Takie tam...


Witaj w moim świecie, kimkolwiek jesteś. Cóż za dziwny zbieg okoliczności Cię tu sprowadził, do najdalszego zakątka mej wyobraźni. Lecz skoro już tu jesteś, spróbuj jak smakuje przygoda. Złap mnie za rękę i zamknij oczy. Pokarzę ci jak wygląda świat w mojej wyobraźni. Przeżyjesz coś co Ci się nawet nie śniło. Pytanie brzmi... czy się odważysz?

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 3

"Dziewczynka demon i nowa misja"

Tsunade stała przy oknie w swoim biurze. Zebranie niedawno zakończyło się, a nad Konohą zapadał mrok. Brązowooka przyglądała się czwórce osób. Szczególnie dwójce starszych shinobi. Lajones i Deidara najzwyczajniej w świecie wygłupiali się, tak jakby w cale niebyli przestępcami klasy S. Deidara wziął Lajones na ręce i przerzucił przez ramię, tak jakby nic nie ważyła. Tsunade uśmiechnęła się na ten widok. Dopiero teraz dostrzegła w nich, że tak na prawdę nie są  tak źli, jak sądziła. Spojrzała na Naruto. Chłopak śmiał się. Z powrotem spojrzała na młodą przywódczyni Akatsuki, która teraz już stała na własnych nogach. Więc, teraz wszystko w twoich rękach Lajones. Obyś sprostała zadaniu. Po tej myśli odwróciła się od okna i opuściła gabinet, kierując się w tylko sobie znanym kierunku.

Siedzieli w Ichiraku Ramen z dobre dwie godziny. Naruto w tym czasie zdążył zjeść z cztery porcje ramenu. Dosiedli się do nich przyjaciele blondyna i musieli dołączyć dodatkowy stolik. Wszyscy mieli dobre humory i mnóstwo pytań do Lajones i Deidary. 
-To jutro wracacie?
Spytała granatowo włosa członkini klanu Hiuga, Hinata. Lajones pokiwała głową.
-Obowiązki wzywają.
-Jak to jest być Liderem Akatsuki?
Padło pytanie i wszyscy wlepili zaciekawione spojrzenia w posiadaczkę sharingan. Lajones podrapała się po karku i uśmiechnęła.
- Wyobraźcie sobie, że jesteście dowódcami sporego oddziału shinobi, tylko, że wasi podopieczni bywają nieposłuszni i lubią roznosić siedzibę. No i do tego musicie wypełniać kupę papierów. Porównałabym to do bycia Kage.
-To takie kłopotliwe.
Mrukną Shikamaru, obserwując przechodzących ludzi. Deidara zaśmiał się. Spędzili w Ichiraku jeszcze pół godziny i w końcu wrócili do hotelu. Dastan po krótkim dobranoc zniknął za drzwiami jednej sypialni, natomiast Lajones postanowiła wziąć prysznic. Odkręciła kurek z letnią wodą i szybko umyła się. W samej bieliźnie stanęła przed lustrem.  Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Zmieniła się. Włosy nieco urosły i sięgały za pośladki. Rysy twarzy wyostrzyły się, a oczy spoważniały, jednak nie utraciły swojego blasku. Nabrała ładnych, kobiecych kształtów. Jej spojrzenie zatrzymało się na płaskim i lekko umięśnionym brzuszku, na którym widniała spora blizna, ciągnąca się od żeber z prawej strony, nad pępkiem i sięgała niemal do lewego biodra. Skrzywiła się na ten widok. Blizna była pamiątką po walce z Kirą.  Jej uwagę nagle przykuło coś zupełnie innego, coś czego by się nie spodziewała. Za nią na szafce siedziała dziewczynka. Mogła mieć nie więcej niż 9 lub 10 lat. Miała kruczoczarne włosy, sięgające połowy pleców i bladą, niemal trupią karnację, i czarne oczy. Lajones odwróciła się zaskoczona. 
-Kim jesteś? Z skąd się tu wzięłaś?
Dziewczynka uśmiechnęła się upiornie, a oczy błysnęły demonicznie. 
-Jestem tobą.
Szepnęła. Lajones zamrugała kilkakrotnie, analizując słowa dziewczynki.
-Nie rozumiem.
-Jestem twoim drugim "ja", tą częścią która jest demonem. Tym wszystkim, co w tobie złe. Jestem twoim gniewem i nienawiścią. 
Lajones właśnie teraz uświadomiła sobie, że dziewczynka wygląda tak, jak ona gdy była dzieckiem. 
-Dlaczego ujawniłaś się dopiero teraz?
Osóbka wzruszył ramionami.
-Bo dopiero teraz przestałaś z tym walczyć. 
Lajones chciała jeszcze o coś spytać, ale dziewczynka jej przerwała.
-Wiem o co chcesz spytać.
-Doprawdy?
-Dlaczego wyglądam jak ty, gdy byłaś dzieckiem. Otóż twoja podświadomość stworzyła mój obraz.
-Ktoś jeszcze, oprócz mnie może cię zobaczyć?
-Nie.
Zapadła cisza. Uchiha przez cały czas przyglądała się dziewczynce. Demoniczny blask w oczach małej osóbki, nie znikną ani na moment..Cisze nagle przerwało pukanie do drzwi.
-Lajones, wychodzisz?
-Zaraz!
Na chwilę odwróciła głowę, a gdy ponownie spojrzała na szafkę, dziewczynki nie było. Ja chyba wariuję. Pomyślała i ubrała się.


