Lajones zrobiła wielkie oczy. Miała wrażenie, że się
przesłyszała. Ona Liderem Akatsuki? Miała przewodzić zbieraninie
najniebezpieczniejszych przestępców jakich nosił świat? Miała
przewodzić swoimi przyjaciółmi?
-Nie ma mowy.
-Lajones...
-Nie mogę być Liderem! Nie nadaję się do tego! Dlaczego Pein nie
może?!
-Lajones! Uspokój się. Rozmawiałem o tym z Peinem i oboje
doszliśmy do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie.
-A moje zdanie się już nie liczy?!
Krzyknęła podrywając się z miejsca.
-Nie podnoś na mnie głosu!!
-Nie zostanę Liderem! Zresztą co to ma znaczyć, że nie wrócisz?
-Dobrze wiesz co to znaczy.
Młoda Uchiha z powrotem opadła na krzesło.
-Nie idź na tę misję.
Poprosiła niemal błagalnym tonem.
-Muszę.
-Oto-san* nie możesz mnie zostawić.
W czarnych tęczówkach pojawiły się łzy. Lajones wstała i
podeszła do ojca wtulając się w niego. Madara objął córkę
ramieniem.
-Lajones, nawet jeśli odejdę, nie będziesz sama. Otaczają cię
ludzie na których zawsze możesz liczyć, a teraz weź się w garść.
Uchiha nie płaczą!
Powiedział żartobliwie. Lajones wyprostowała się i otarła łzy.
Wymusiła delikatny, ledwie zauważalny uśmiech. Ze zrezygnowaniem
spojrzała na ojca. Nie chciała by to tak się skończyło. Madara
był nie tylko jej ojcem. Był jej przewodnikiem, prowadzącym przez
życie. Był jej wzorem. Zawsze chciała dorównać mocy ojcu. Nie
wyobrażała sobie jak by wyglądało jej życie gdyby nie należała
do Akatsuki. Odkąd pamiętała uparcie kroczyła u boku ojca, mimo
iż jej talent w pakowaniu się w kłopoty, nieraz o sobie dawał
znać. Westchnęła.
-Musze to przemyśleć.
Madara kiwną jedynie głową zgadzając się. Wzrokiem odprowadził
córkę do drzwi, póki te nie zamknęły się. Mężczyzna przetarł
dłonią czoło. Jego oczy w tym momencie wyrażały smutek. Nie
chciał zostawiać Lajones, jednak misja była ważna. Nie mógł
wysłać nikogo innego.
-Chciałbym dla ciebie innego życia...
Szepną. Rozmyślania bruneta przerwało pukanie do drzwi. Oczy
Madary na powrót stały się zimne.
-Wejść.
Drzwi uchyliły się i do pomieszczenia wszedł rudowłosy mężczyzna.
-I jak to przyjęła?
Spytał siadając na krześle.
-Kiepsko. Nie sądziłem, że tak zareaguje.
-Madara, jesteś pewien co do tej misji?
Najstarszy z Uchiha kiwną twierdząco głową. Był pewien. Nie było
innego wyjścia. Kamienie były potrzebne, inaczej demony wymkną się
z spod kontroli. Takie było jego przeczucie, a ono jeszcze nigdy go
nie zawiodło.
-Lajones jest silna.
Pein przewał ciszę. Madara zmarszczył czoło.
-Fizycznie, jest silna. Martwię się raczej o to, co dzieje się w
jej duszy. Lajones cały czas walczy ze sobą.
-To znaczy?
-Chce całkowicie uśpić tę część, która jest demonem.
-Uda jej się?
-Nie. Tego nie da się pozbyć. To jest jak memento, które wróci ze
zdwojoną siłą.
-Powinieneś jej o tym powiedzieć.
-Lajones wie, ale jej nie przemówisz do rozsądku.
Pein uśmiechną się delikatnie.
-Zupełnie jak tobie, Madara.
