Uchiha.
Na wyciągniętej dłoni pojawiła się Furia. Ruszyli na siebie
nawzajem. Wyciągnęli dłonie przed siebie.
-Furia!!
-Rasengan!!
Po raz drugi te dwie potężne
techniki zderzyły się ze sobą, powodując potężną eksplozję.
Najpierw powstał oślepiający rozbłysk światła, którego
następstwem był wybuch. Kira, który był osłabiony spadł na
ziemię, natomiast Lajones unosiła się w powietrzu. Jej prawa ręka,
ta w której utworzyła Furię była poparzona do samego łokcia.
Lajones poczuła że odzyskuje kontrolę mad ciałem. Razem z
odzyskaną kontrolą, uderzyła w nią potworna fala bólu. Z trudem
utrzymała się w powietrzu. Niezdarnie wylądowała na ziemi i
odzyskała swoją ludzką formę. Utykając podeszła do Kiry. W
lewej ręce trzymała miecz.
-Zabij mnie!
Krzykną białowłosy. Lajones
schowała Raikiri do pochwy.
-Nie.
-Przecież to walka na śmierć
i życie, któreś z nas musi zginąć!
-Ty wygrałeś, poza tym nasze
ścieżki jeszcze kiedyś zejdą się, a wtedy staniemy po tej samej
stronie barykady. Zapamiętaj moje słowa, a teraz, zrób to co ja i
wróć do swoich przyjaciół.
Uśmiechnęła się przyjaźnie.
Kira poczuł zmieszanie, po czym wstał i ruszył w stronę shinobi z
Konohy. Sakura podbiegła do niego i zajęła się ranami.
-Lajones sensei!!
Odwróciła się i wpadł na nią
Dastan, mocno wtulając się w swoją sensei. Oboje przewrócili się
na ziemię. Chłopiec szlochał.
-Dastan, nie płacz. Już
dobrze.
Jej głos drżał. Chłopiec
odkleił się od Uchihy i otarł łzy.
-Lajones. Wszystko w porządku?
Usłyszała zatroskany głos
Deidary, Blondyn ukląkł obok. Lajones mocno przytuliła ukochanego.
-Deidara, tak bardzo cię
przepraszam. Ja nie chciałam...
-Za co ty mnie przepraszasz?
Najważniejsze, że żyjesz. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie
przestraszyłaś.
-Nam wszystkim napędziła
stracha.
Zaśmiał się jashinista..
Sasori od razu zajął się poważniejszymi ranami.
-Hidan, mogę mieć do ciebie
prośbę?
Fioletowooki przekrzywił
śmiesznie głowę.
-Podziękuj ode mnie Jashinowi,
za to, że zwrócił mi życie.
-Widziałaś Jashina?!
-Bredzi.
Wtrącił Sasori owijając rękę
Lajones bandażem.
-Ma gorączkę.
-Być może, ale wiem co
widziałam!
Lajones zaczęła wykłócać
się z Sasorim o to czy widziała boga śmierci, czy też był to
tylko wynik gorączki.
-Wszystko wraca do normy.
Zaśmiał się Itachi widząc
jak jego kuzynka, rzuca w lalkarza zwiniętym bandażem. Owszem
wszystko wracało do normy. Tobi skakał dookoła, krzycząc jaki to
z niego dobry chłopiec. Wkurzony ględzeniem maskmana Deidara
zaczyna go gonić, a Sasori wyklina na głupotę swojej pacjentki,
reszta po prostu się śmieje z dwójki. Tylko Pein obserwował
oddalających się shinobi, którzy w końcu zniknęli za linią
drzew. Przeniósł wzrok na swoich podopiecznych. Ulżyło mu,że
Lajones wróciła. Mimo iż wiele razy się kłócą, to musiał
przyznać, że ją lubi. Poza tym obiecał Madarze, że będzie ją
chronić, gdy on odejdzie. Ta czarnooka dziewczyna zmieniła go.
Dzięki niej, lub może przez nią, zaczął okazywać uczucia.
-Zbierajcie się. Wracamy do
domu.
Odezwał się po chwili. Deidara
momentalnie znalazł się przy Lajones i wziął ją na ręce.
Zmęczenie dawało się we znaki i po kilku minutach zasnęła wtulona
w tors blondyna.
Aniele...
Wracasz do mnie...
Aniele mój...
Zwyciężyłeś...
Kruk*- W filmie "The Crow" sprowadza zmarłych do świata żywych, aby mogli naprawić wyrządzone im zło. W opowiadaniu, chodzi mi tylko o samą symbolikę powrotu do życia.
I
w ten oto, uroczy sposób dotarliśmy do końca pierwszej części
opowiadania. Jednak to jeszcze nie koniec przygód Lajones. Tak jak
zapowiadałam pojawi się dalsza część. Będzie więcej akcji,
więcej niespodziewanych sytuacji i postaram się, by było więcej
humoru. Póki co biorę dwu, lub trzy tygodniowy urlop. Wszystko
zależy od czasu jaki będę posiadać na pisanie. Założyłam
również drugiego bloga
serdecznie
zapraszam.
Za
ten czas, gdy zajmę się „Jashinistką”, na blogu zajdzie kilka
zmian, a mianowicie zamierzam dodać kilka rzeczy.
-adresy
blogów które warto przeczytać
-playlista,
czyli co chętnie słucham (ale to jeszcze nie jest pewne)
-i
zmieni się szablon (jeżeli zdołam go wykonać).
Mam
jeszcze prośbę.
Komentujcie,
bym wiedziała, że ktoś to czyta :)
To
tyle...
Do
zobaczenia!!