Konohe opuścili o świcie. Szli drogą handlową prowadzącą przez las. Wszystko wokół opatulała gęsta mgła, niczym kołdra. Mimo iż szlak był bezpieczny, to zachowywali czujność. W takie dni jak ten, łatwo było natknąć się na bandy rabusiów. Nagle Lajones kontem oka zauważyła jakiś ruch po swojej lewej.
-Stójcie.
Zatrzymali się. Lajones uważnie wpatrywała się w miejsce gdzie dostrzegła jakiś ruch.
-Może to tylko zwierze?
Spytał Naruto. Uchiha pokręciła przecząco głową.
-Za duże. 
Uaktywniła sharingan, jednak nawet z pomocą kopiującego oka nic nie dostrzegła.  Ruszyli w dalszą drogę. Przeszli może kilometr i im oczom ukazał się przewrócony wóz., przy którym siedziała kobieta. Gdy tylko zauważyła przechodniów zaczęła wołać o pomoc.
-Co się stało?
Spytała Uchiha podchodząc do płaczącej kobiety.
-Zostaliśmy napadnięci! Mój mąż jest ranny, a moje dziecko utknęło w powozie! Błagam pomóżcie!
Ręką wskazała miejsce gdzie leżał mężczyzna.
-Deidara zajmij się rannym. Naruto i Dastan wy obserwujcie czy nikt się tu nie zbliża. 
-Hai sensei!
Każdy zajął się wyznaczonym zadaniem. Lajones wślizgnęła się do powozu i od razu znalazła małe zawiniątko. Złapała delikatnie za materiał i przyciągnęła do siebie. 
-Co do...
Nie było to dziecko. W połacie materiału została zawinięta lalka. Lajones uświadomiła sobie co się dzieje, jednak nim zdążyła cokolwiek zrobić, kobieta wyciągnęła ją za płaszcz i przyłożyła kunai do szyi. Deidara walczył już z mężczyzną, który leżał na ziemi, a Dastana i Naruto zaatakowali shinobi ukryci w lesie. 
-Kuso.
Warknęła Uchiha. Była zła na siebie, że tak łatwo dała się podejść bandzie marnych shinobi.
-Poddajcie się albo poderżnę jej gardło!
Krzyknęła ruda.
-Uważaj komu grozisz.
Po tych słowach Lajones złapała za rękę kobiety i wykręciła, tym samym uwalniając się. Ruda jęknęła z bólu. 
-No na co czekacie?!
Krzyknęła do swoich ludzi.
-Brać ich!!
-Idioci 
Deidara powiedział to bardziej do siebie i sparował atak jednego z napastników, po czym wprowadził własny cios, który od razu powalił przeciwnika na ziemie. Lajones nawet nie musiała wyjmować swojej katany, bo po kilku minutach niemal wszyscy przeciwnicy zostali pokonani. Została tylko ruda. Była wściekła, że jej ludzie zostali tak łatwo pokonani.
-Nie daruję wam tego!
Krzyknęła. Lajones westchnęła i oparła ręce na biodrach.
-Pójdziemy na układ. Ty przeprosisz za zaatakowanie nas, a my o wszystkim zapomnimy i obejdzie się bez wylewu krwi.
-Kpisz sobie ze mnie! Za nic nie będę przepraszać! Katon: Gokakyu no Jutsu!
W ich stronę pognała ogromna kula ognia. Lajones poleciła reszcie by stanęli za nią, a sama uaktywniła mangekyo sharingan. Poczuła nagłe pieczenie oczu, a po policzkach zaczęła spływać krew. Gdy ognista kula była zaledwie kilka metrów przed Uchihą,pojawił się wir. Kamui. Kula ognia została wciągnięta do innego wymiaru i wir znikną. Lajones nieco osłabiona techniką upadła na jedno kolano. Rudowłosa oprzytomniała i wyrzuciła w stronę Lajones kilka kunai, które sprawnie zostały odbite przez Deidarę, który szybko pojawił się przed Uchihą. Naruto zaszedł kobietę od tyłu i ogłuszył.
- W porządku?
Spytał Deidara z troską w głosie i kucną naprzeciw Lajones.
- Taaa... tylko chwilowo nic nie widzę.
Uśmiechnęła się krzywo i znikąd wyjęła czarną chustkę, którą zawinęła wokół oczu. Deidara pomógł jej wstać.
-Co z nimi zrobimy?
Spytał Naruto.
-Mam pomysł.
Dastan uśmiechną się cwanie pod nosem.

Chłopaki postawili wóz na koła i do środka wsadzili, związanych i nieprzytomnych rabusiów, razem z rudowłosą. Zaprzęgli jakoś konie, które przez cały ten czas były ukryte w lesie, zaraz koło drogi . Naruto napisał krótką wiadomość i przestraszył zwierzęta, które pobiegły w stronę Konohy.
- Muszę przyznać, że pomysł miałeś dobry.
Mówiąc to Deidara poczochrał Dastana po włosach. 
-Ruszajmy, mamy spore opóźnienie.
Lajones wstała z kamienia na którym aktualnie siedziała i ruszyła przed siebie, czyli w stronę przeciwną niż kierunek ich podróży. Deidara westchną i podszedł do Lajones, łapiąc ją za ramie i prowadząc w odpowiednią stronę. Uchiha zrobiła kilka kroków i potknęła się o kunai wystający z ziemi.
- W tym stanie to nie dojdziesz. Musiałaś użyć  mangekyo sharingan?
- Owszem musiałam. Żeby ci tyłka nieprzysmoliło.
Uśmiechnęła się pod nosem, a Dastan i Naruto zaśmiali się.
-Aleś ty zabawna. Mogłaś użyć tej nowej techniki.
-Jest jeszcze nie doszlifowana.
-Ale za to bezpieczniejsza niż Kamui.
Lajones westchnęła.
- Lepiej użyć najniebezpieczniejszej techniki, niż użyć czegoś, co może nie zadziałać.
-Przez nadużywanie Mangekyo w końcu na dobre stracisz wzrok.
-Być może.
Na tym rozmowa zakończyła się. Deidara zaproponował by polecieli na jednym z jego dzieł, natomiast Lajones się nie zgodziło, twierdząc, że wielki, gliniany ptak będzie przyciągał zbyt wiele uwagi. Dastan i Naruto postanowili nie wtrącać się do zażartej dyskusji.
-Aleś ty uparta!
-A ty upierdliwy!
Blondyn burkną coś pod nosem i wbrew decyzji Lajones stworzył glinianego stwora i powiększył go.
- Chłopaki wskakujcie.
Naruto i Dastan bez sprzeciwu wskoczyli na ptaka. Nie mieli ochoty iść taki kawał do siedziby na piechotę.Deidara nie zważając na sprzeciwy czarnookiej, przerzucił ją sobie przez ramię i wskoczył na glinianego stwora.