Brunet również się uśmiechną, na myśl, jak Lajones bardzo
przypomina mu jego samego.
Szła korytarzem. Wpatrywała się w podłogę. Ręce zacisnęła w
pięść. Czuła złość i jednocześnie smutek. Miała ochotę coś
rozwalić i w tym właśnie celu zmierzała do największej sali
treningowej. Szła w zamyśleniu. Myślała o tym, co powiedział jej
ojciec. Słyszała jak ktoś za nią biegnie. Nie zwróciła na to
najmniejszej uwagi. Krzyk ów osoby i fakt, że ktoś na nią wpadł,
przywrócił czarnooką do rzeczywistości.
-Tobi!!
Krzyknęła zrzucając z siebie bruneta. Tobi poderwał się z ziemi
i pomógł wstać Uchisze.
-Tobi przeprasza! Tobi nie chciał!!
Krzyczał otrzepując płaszcz dziewczyny z kurzu.
-Tobi...
Szepnęła. Nie miała ochoty słuchać przeprosin Tobiego, jednak
zamaskowany cały czas wykrzykiwał przeprosiny.
-Tobi, przestań.
-A.. ale...
-Nic się nie stało.
Maskman przekrzywił śmiesznie głowę.
-Dlaczego Lajones sempai, jest smutna? To przez Tobiego?
Spytał zmartwionym głosem.
-Nie, to nie twoja wina...
-To, co się stało??
-Nic.. mam zły dzień.
Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem odeszła. Zeszła na
parter, minęła salon, gdzie siedziało większość Akatsuki i
ruszyła bocznym korytarzem. Otworzyła jedne z drzwi i weszła do
środka. Czwórka, największa sala treningowa. Przypominała otwartą
przestrzeń. Rosła tu trawa i kilka potężnych drzew, które
wznosiły się po sam strop sali, który przypominał niebo, a na nim
świeciło sztuczne słońce. Gdzieś w końce płyną strumyk, który
wpływał pod ścianę i znikał. Stały tu drewniane pale, które
służyły do ćwiczenia cisów i kilka manekinów. Lajones ściągnęła
płaszcz i położyła go pod jednym z drzew. Podeszła do strumyka.
Spojrzała na swoje odbicie. Pod okiem miała siniaka po ostatniej
bójce. Skrzywiła się. W dłoni skumulowała trochę chakry i
przyłożyła ją do siniaka. Zaszczypało, ale limo po chwili
zniknęło. Po tym drobnym zabiegu podeszła do drewnianych pali i
zaczęła wyładowywać na nich swoją frustrację.
Ile czasu spędziła na wyżywaniu się nad kawałkiem drewna, nie
wiedziała. Nie obchodziło jej to. Jej ręce były zakrwawione od
wielu ciosów. Tkwiły w nich drzazgi. Ból w dłoniach zdawał się
być nierealny. Mocniej zacisnęła pięść i z warknięciem
uderzyła. Pień rozleciał się. Stała tak chwilę łapiąc oddech.
Z rąk powoli kapała ciemno czerwona posoka. Podeszła do strumyka i
zanurzyła obie dłonie w lodowatej wodzie. Ból wzmocnił się. Po
chwili wyciągnęła ręce z cieczy i usiadła pod drzewem. Zaczęła
wyciągać drzazgi. Przeklęła swoją głupotę, że nie owinęła
rąk bandażem zanim zaczęła okładać pięściami kawał drewna.
Gdy skończyła to żmudne zajęcie, przerzuciła płaszcz przez
ramię i powoli skierowała się do wyjścia. Rany dalej okropnie
krwawiły. Weszła do kuchni. Zdziwiła się. Było już późno.
Niewiarygodne jak bardzo straciła poczucie czasu. Przewiesiła
płaszcz przez oparcie krzesła i otworzyła jedną z szafek. Wyjęła
ze środka apteczkę. Odpakowała dwa bandaże i owinęła dłonie.