Zapadał zmrok. Lajones siedziała z przodu glinianego stwora, trzymana w ramionach Deidary.  Z tyłu Dastan i Naruto dyskutowali o czymś zaciekle.
-Szkoda, że nie możesz zobaczyć, jaki piękny mamy zachód słońca.
-Nie muszę. Mnie w zupełności wystarczy, to że tu jesteś Deidara.
Odchyliła do tyłu głowę, opierając ją o tors blondyna.
-Oj Tenshi... wiesz przecież, że zawsze przy tobie będę.
-Wiem, mój Artysto, wiem. Arigato
Deidara nachylił się i ją pocałował. Więź jaka powstała pomiędzy ta dwójka, była naprawdę silna. Nierozerwalna.
- Nie masz za co dziękować Tenshi.
- Oj mam.
Zaśmiała się.
- Zbliżamy się do Ame
Zakomunikował blondyn. Po chwili wylądowali przed siedzibą.

  Miną tydzień od podpisania Traktatu i Lajones planowała już kolejne posunięcia. Od tamtej pory, gdy tylko zostaje sama pojawia się jej drugie ja, zawsze w tej samej postaci. Uchiha przeglądała właśnie papiery i sporządzała notatki. Powoli zaczynała wcielać plan w życie. Teraz trzeba było, tylko wykonać jego najtrudniejszą część. Odnaleźć kamienie. Wiele tygodni zajęło jej znalezienie jakichkolwiek informacji o Amaranth. Pewnie gdyby nie pomoc Peina, niewiele informacji by zdobyła. Jednak niewiele było wzmianek o kamieniach. W prawdzie wzmianka o nich była w notesie, który Lajones kiedyś znalazła w bibliotece starej siedziby, a który tajemniczo później zaginą. Jak się okazało znajdował się on w szufladzie do której klucza brakowało. Lajones znalazła go przypadkowo, któregoś dnia, robiąc porządki. Nagle ktoś zapukał do drzwi gabinetu.
- Proszę.
Odezwała się, nawet nie odrywając się od pracy. Do gabinetu wszedł Pein.
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać.
To było stwierdzenie. Na nic nie czekając zajął miejsce na krześle naprzeciwko Uchihy. Odłożyła długopis i zamknęła zeszyt z notatkami.
- Niedługo ruszam odnaleźć kamienie, których szukał ojciec. Zastąpisz mnie.
- Samej cie nie puszcze.
- Pein proszę cię... rozmawialiśmy już o tym.
 - Nie zapomnij, że obiecałem Madarze, że jeżeli jego już nie będzie, to mam się tobą zająć.
Lajones posmutniała na wspomnienie ojca.
- Nie wyślę nikogo innego.
Oznajmiła stanowczo.
- Więc weź czworo członków.
- Wiesz dobrze, że nie chcę nikogo narażać.
- To jest moja propozycja, Lajones. Nie zapomnij, że mimo wszystko odpowiadam za ciebie.
Młoda przywódczyni Brzasku westchnęła i wyprostowała się na krześle. Nawet nie wiedzieli, że są podsłuchiwani.
- Zastanowię się kogo ze sobą wezmę i dam ci znać.
Rudy skiną głową i wyszedł. Lajones przeglądnęła jeszcze kilka notatek i wszystkie ważne dokumenty zamknęła w szufladzie w biurku. Zamknęła je na klucz, który zawiesiła na szyi i dodatkowo zabezpieczyła go pieczęcią. Nie chciała by informacje tam zawarte wpadły w niepowołane ręce, zwłaszcza iż pewna osoba w organizacji aż zanadto lubiła wciskać nos w nie swoje sprawy. Karin. Lajones szczerze jej nie lubiła. Wstała od biurka i wyszła z gabinetu. Od razu udała się do swojego pokoju. Deidara robił właśnie jakieś szkice. Lajones padała na łóżko.
- Jestem wykończona.
Poskarżyła się. Deidara odwrócił się do niej przodem. Lajones podniosła się do siadu.
- Niedługo ruszam znaleźć te kamienie. Razem z Peinem ustaliliśmy, że mam wybrać czwórkę osób które wyruszą ze mną.
Deidara usiadł obok Lajones na łóżku.
- Wiesz, że idę z tobą?
Zaśmiała się i wtuliła w blondyna.
- Wiem o tym.
Deidara nachylił się i pocałował ją w usta. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i do środka weszli Sasori, Hidan i Itachi.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy?
Zaśmiał się siwy.
- O co chodzi?
- Zgłaszamy się jako ochotnicy, żeby wyruszyć z tobą na misję.
Oświadczył Sasori.
- I nie przyjmujemy odmowy.
Dodał Itachi.
- Z skąd wiecie?
Za chłopaków wynurzył się blond włosy chłopiec. Lajones westchnęła, ale nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się i wstała z łóżka.
- Jesteście pewni, że chcecie iść? Będzie naprawdę niebezpiecznie.
- Niebezpieczeństwo to moje drugie imię mała.
Hidan uśmiechną się po swojemu i uniósł lekko głowę.
- No dobra... skoro jesteście tego pewni, to powiadomcie resztę, że za 20 minut jest zebranie.
Po chwili chłopaki wyszli tak samo szybko, jak weszli.

W salonie zgromadzili się wszyscy członkowie Akatsuki. Lajones weszła do pomieszczenia i nie owijając w bawełnę rozpoczęła zebranie. Powiadomiła wszystkich o misji i o tym, że podczas jej nieobecności Pein będzie zajmował się organizacją.
- Jakieś pytania?
- Kiedy ruszamy?
Spytał Hidan rozwalając się na kanapie.
- Daję wam trzy dni na przygotowania, czwartego ruszamy.
Zebranie zakończyło się. Uchiha wysłała jeszcze kruka do Konohy. Z godnie z umową mają wzajemnie powiadamiać siebie o posunięciach. Jeszcze tego samego dnia, ten sam kruk przyniósł odpowiedz, która mimo wszystko nie zachwyciła Lajones. Kira, miał ruszyć z nimi. Lajones od razu powiadomiła o tym resztę. Niebyli z tego zadowoleni, zwłaszcza Deidara.

Weszła do łazienki, rozebrała się i weszła pod prysznic. Odkręciła kurek i ustawiła letnią wodę. Oparła czoło o zimne kafelki i przymknęła oczy wyrównując oddech. Czuła każdą kroplę która spływała po jej ciele. Umyła się i zakręciła wodę. Ubrała się i przed lustrem zaczęła suszyć włosy. Gdy skończyła, dostrzegła za sobą dziewczynkę.
- Dawno cie nie było.
- Tęskniłaś?
Uśmiechnęła się po swojemu.
- Nie... niespecjalnie.
Lajones odwróciła się w jej stronę i oparła się o zlew. Przymrużyła oczy.
- Znowu masz zamiar mnie denerwować?
Ostatnim razem kiedy mała demonica się pojawiła, Uchiha miała okazję przekonać się, że nie może zrobić jej krzywdy. Dziewczynka zaśmiała się upiornie, podeszła do Lajones i złapała jej prawą rękę, unosząc, i odwracając wierzchem dłoni. Przyłożyła do niej swoją dłoń.
- Zapominasz kim jesteś... to ci pomoże zapamiętać.
Lajones miała wrażenie, że ktoś wypala jej dziurę w ręce. Z syknięciem zabrała dłoń i wsadziła pod zimną wodę. Ból był niemal nie do wytrzymania. Razem z wodą spływała krew. Spojrzała na dłoń, na której pojawił się pentagram... taki sam jaki pojawia się podczas jej przemiany. Z szafki pod zlewem wyjęła bandaż i owinęła nim dłoń. Usiadała na podłodze przyciskając do siebie rękę. Z jej akompaniamentami bólu zlewał się okrutny śmiech małej demonicy.
- Spierdalaj...
Warknęła na demonicę i ta po chwili rozpłynęła się w powietrzu, dalej się śmiejąc. Lajones podniosła się z ziemi i weszła do pokoju. Deidara leżał na płużku. Uchiha położyła się obok i wtuliła w blondyna.
- Lajones, coś się stało?
Spytał zmartwionym głosem. Przycisnęła dłoń, która bolała niemiłosierni, do piersi.
- Ne... wszystko w porządku.

Nadszedł dzień misji. Kira zeszłego wieczoru przybył do siedziby. Trwały ostatnie przygotowania. Lajones w swoim gabinecie chowała jeszcze zwoje. Sprawdziła po raz kolejny czy wszystko ma i opuściła pomieszczenie. Zeszła na dół, gdzie wszyscy już byli.
- Gotowi?
Pokiwali twierdząco głowami. Lajones skinęła głową i zwróciła się do Peina.
- Pilnuj Dastana i zajmij się jego treningiem pod moją nieobecność. Co do reszty daję ci wolną rękę.
- O nic nie musisz się martwić. Powodzenia.
Skinęła lekko głową.
- Ruszamy.
Szóstka osób opuściła siedzibę i skierowała się do głównej bramy Ame. Za nią ruszyli w stronę gór.Czekała ich długa i niebezpieczna podróż w nieznane.




W końcu!!
Szczerze nie mogłam się już doczekać tej misji. Obiecuję, że następne rozdziały będą lepiej napisane..
Cuż... pisanie zaczyna mnie już męczyć... jednak nie mam zamiaru z tego zrezygnować, a przynajmniej do czasu kiedy zakończę opowiadanie o Lajones..







piątek, 2 listopada 2012

Halloween II


Dzisiaj mały bonus z okazji Halloween.
 Krótkie opowiadanie, które pragnę zadedykować mojej One-chan, a chodzi mi o Amy X3, która straaasznie mnie poganiała.
Pragnę poinformować, że postać Yuuki Kurayama została wymyślona przez Amy X3.

Teraz takie tam pierdoły. 
Akcja toczy się w (niby) normalnym świecie, czyli postacie nie są żadnymi przestępcami, nie mają chakry itd.
Są za to uczniami Liceum. 
No tak! Bym zapomniała o jednym małym szczególe.
Madara na potrzeby opowiadania został starszym braciszkiem Lajones :D   
Na koniec, pragnę jeszcze podziękować pewnej osobie, z którą lubię włóczyć się po mieście wieczorami i która podrzuciła mi pomysł na to opowiadanie.
Dzięki I. 
A teraz przejdźmy do opowiadania ;p