Szybko coś zjadła i weszła na gorę. Do swojego pokoju. Przebrała
się w piżamę i poszła spać, zmęczona trudem całego dnia.
Reszta tygodnia minęła szybko. Deidara miał być z junchuriki już
jutro, a Hidan kilka dni później. Lajones i Dastan mieli sami udać
się do miejsca pieczętowania i zabezpieczyć okolicę. Reszta
członków zostaje w siedzibie. Podczas pieczętowania pojawią się
ich hologramy. Uchiha była gotowa do wymarszu, sprawdziła jeszcze,
czy jej podopieczny niczego nie zapomniał i ruszyli w drogę. Po
kilku godzinach byli na miejscu. Ich oczom ukazała się brama, a za
nią głaz. Oboje zeskoczyli na taflę wody. Uchiha wykonała kilka
pieczęci i głaz przesuną się, ukazując przejście. Weszli do
środka. Znaleźli się w olbrzymiej jaskini. W środku było ciemno.
Lajones pstryknęła palcami i kilka pochodni zapaliło się,
oświetlając wnętrze mdłym światłem. Zostawili rzeczy pod
wschodnią ścianą, gdyż tamto miejsce wydawało się najbardziej
suche. Dastan wygodnie się rozsiadł, wyją z plecaka kanapki i ze
smakiem zaczął się zajadać. Lajones ze zwoju odpieczętowała
małą torbę, w której były karteczki z pieczęciami. Przerzuciła
torbę przez ramię.
-Idę zabezpieczyć teren. Zostań tu do mojego powrotu.
-Hai sensei.
Wyszła z jaskini i od razu zabrała się do roboty. W odległości
kilometra w każdą stronę, rozłożyła pułapki i kartki z różnymi
zabezpieczeniami. Na koniec wokół jaskini ułożyła karteczki,
które umożliwiały podniesienie się zapory, podczas pieczętowania.
Była zadowolona, nawet mysz by się nie prześlizgnęła. Teraz
wystarczyło tylko poczekać.
Następnego dnia Lajones i Dastan wyszli naprzeciw Deidarze i
Sasoriemu. Spotkali się na niewielkiej polanie. Czarnooka od razu
przytuliła blondyna.
-Aż tak się za mną stęskniłaś?
Zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Gdzie junchuriki?
Deidara ruchem głowy wskazał na niebo, gzie krążył gliniany
stwór. Odwzajemniła uśmiech i ruszyli w drogę. Lajones
prowadziła. W końcu to ona zajęła się zabezpieczeniem terenu. Po
dwudziestu minutach znaleźli się przed jaskinią. Uchiha wykonała
pieczęć i weszli do środka. Nim głaz opadł, wykonała kolejną
pieczęć, która sprawiła, ze podniosła się bariera. W środku
były już hologramy Peina i Madary. Rudzielec przywołał ogromny
posąg (nie będę opisywać, każdy na pewno wie jak on wygląda).
Pojawiły się hologramy pozostałych członków. Deidara i Sasori
zajęli swoje miejsca. Lajones nie brała udziału w pieczętowaniu.
Jej zadaniem było ochranianie miejsca i zadbanie o to by nie pojawił
się nikt nieproszony. Miała zabić, gdyby zaszła taka potrzeba.
Pieczętowanie rozpoczęło się. Usiadła na swojej karimacie i z
uwagą obserwowała wyłaniające się niebieskie smoki, które
opadły na ciało czerwono-włosego chłopaka. Chłopak uniósł się
do góry. Można było dostrzec wysysaną z niego czerwoną chakrę.
Bijuu. Pieczętowanie trwało trzy dni.
Za kilka godzin miał pojawić się Hidan i Kakuzu ze swoją
zdobyczą. Jednak plany te zostały pokrzyżowane przez Konohę.
Lajones nie miała pojęcia jakim cudem pokonali jej zabezpieczenia,
ale to było nie istotne. Pomnik znikł, podobnie jak hologramy.
Można było wyczuć chakrę czterech osób, tuż przed jaskinią.