~     *     ~     *     ~     *      ~




 Wakacje. Każdy uczeń tylko czeka, aż skończy się rok szkolny i będzie mógł wyjechać w podróż. Pięcioosobowa ekipa, trzech chłopaków i dwie dziewczyny, dużym samochodem przejeżdżało drogą 210, która prowadziła przez gęste lasy Kanady. Prowadził czarnowłosy chłopak o imieniu Madara, obok na siedzeniu pasażera siedziała jego dziewczyna Yuuki, z tyłu siedzieli Lajones, Deidara i Hidan. Rodzeństwo Uchiha musiało namówić swojego ojca do tego by pożyczył im swój samochód, by wszyscy się pomieścili. W dobrych nastrojach śpiewali różne piosenki, a Deidara na tyle przygrywał gitarą. Jechali już dobre kilka godzin.
- Madara, zatrzymaj się gdzieś.
Yuuki miała już dość długiej podróży, a do ich celu była jeszcze daleka droga.
- Jak tylko będzie jakiś parking to się zatrzymam.
Brunet uśmiechną się delikatnie do dziewczyny. Przejechali jeszcze trzy kilometry i po ich prawej stronie pojawił się parking. Madara zjechał na pobocze i zaparkował. Wysiedli z samochodu prostując obolałe kości.
-Idę się odlać.
Zakomunikował Hidan i w chwilę później znikną w lesie. Lajones oparła się o maskę samochodu i z kieszeni wyjęła paczkę ulubionych cukierków i zaczęła zajadać się nimi. Yuuki zaczęła chodzić po parkingu rozglądając się. Wiatr lekko rozwiał jej włosy. Madara nie mógł oderwać od niej oczu. Białe, długie włosy, które sięgały lekko poza pas, powiewały teraz z każdym podmuchem wiatru. Dziewczyna miała niezwykle bladą cerę i czerwone jak rubiny  oczy. Gdy zauważyła, że czarnowłosy jej się przygląda uśmiechnęła się i podeszła do chłopaka.
-Co tam piękna?
Spytał uśmiechając się nonszalancko i boją ją ramieniem.
-Tak sobie myślę... daleko jeszcze?
-Z jakieś półtorej godziny jazdy.
-Eeej!! Musicie coś zobaczyć!!
Krzykną Hidan wychodząc z lasu.
Wszyscy ruszyli  za siwym w głąb lasu, który robił się coraz gęstszy.
-Gdzie ty nas prowadzisz?
-To niedaleko.
Przedarli się przez gęste krzaki i znaleźli się na niewielkiej polance. Niby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że z pośród trawy wystawały nagrobki. Niektóre były wykrzywione, a inne przewróciły się.
-Cmentarz
Lajones podeszła do jednego z nagrobków i przetarła napis dłonią.
-Colin Vonder.... nie wiem co dalej pisze, napis jest zamazany.
-Z skąd w środku lasu wziął się cmentarz?
Deidara był tym faktem zdziwiony, podobnie jak reszta. Lajones podniosła się i zauważyła równie starą tabliczkę na drzewie, jednak z bardziej czytelnymi wyrazami.
- Bądźcie przeklęci ci, którzy zakłócacie spokój zmarłym.
Zaczęła czytać.
-Spotka was za to kara. Strzęście się ponurego kosiarza, który zapuka do waszych serc i zabierze ze sobą waszą duszę, a odrętwiałe ciało żuci na pożarcie dzikim bestią.
Gdy skończyła zapanowała dziwna atmosfera. Cisza jaka w tedy zapanowała, zawierała w sobie grozę.  
-Spadajmy z stąd.
Żadne z nich nie chciało zostać tu ani chwili dłużej. Hidan zrobił krok w przód i poczuł jak coś lodowatego chwyta go za rękę. Otworzył szeroko oczy z przerażenia, nie był to nikt z jego przyjaciół, gdyż wszyscy szli przed nim, odwróceni do niego tyłem. Yuuki odwróciła się i pisnęła z przerażenia. Wszyscy również obejrzeli się za siebie.
-O Mój Boże!!
Lajones zakryła dłonią usta.
-Hidan, nie ruszaj się.
Powiedział w miarę spokojnie Madara.
-Tylko niech mi ktoś powie, co mnie trzyma za rękę?
-Dziewczynka...
Yuuki wyszła za Madary i powoli zaczęła podchodzić, jednak brunet złapał ją za nadgarstek powstrzymując.
-Nie zbliżaj się do nich.
-To tylko dziecko.
Szepnęła, ale sama nie wierzyła we własne słowa. Wyswobodziła się z uścisku Uchihy i podeszła bliżej. Spojrzała na Hidana. Pierwszy raz widziała go takiego przestraszonego
-Nie odwracaj się.
Powiedziała do niego i znów spojrzała na dziewczynkę. Była niziutka. Sądząc po wzroście mogła mieć 7 lat, jednak niemożna było tego stwierdzić, gdyż twarz zasłaniały długie, smoliście czarne włosy. Miała niesamowicie bladą cerę, a ubrana była w brudną i poszarpaną sukienkę z innej epoki. Wokół niej unosiła się woń ziemi i stęchlizny.
-Hej
Zaczęła Yuuki drżącym głosem.
-Jak ci na imię? Z skąd się tu wzięłaś?
-Nie powinno was tu być.
Głos dziewczynki był delikatny, ale mroził krew w żyłach. Zdawał się być martwy.
-Dlaczego?
Dziewczynka spojrzała na Kurayame . Jej oczy były martwe, tak samo jak głos. Martwe i puste.
-Bo zginiecie.
Po tych słowach puściła rękę Hidana i cofnęła się kilka kroków. Siwy dopiero teraz spojrzał na maleńką postać. Znikąd pojawiła się mgła, która opatuliła maleńką osóbkę.
-Nie powinno was tu być.
Powtórzyła i rozpłynęła się w gęstej mgle.  Każde popatrzyło po sobie jakby szukając odpowiedzi a to co tu teraz zaszło.
-Co to kurwa było!!
-Duch?
Wszyscy spojrzeli na młodszą Uchihę.
-Przecież duchy nie istnieją!
-To jak to wytłumaczysz, Madara?!
-Nie wiem, ale na pewno to nie był duch!
-Przestańcie się kłócić.
Yuuki spiorunowała rodzeństwo groźnym spojrzeniem. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień.
-Wracajmy do samochodu.
Wszyscy się zgodzili z Douhito i trzymając się razem ruszyli w drogę powrotną.


 Mgła. Ta cholerna mgła otaczała ich z każdej strony. Gęsta jak mleko, a oni błądzili po lesie z dobre dwie godziny. Zmęczeni, głodni i zmarznięci, a na domiar złego robiło się coraz ciemniej.  Dziewczyny były przestraszone. Nie tylko tym że zgubili się w środku lasu i żadne nie miało zasięgu by zadzwonić. Najbardziej bały się tego, że zjawa z cmentarza znów się pojawi. Chłopaki również czuli niepokój, jednak ukrywali to. Las zaczął się przerzedzać i mieli nadzieję, że gdzieś tu jest parking i samochód, którym z stąd odjadą, by nigdy już nie wrócić. Nie wiedzieli jednak, że upragniony pojazd jest w drugą stronę. Przez drzewa zamajaczył zarys jakiegoś domu. Przedarli się przez krzaki i stanęli na polance na której wznosił się budynek.
-Myślicie, że ktoś tu mieszka?
Spytał z nadzieją w głosie Hidan.
-Raczej nie, wygląda na opuszczony.
-Spędzimy tu noc, a rano spróbujemy się z sąd wydostać.
Madara ruszył w stronę domu, albo raczej dworu. Dom z zewnątrz był olbrzymi, a do wnętrza prowadziły ogromne, drewniane i lekko przegniłe drzwi.
-Chcecie tu spać?
Siwy nie chciała wchodzić do środka, a tym bardziej tam spać.
-A widzisz inne wyjście? Wolę tam, niż tu, a jak tak bardzo chcesz to możesz spać na zewnątrz.
Yuuki miała dość, nie tylko ciągłego marudzenia Hidana. Ostatecznie siwy poszedł za resztą. Madara staną przed drzwiami i wyciągną rękę by nacisnąć klamkę, jednak ta sama się poruszyła i drzwi lekko uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Pchną drzwi i wszedł do środka a zanim reszta. Stanęli na środku holu. Na przeciwko wejścia były schody prowadzące na kolejne piętra budynku, na lewo i prawo były dwa pomieszczenia, w tym na prawo był kominek. Nagle drzwi poruszone nieznaną siłą zatrzasnęły się z głośnym hukiem. Dziewczyny niemal pisnęły.
-Pewnie przeciąg.
Lajones powiedziała to tak, jakby chciała przekonać do tego samą siebie. Weszli do pomieszczenia z kominkiem. Było duże. Podłoga wyłożona była drewnianymi, spróchniałymi i zniszczonymi przez czas panelami. Ściany były szarawe i odchodziła od nich farba. Gdzieniegdzie można było dostrzec pęknięcia. Kominek był zaniedbany. Cegły z którego został zrobiony rozpadały się, a niektóre luźno leżały na podłodze. Pod jedną ze ścian stała rozsypująca się komoda, która chłopakom posłużyła za opał do kominka. Po dłuższej chwili męczarni, ciemne już pomieszczenie wypełniło ciepło.
 