Nagły wstrząs sugerował, że bariera pękła. Lajones kazała
Dastanowi cofnąć się do końca jaskini i nie mieszać się.
Granatowooki posłusznie wykonał polecenie. Nastąpiło kolejne
uderzenie, tym razem w skałę i o wiele silniejsze. Głaz rozsypał
się na miliony kawałków. W wejściu ukazała się już znana
wszystkim drużyna Kakashiego i jeszcze jedna osoba. Starsza kobieta,
na której widok Sasori drgną lekko w swojej kukle.
-Oddajcie Garę!!
Krzykną Naruto, gotowy zaatakować w każdej chwili. Lajones
spojrzała na ciało leżące obok i westchnęła.
-Przykro mi, Naruto, on nie żyje.
Powiedziała łagodnym głosem. Kusiło ją by schwytać teraz
dziewięcioogoniastego, ale wiedziała, że musi jeszcze trochę
poczekać.
-Zabiję was! Każdego po kolei!! Będziecie błagać o litość!!
Uchiha przymrużyła oczy. Nie lubiła gdy ktoś groził jej
przyjaciołom.
-Uważaj Uzumaki, bo nie wiesz komu grozisz.
Naruto chciał zaatakować, jednak został w porę powstrzymany,
przez Kakashiego.
-Deidara, odciągnij tego dzieciaka.
Polecił lalkarz. Deidara stworzył glinianą figurkę w kształcie
ptaka i powiększył ją. Stwór złapał w dziób ciało Kazekage i
po tym jak blondyn na niego wskoczył wzbił się w powietrze. Tak
jak Sasori przewidział, Naruto pobiegł za Dedarą. Pozbyli się
również siwowłosego shinobi. Staruszka wyrzuciła w stronę
Lalkarza kilka shuriken, które zostały odbite stalowym ogonem
Hiruko. Lajones wyjęła katanę z kabury, gotowa do ataku.
-Nie mieszaj się, Uchiha.
-Sasori, ale...
Chciała zaprotestować, jednak nim cokolwiek zdołała jeszcze
powiedzieć, ogon marionetki oplótł się wokół jej tali i
odstawił niedaleko Dastana. Warknęła niezadowolona, jednak
postanowiła nie mieszać się. Przynajmniej na razie. Staruszka
wykorzystała Sakurę jako swoją marionetkę. Najbardziej Uchihę
zdziwiło to, że Sasori jest wnukiem, ów kobiety. Czyli
różowo-włosa i staruszka, kontra Sasori i jego Trzeci Kazekage.
Zapowiadało się bardzo ciekawie.
Walka trwała już bardzo długo. Jaskinia przestała istnieć.
Lajones i Dastan trzymali się z dala od bitwy, obserwując wszystko
z urwiska jakie tam powstało i otaczało miejsce walki. Szanse
zdawały się być wyrównane. Walka zdawała się dobiegać końca.
Sasori chciał zadać ostateczny cios, jednak nie zauważył dwóch
marionetek, które się poruszyły. Lajones to dostrzegła. W sekundę
wyrosły jej skrzydła. Zeskoczyła z urwiska i jak strzała
przefrunęła nad pobojowiskiem. Twarz Sasoriego owiał wiatr. Przed
nim znikąd pojawiła się Uchiha. Jej skrzydła, które zadziałały
jak tarza, osłoniły go przed śmiertelnym ciosem. Ze zdziwienia
otworzył szerzej oczy. Nie zauważył nawet kiedy zdołała
tak szybko się tu znaleźć. Nikt nie zauważył. Jednym ruchem
skrzydeł odrzuciła marionetki na boki.
-Wystarczy.
-To jeszcze nie koniec!
Krzyknęła Sakura ledwo stając na nogach.
-Mylisz się Haruno, to koniec! Daruję wam życie, odejdźcie.
-Co ty se wyobrażasz! Myślisz, że jesteś panią świata?!!