 Wszyscy usadowili się przed kominkiem, ogrzewając się przy ogniu. Słońce już dawno zaszło, właściwie był środek nocy. Lajones siedziała oparta plecami o tors Deidary. Oboje nie mogli zasnąć, podobnie jak Yuuki, obok której spał Madara. Hidan już dawno chrapał. Yuuki wstała i usiadła obok Uchihy i Douhito.
- To wszystko mi się przestało podobać.
Zaczęła szeptem.
- Jutro spróbujemy się z stąd wydostać.
Lajones położyła rękę na ramieniu przyjaciółki, chcąc ją w ten sposób uspokoić. Wiedziała, że Yuuki bała się, z resztą nie mniej niż ona sama. Deidara uśmiechną się pod nosem.
-W końcu chcieliśmy jakąś przygodę, to ją mamy.
Cała trójka zaśmiała się cicho, by nie zbudzić reszty.  Znów zapanowała cisza. Wpatrywali się w tańczące płomienie, każde pogrążone we własnych myślach. Kroki na pierwszym piętrze, przywróciły Lajones do rzeczywistości. Pierwsza je usłyszała.
-Słyszycie?
Spytała drżącym głosem. Kroki były na tyle głośne, że obudziły resztę. Ktoś chodził po pokoju nad nimi w ciężkich butach. Wpatrywali się w sufit jak zaklęci. Kroki skierowały się w stronę drzwi. Dało słyszeć się skrzypienie i trzask drzwi. Kroki przeniosły się na korytarz, a następnie na schody. Spojrzenia wszystkich zwrócone były w stronę wejścia do pomieszczenia. Kroki ucichły, przy kilku ostatnich stopniach. Po kilku sekundach, można było słyszeć jak koś z powrotem wchodzi na górę i trzaska tymi samymi drzwiami. Później była tylko cisza.
- Co to kurwa było?!
Lajones puściły nerwy. Po policzkach spływały jej łzy. Deidara przytulił ją do siebie i szeptał coś na ucho. Wszyscy byli poruszeni tym co tu zaszło.
- Musimy sprawdzić kto jest na górze.
Madara jako pierwszy otrząsną się.
- Pojebało cię!? Musimy z stąd wiać!! Może to jakiś psychol!!
Lajones ten pomysł wyraźnie nie podobał się. Wolała już siedzieć na tamtym cmentarzu, niż iść na górę. Jednak większość poparła pomysł jej brata.


Madara i Deidara powoli weszli po schodach na pierwsze piętro, reszta została na dole.Madara szedł pierwszy, Deidara tuż obok. Zbliżali się do końca schodów, które pod ich stopami skrzypiały upiornie. Madara przyległ do ściany i zajrzał za rogu. Nie dostrzegł nic prócz okna na końcu korytarza, przez które wpadało blade światło księżyca. Deidara spojrzał w drugą stronę, również nic nie dostrzegł oprócz nie przeniknionej ciemności. Oboje czuli jak serca tłuką się im w piersiach, jednak cicho posunęli się dalej korytarzem. Zatrzymali się dopiero przy pierwszych drzwiach, z skąd "ktoś" wyszedł. Madara położył rękę na klamce i nacisną. Ani drgnęły. Szarpną raz, drugi i nic. Były zamknięte.
- Madara...
Brunet spojrzał na przyjaciela, który momentalnie pobladł na twarzy. Madara odwrócił głowę w stronę okna, czyli tam gdzie patrzył się blondyn i zamarł. Przy oknie stała, albo raczej lewitowała półprzeźroczysta postać. Był to mężczyzna o długich, białych włosach, które były dziko rozczochrane. Poszarpane strzępy ubrań falowały w powietrzu. Twarz zjawy była wychudzona, oczy z nienawiścią paczyły na dwójkę chłopaków, a z dziury w czole sączyła się ciemno brunatna substancja. Zjawa ruszyła w stronę chłopaków, a razem z nią przez korytarz przemknęła fala porywistego wiatru. Deidara i Madara biegiem zawrócili, i zbiegli po schodach, niemal na złamanie karku, wbiegli, jak burza do pokoju, wydzierając się, że muszą z stąd uciec.   
- Co wyście tam zobaczyli?
Spytała Yuuki wstając z podłogi.
- Ja sam nie wiem.
- To był duch.
Wtrącił Deidara.
- Duchy nie istnieją!!
Madara nie chciał w to uwierzyć.
- Więc co to było, co?? Może mi łaskawie wyjaśnisz, bo z tego co wiem ludzie nie lewitują w powietrzu i nie są przeźroczyści!!
Blondyn wydarł się, gestykulując rękoma. Zapadła cisza. Nagle cały dom wypełnił przerażający śmiech. Nie był on ludzki. Był przerażający i martwy. Jak by pochodził za grobu. Gdy upiorny śmiech ustał, przez pokój w którym wszyscy się znajdowali, przebiegł podmuch lodowatego wiatru i nagle znów wszystko umilkło.
- Spierdalamy!
Hidan szybko ruszył w stronę drzwi frontowych, za nimi ruszyła całą reszta. Długo męczyli się z drzwiami, jednak te ani drgnęły. Postanowili w końcu stłuc okna i uciec z stąd jak najdalej i nie oglądać się za siebie. Deidara wziął jedną z cegieł i rzucił w okno. Cegła odbiła się od okna i rozbiła w drobny pył, uderzając o podłogę, a na szybie nie zostało nawet małe zadrapanie. Hidan rzucił drugą cegłą jednak efekt był ten sam.
- Chyba tu utknęliśmy.
Jęknęła ze zrezygnowaniem białowłosa. Po tych słowach wnętrze budynku samo zaczęła się zmieniać. Ściany zaczęły się przemieszczać, odgradzając Madare i Hidana od reszty. Lajones chcąc uchronić się od zmiażdżenia odskoczyła na bok, lądując boleśnie na tyłku. Yuuki i Deidara również zaliczyli twarde lądowanie. Gdy tylko kurz opadł dostrzegli, że znajdują się w długim korytarzu.
- Gdzie Madara i Hidan?
Spytała Uchiha, dostrzegając, ze brakuje jej brata i przyjaciela.
-Zdaje się... że po drugiej stronie ściany.
Deidara podszedł do ściany i spróbował jś pchnąć.
- Deidara, daj sobie i tak tego nie ruszysz. Musimy ich jakoś znaleźć.
Wszyscy zgodzili się z Yuuki i i ruszyli przed siebie korytarzem.