-Już niedługo...
Uśmiechnęła się tajemniczo. Przerzuciła sobie ramię Soasoriego
i oboje zaczęli zmieniać się w czarne płatki róż, które
uniosły się ku niebu i znikły.
Szli przez las. Liście cicho szumiały, grając starą, zapomnianą
piosenkę. Troje osób, kobieta, mężczyzna i dziecko w ciszy
wsłuchiwali się w melodię, chcąc wyłapać każdy takt. Członkini
nieistniejącego już klanu, Uchiha pomagała iść swojemu
kompanowi. Blondwłosy chłopiec spoglądał w niebo. Dzień był
piękny i wydawał się spokojny. Jednak do spokojnych nie należał.
Zatrzymali się na chwilę robiąc przerwę.
-Lajones sensei, daleko jeszcze?
-Dastanie, przed chwilą pytałeś o to samo.
Blondynek zmarszczył śmiesznie nos i usiadł pod jednym z drzew.
Lajones i Sasori uczynili to samo. Zawiał delikatny wiatr, który po
raz kolejny poruszył drzewami, by te na nowo mogły wyśpiewać
swoją piosenkę.
-Lajones...
Ciszę przerwał głos Lalkarza. Uchiha zwróciła czarne tęczówki
w stronę towarzysza.
-Dzięki...
Uśmiech zagościł na jej ustach.
-Niema sprawy, zrobiłbyś to samo dla mnie, Sasori.
Znów zapadła cisza. Jednak nie była wcale niezręczna. Była
przyjemna, a nawet potrzebna. Nagle coś zaszeleściło i z zarośli
wyłonił się Deidara.
-Nooo!! W końcu was znalazłem!! Myślałem, że na zawsze utknę w
tej dżungli.
Lajones zaśmiała się, Sasori do niej dołączył, po czym cała
czwórka zaczęła śmiać się jak opętana, nie wiadomo z czego.
Zapadał wieczór, a do siedziby jeszcze daleka droga. Zbliżali się
do małej osady mając nadzieję, że znajdą tam nocleg. Na teren
osady wkroczyli po zmroku. Większość mieszkańców pogrążona już
była w błogim śnie, jednak nieliczni zasiadali w knajpach, grając
w karciane gry i popijając tanie piwo. Szybko odnaleźli tutejszy
hotel. Lajones weszła pierwsza. Pchnęła ciężkie drzwi i te
poruszyły dzwoneczek, który zadzwonił przyjemnie. Dastanowi ten
dźwięk przypomniał ten, który wydają dzwoneczki przy sakatach
członków Brzasku. Wnętrze było przyjemnie urządzone. Na
pierwszym piętrze, tam gzie był bar, który pełnił również
funkcję recepcji, były stoliki w tym tylko dwa zajęte.
-Proszę jeden, czteroosobowy pokój, jeżeli takowy tu macie.
Lajones uśmiechnęła się przyjaźnie. Barman kiwną lekko głową
na potwierdzenie. Zapłacili z góry i zajęli jeden ze stolików.
Zamówili coś do jedzenia. Po kolacji udali się na górę do
pokoju. Pomieszczenie nie tonęło w luksusie, ale im w zupełności
wystarczało. Dastan z westchnieniem ulgi opadł na pierwsze, lepsze
łóżko.
-W końcu się wyśpię!
Wykrzykną z zadowoleniem.
-A może byś się tak najpierw wykąpał?
Lajones z rozbawieniem spojrzała na swojego podopiecznego, który
poderwał się z łóżka.
-Dobry pomysł.
I znikną w łazience. Uchiha usiadła na łóżku, na którym
siedział Deidara. Plecami oparła się o tors Artysty. Blondyn
zaczął bawić się czarnymi kosmykami. Tak bardzo się za nią
stęsknił. Tydzień bez niej wydawał mu się wiecznością.
-Idziemy się przejść?
Spytał po chwili.
-Jasne.
Po chwili szli ciemną uliczką trzymając się za ręce. Noc była
piękna, bez chmurna i wyjątkowo ciepła. Księżyc świecił wysoko
na niebie. Od czasu do czasu zawiał delikatny wiaterek. Lajones
czuła zmęczenie, ale chciała spędzić trochę czasu z Deidarą.
Przy nim czuła się spokojna, choć na chwilę mogła zapomnieć o
problemach. Blondyn zauważył zamyślenie czarnookiej. Usiedli na
ławce w parku.
-Coś cię trapi.
To było stwierdzenie. Lajones westchnęła.
-Tata ostatnio ze mną rozmawiał. Po zapieczętowani dwuogoniastego
znowu rusza na misję.
-I co w tym dziwnego? Wszyscy mamy misje.
-Wiem, ale chodzi o to, że powiedział, że może nie wrócić.
-Wróci. Jest naprawdę potężnym shinbi.
-Taa... ale jak by tego było mało, postanowił, że go zastąpię.
-Niech zgadnę... nie zgodziłaś się.
-Ja nie miałam nic do gadania. Tata i Pein postanowili, że jak
ojciec zginie to go zastąpię. Ustalili to bez mojej wiedzy.
Deidara, co ja mam zrobić?
-Zgódź się.
-I ty Brutusie przeciwko mnie?
-Nie jestem przeciwko tobie. Myślę, ze twój ojciec wróci i tak
czy inaczej nie zostaniesz Liderem. Nie masz nic do stracenia.
-A jeżeli...
-Lajones, czemu ty zawsze musisz się czymś martwić?
Nie odpowiedziała, wzruszyła tylko ramionami. Deidara westchną i
pokręcił głową.
-Wracajmy.
Wstali z ławki. Deidara opiął Lajones ramieniem. Uchiha położyła
głowę na ramieniu blondyna. Szli tak pustą uliczka. Z naprzeciwka
szedł mężczyzna w białym płaszczu i tego samego koloru, długich
włosach. Lajones przymrużyła oczy. Mężczyzna nagle znikną.
Lajones wyślizgnęła się spod ramienia Deidary i dobyła katany.
Odwróciła się i jej miecz zderzył się z mieczem białowłosego.
Znów znikną. Deidara nie bardzo wiedział co się dzieje. Pojawiły
się dwa klony. Jeden zaatakował Lajones, drugi Deidarę. Szybko się
z nimi rozprawili. Z mroku wyłonił się oryginał. Wysoki,
białowłosy mężczyzna ubrany na biało.
-Mężczyzna w bieli.
Szepnęła do siebie i otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.
Białowłosy wolnym krokiem podchodził do dwójki klaszcząc w
dłonie.
-Szybka jesteś, moja droga.
Można było wyczuć od niego potężną i mroczną chakrę, którą
Lajones od razu rozpoznała.
-Pół-demon.
Uchiha spięła się. Pierwszy raz miała do czynienia z innym
pół-demonem i nie bardzo wiedziała czego się spodziewać.
-Nazywam się Kira.
Przedstawił się.
-Czego chcesz?
Warknął Deidara.
-Chcę walczyć z twoją piękną przyjaciółką. Na śmierć i
życie
Blondyn osłonił czarnooką swoim ciałem, chcąc uchronić ją
przed ewentualnym atakiem.
-Kiedy?
-Lajones, nie!
Kira zaśmiał się.
-Wkrótce, moja droga. Gdy przyjdzie odpowiedni czas. Wtedy staniemy
razem do walki.
-Niech będzie.
Białowłosy uśmiechną się i znikł. Deidara odwrócił się w
stronę czarnookiej.
-Zwariowałaś!? Czułaś jaki jest silny!? Chcesz zginąć?!
-Deidara przestań! To moja sprawa z kim mam walczyć!
-Nie jeżeli mam cię stracić! Nie zachowuj się jak egoistka.
-Nie jestem egoistką, ale nie mogę odmówić walki!