Madara odkaszlną trochę kurzu i podniósł się do siadu.  Przez chwilę tępym wzrokiem wpatrywał się w ścianę ,która przednim nagle wyrosła. Do rzeczywistości przywrócił go głos Hidana.
- Madara rusz te swoje szanowne cztery litery, bo musimy znaleźć resztę i się z stąd wydostać.
Czarnowłosy chcąc, nie chcąc podniósł się z podłogi. Wyszli na hol i oboje spojrzeli na drzwi wejściowe.
- Jak myślisz, są otwarte?
Spytał siwowłosy. Madara pokręcił przecząco głową.
- Przedtem ich nie otworzyliśmy i wątpię że tym razem nam się uda.
Niechętnie spojrzeli na schody prowadzące na kolejne piętra, po czym powoli zaczęli wchodzić.  Gdy byli na pierwszym piętrze Madara z daleka przyjrzał się miejscu gdzie widzieli ducha. Nadal nie chciał w to wierzyć. Weszli na kolejne piętro.


Błąkali się korytarzami domu i z goryczą musieli stwierdzić, ze się zgubili. Z każdym krokiem mieli wrażenie, ze są w jakimś labiryncie. Plątanina korytarzy zdawała się niemieć końca. Czasem nawet trafiali na ślepe zaułki, mijali pojedyncze okna, z których widać było las i drzwi, których było tu pełno. Nie mieli jednak odwagi by zajrzeć do jakiegokolwiek pomieszczenia. Deidara niósł pochodnię, która była jedynym źródłem światła. Znaleźli ją po drodze, gdy ciemność stawała się dokuczliwa. Dziewczyny szły tuż za blondynem, niemal depcząc mu po piętach. Zbliżali się do skrzyżowania korytarzy, gdy nagle coś w nikłym świetle pochodni, przebiegło im drogę.
- Widzieliście to?
Lajones spytała się reszty, chcąc się upewnić, że nie ma zwidów, jednak Yuuki i Deidara pokiwali twierdząco głowami. 
- Zawracamy.
-Nie, musimy iść dalej.
Po tych słowach Deidara zrobił krok w przód.
-A jeżeli to coś nas zaatakuje?
Deidara odwrócił się i spojrzał na Lajones. Podszedł do niej i objął ją ramieniem.
- Nic nam nie będzie. Znajdziemy twojego brata i Hidana.... znajdziemy wyjście z tego przeklętego domu i uciekniemy.
Deidara spojrzał przypadkowo w ciemność za nimi. Dostrzegł dwoje czerwonych ślepi, które szybko zbliżały się w ich stronę.
- Biegnijcie!!
Krzykną i pociągną dziewczyny za sobą. Po korytarzu rozniósł się ryk wygłodniałej bestii. Biegli. Nie wiedzieli dokąd. Byle dalej od tego czegoś. Po prawej stronie znaleźli drzwi. Na szczęście były otwarte. Wpadli do środka. Stwór przebiegł obok. Ryk potwora upewnił ich, że się oddalił. Rozejrzeli się po pokoju w którym się znaleźli. Był średnich rozmiarów. Gdzieś w koncie stała stara szafa, której drzwiczki ledwo trzymały się zawiasów. Po przeciwnej stronie pokoju była komoda, również w kiepskim stanie.
- Mam tego dość! Chce do domu!
Yuuki była bliska płaczu. 
- Bądź silna.
Lajones starała się ją pocieszyć. W sumie te słowa były potrzebne także jej samej.
- Musimy się stąd wydostać!
Deidara plecami oparł się o drzwi.
- Mogę wam w tym pomóc.
Cichy dziewczęcy głosik rozniósł się po pokoju, a pomieszczenie wypełniła woń ziemi i stęchlizny. Na komodzie siedziała dziewczynka z cmentarza. Dziewczyny gwałtownie cofnęły się w tył.
- Nie musicie się mnie bać.
Powiedziała przyjaźnie.
- Powiem wam jak się z stąd wydostać.




Madara i Hidan minęli kolejne rozwidlenie i z każdym kolejnym pokonanym metrem, mieli wrażenie, że chodzą w kółko.
- Zgubiliśmy się.
Stwierdził siwowłosy.
- Wcale, nie. Dobrze wiem dokąd idziemy!
- Serio? To może powiesz mi, dlaczego ZNOWU mijamy ten obraz?
Mówiąc to Hidan palcem wskazał obraz, na którym namalowany był jakiś mężczyzna w staroświeckim stroju.
- Bo akurat ty zwracasz uwagę na obrazy. Ty poza cyckami i tyłkami nie widzisz nic innego.
- Ej!! Wypraszam sobie! Akurat o sztuce mam jakieś pojęcie!
Madara spojrzał na niego jak na idiotę.
- Jak by to powiedział Deidara, to bym uwierzył.
-Dlaczego jesteś taki niemiły?
Hidan zrobił minę obrażonego dziecka.
- A dlaczego ty jesteś idiotom?
Nagle oboje umilkli słysząc kroki za sobą. Zatrzymali się w miejscu i nasłuchiwali. Kroki zdawały zbliżać się w ich stronę. 
- Myślisz, że to reszta?
Spytał po cichu siwy. Madara pokręcił głową.
- Mam złe przeczucie, że jednak to nie oni.
Po tych słowach nastąpił strzał z jakiejś broni. Potworny huk rozniósł się po labiryncie korytarzy. Następstwem był psychopatyczny śmiech i następny strzał. Chłopaki zaczęli uciekać. Hidan obejrzał się za siebie. Za nimi biegł mężczyzna, a raczej to co z niego zostało. Ubrany był w żołnierski strój. Zielona bluzka była poszarpana i zakrwawiona. Z twarzy mężczyzny zwisało mięso, a z ran wypływała krew. W obu rękach trzymał broń myśliwską, którą celował w stronę Madary i Hidana. Siwowłosy pożałował nagle że się odwrócił.