-Dlaczego?
-Nie zrozumiesz.
Wolnym krokiem, ruszyła w stronę hotelu. Deidara prychną pod nosem
i ruszył za czarnooką. Szli w ciszy. Nie chodziło o to, że
Lajones chciała walczyć, lecz o honor, typowy tylko dla Uchiha.
Lajones jak tylko weszła do pokoju od razu udała się do łazienki.
Po szybkim prysznicu położyła się spać. Deidara również się
wykąpał i gdy wyszedł, położył się obok Lajones, która już
dawno zasnęła, podobnie jak Dastan. Deidara szybko zasnął. Nie
spał tylko Sasori, który nie potrzebował snu. Siedział na swoim
łóżku naprawiając części swojego drewnianego ciała. Obok
świeciła się mała lampka, która lekko oświetlała twarz
Lalkarza.
Nazajutrz, popołudniu byli w siedzibie. Niemal od razu po ich
powrocie odbyło się pieczętowanie dwuogoniastego.
Lajones leżała na łóżku w swoim pokoju i wpatrywała się w spód
baldachimu. Madara zeszłego wieczoru wyruszył na swoją misję.
Trzy miesiące, tyle miała trwać. Przekręciła się na bok i
spojrzała na zegarek. Wskazówki wskazywały 12:15. Ten dzień
dłużył jej się niemiłosiernie. Siedziba wydawała jej się
dziwnie spokojna. Zawsze o tej porze, można było usłyszeć jakieś
krzyki. dochodzące z dołu, jednak dziś było inaczej.
Wszechogarniająca cisza była niemal niedoniesienia. Z cichym
westchnięciem podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju. Swoje
kroki skierowała na dół. Weszła do kuchnio-jadalni, gdzie przy
stole siedział Itachi. Brunet popijał herbatę i czytał jakąś
książkę. Młodsza Uchiha nalała sobie soku pomarańczowego i
usiadła naprzeciwko kuzyna. Upiła kilka łyków i przypatrzyła się
brunetowi.
-Chciałaś coś?
Spytał nie odrywając się od swojej lektury.
-Nuudzi mi się...
Wyjęczała. Itachi spojrzał na kuzynkę i uniósł zabawnie jedną
brew.
-To się rozbierz i ubrania pilnuj. (moja mama mi to powtarza, kiedy
zaczynam marudzić, że się nudzę)
Uśmiechną się złośliwie.
-Aleś ty zabawny. Chyba za dużo z Hidanem przebywasz, Itachi.
Brunet zaśmiał się i po chwili dało słyszeć się pisk Tobiego.
-A było tak pięknie.
Westchną Itachi.
-Właśnie.. było.
W tym momencie dało się słyszeć jak ktoś zbiega po schodach.
Przez ogłuszający krzyk, Lajones domyśliła się, że to był
Tobi. Zamaskowany wpadł do pieszczenia, gdzie siedziało kuzynostwo.
Topi upadł na kolana obok Lajones i desperacko uczepił się jej
nogi.
-Lajones-chan!! Ratuj Tobiego!!
Wykrzyczał płaczliwie brunet.
-Tobi!! Puść moją nogę!!
Lajones z trudem wstała z krzesła i próbowała odepchnąć
chłopaka. Do pomieszczenia weszła wściekła Konan. Jej biała
bluzeczka miała wielką, niebieską plamę, najpewniej z atramentu.
-Zabiję cię idioto!!
Chłopaczek pisną i mocniej uczepił się nogi Uchihy.
-Tobi, do cholery, zostaw mnie!!
Lajones znów spróbowała odepchnąć Tobiego, jednak cały wysiłek
poszedł na marne, gdy dwójka z hukiem, przewróciła się na dywan.
-Kuurwaa!!
Lajones z impetem uderzyła głową o twardą podłogę.
-Czy, ja choć raz nie mogę mieć spokojnego dnia!??
-Tobi, przeprasza. Tobi nie chciał.