Lajones, Yuuki i Deidara uważnie słuchali słów zjawy z cmentarza. Poczuli ulgę, że jednak mogą się z stąd wydostać.
- Czyli mamy czas do świtu?
Spytała po raz kolejny Lajones, chała się upewnić czy dobrze zrozumiała.
- Tak. Będziecie mieli jedną szansę. Drzwi otworzą się tylko na minutę, jeżeli nie zdążycie, umrzecie, a wasze dusze na zawsze zostaną tu uwięzione. Śpieszcie się, jeżeli chcecie wszyscy z stąd wyjść.
Po tych słowach dziewczynka rozpłynęła się. Yuuki wyprostowała się. Na jej twarzy malowało się zmęczenie, a pod oczami można było dostrzec zaciemnienia. Lajones i Deidara wyglądali nie lepiej.
- Dobra! Idziemy znaleźć Madare i Hidana. Nie mogą być daleko, w końcu ten przeklęty dom nie może być aż tak wielki.
Yuuki powróciła jej pewność siebie. Opuścili pokój z pozytywnym nastawieniem, jednak ani na moment nie tracili czujności.


Hidan i Madara zdyszani zatrzymali się za jednym z wielu zakrętów. Oboje nie mogli złapać oddechów po szaleńczej ucieczce.
- Zgubiliśmy go?
Spytał z nadzieją Hidan.
- Na to wygląda.
- Przysięgam, że jak z stąd wyjdę, to pójdę do kościoła.
Madara zaśmiał się.
- Pójdę z tobą.
- Chodźmy poszukać reszty. Yuuki pewnie martwi się o swojego ukochanego.
- Ja przynajmniej kogoś mam, a nie to co ty. Dziewczyny od ciebie z piskiem uciekają.
- Chciałeś powiedzieć przybiegają.
Hidan uśmiechną się po swojemu.
- Czasami mam ochotę ci przywalić.
Gdy tylko udało im się wyrównać oddechy ruszyli dalej szukać reszty przyjaciół i razem spróbować się z stąd wydostać. Przez dłuższy czas udało im się nie kłócić.  Szli w milczeniu pogrążeni we własnych myślach. Oboje chcieli być już we własnych domach, z dala od tego miejsca. Nagły wystrzał z broni przywrócił ich do rzeczywistości.
- A miałem taką nadzieję, że zgubiliśmy tego zombiaka!
Znów ruszyli biegiem. 




Pokonali kolejne skrzyżowanie dróg. Zmęczenie dawało się we znaki. Deidara co chwilę spoglądał na zegarek, pilnując godziny. W głowie wciąż huczały mu słowa zjawy. Za wszelką cenę musieli wydostać się z domu. Od tego zależało ich życie. Nie było opcji by mogli tu zginać.
- Deidara, która godzina?
Spytała czarnowłosa, ziewając przy tym. 
- 3:30.
- Mamy mało czasu.
Zauważyła Yuuki, Jak na komendę przyśpieszyli kroku, prawie biegnąc. Zaglądali w każdy zakamarek, zaczęli nawet nawoływać, jednak nie usłyszeli żadnej odpowiedzi. Nagły wystrzał z broni, sprawił, ze serca niemal im stanęły.
- To oni!
- Madara!!
Krzyknęła Yuuki i pobiegła przed siebie.
- Yuuki!! Zaczekaj!!
Lajones pobiegła za przyjaciółką, a Deidara zaraz za nią. Cudem zdołali dogonić białowłosą i zrównali z nią kroki. Kolejny strzał, dochodził za zakrętu. Skręcili w tamtą stronę i wpadli na Hidana i Madarę. Yuuki od razu rzuciła się brunetowi na szyję.
-Yuuki...
Madara objął ją ramieniem i przyciągną bliżej.
- Nie chcę wam przeszkadzać gołąbeczki, ale za nami biegnie psychopata zombie, więc może zostawcie sobie czułości na później.
Jak na komendę wszyscy zaczęli uciekać.
-Wiemy jak się z stąd wydostać!
Powiedziała w biegu młodsza Uchiha. 
- O 5:00 otworzą się drzwi. Mamy tylko jedną szanse.
- Musimy się śpieszyć jest 4:45. 
- Gazu!!
Jakimś cudem znaleźli schody i zaczęli zbiegać w dół. Przez cały ten czas gonił ich duch mężczyzny. Zbiegali w dół i mieli wrażenie że klatka schodowa nigdy się nie skończy, a czasu było coraz mniej. 
- Sześć minut!
Krzykną Deidara.  Gdy byli na pierwszym piętrze mieli niecałą minutę. Lajones pierwsza dobiegła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Ani drgnęły.
- Za późno.
Szepnęła ze łzami w oczach.
- Spóźniliśmy się.
Po tych słowach drzwi uchyliły się lekko. Wybiegli z domu i wbiegli do lasu. Drzwi zatrzasnęły się, jednak tym razem dom nie pochłoną żadnej ofiary. Biegli przez las jak szaleni, nikt nie miał odwagi odwrócić się. Minęli cmentarz i po chwili wbiegli na parking na którym stał ich samochód. Chyba nigdy nie czuli się tak szczęśliwi widząc tego grata, należącego do rodziców Lajones i Madaray. Zapakowali się do środka. Madara przekręcił kluczyk w stacyjce, zawrócił samochód i z piskiem opon ruszyli. Nim wyjechali z parkingu Lajones jeszcze spojrzała przez tylną szybę. Na parkingu stała zjawa dziewczynki. Uśmiechała się i machała im na pożegnanie.
- Dziękuje.
Szepnęła jeszcze i już nie oglądnęła się ani razu. To co zaszło tego dnia zostało pomiędzy nimi, nikt nie miał się o tym dowiedzieć. Dom stał tam. W głębi lasu, za zapomnianym cmentarzem koło parkingu.  





Z prastarych ksiąg znane
Wychodzą w tę noc,
By w Halloween wieczór
Zabawić się móc.
By jeszcze raz poczuć,
Co ciało i ruch,
By zmienić się w skórę
By wkraść się w czyjś duch.
Lecz z końcem wieczora,
Ty maskę swą włóż,
By nie dać się poznać,
Że zdrowy Twój duch!