-Ty już lepiej nic nie mów.
Burknęła
podnosząc
się z ziemi, wciąż trzymając się za obolałą głowę. Posłała
mordercze spojrzenie, chichoczącemu Itachiemu i wyszła z
pomieszczenia. Swoje kroki skierowała do biblioteki. Było to jedyne
miejsce gdzie mogła mieć choć trochę spokoju.
Mijały trzy miesiące, odkąd Madara wyruszył na swoją misję.
Lajones poważnie się niepokoiła. Bardzo dobrze pamiętała co
ojciec powiedział.
Jeżeli
nie wrócę za trzy miesiące, ty, zostaniesz Liderem.
Uchiha nie chciała być Liderem. Nie chciała traktować przyjaciół
jak podwładnych.
-Tato wróć, proszę.
Szepnęła do siebie, wpatrując się w spód baldachimu. Po pokoju,
rozniosło się ciche pukanie. Lajones podniosła się do siadu.
-Proszę.
Do pomieszczenia weszła Konan. Sądząc po minie niebieskowłosej,
coś się stało.
-Lajones, Pein cię wzywa.
-Po co?
-Chodź.
Lajones niepewnie wstała i ruszyła za kobietą. Zatrzymały się
przed drzwiami do gabinetu rudego. Czarnooka pierwszy raz bała się
wejść do środka. Zapukała i po krótkim „proszę”, weszła do
środka.
-Usiądź.
Pein ruchem głowy, wskazał Uchisze krzesło. Lajones bez sprzeciwu
usiadła.
-Lajones...
-Wiem co chcesz powiedzieć.
Przerwała rudemu.
-I wiedz, że nie zostanę Liderem, a na pewno nie teraz.
-Rozumiem.
-Mogę iść?
Spytała łamiącym się głosem.
-Tak.
Czarnooka bez słowa wstała i wyszła z pomieszczenia. Zeszła po
schodach na dół i wyszła z organizacji. Biegiem ruszyła przed
siebie. Byle dalej. Byle zostać samej.
Wszyscy członkowie Akatsuki, zebrani byli w salonie. Do
pomieszczenia wszedł Pein i od razu rozpoczął zebranie.
-Brakuje Lajones.
Zauważył Deidara.
-Ona nie przyjdzie.
Blondyn poruszył się niespokojnie. Pein powiadomił wszystkich, że
Madara zaginą i o decyzji młodej Uchihy. W końcu ogłosił koniec
zebrania. Wszyscy w szoku opuszczali salon.
-Deidara, zaczekaj.
Blondyn podszedł do nowego Lidera.
-O co chodzi?
-Idź do niej. Ona będzie cię teraz potrzebować Deidara.
Blondyn skiną głową i w chwilę później niemal wbiegał po
schodach. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju Lajones,
delikatnie zapukał. Nie usłyszał odpowiedzi. Zapukał poraz
kolejny i nie słysząc odpowiedzi wszedł do środka. Nikogo nie
było. Szybko wyszedł z pomieszczenia i zabierając jeszcze płaszcz
ze swojego pokoju, opuścił siedzibę.
Siedziała na skale. W dole było małe oczko wodne. Podciągnęła
nogi pod piersi i skuliła się z zimna. Krople deszczu, który
dopiero co przestał padać, spływały po nagich ramionach. Ubranie
było całkowicie przemoczone. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze
wody. Wyglądam żałośnie. Pomyślała i niemal natychmiast
oprała czoło o kolana. Przymknęła oczy, zmęczone od wylewania
łez i odetchnęła głęboko. Za sobą usłyszała kroki i wyczuła
mroczną chakrę. Poderwała się z miejsca i odwróciła w stronę
przybysza.
-Kira.
Mężczyzna uśmiechną się. Ubrany był tak jak samo, jak podczas
ich pierwszego spotkania, z tą różnicą, że teraz na czole miał
założoną opaskę z symbolem Konohy.
-Czyżbym przybył nie w porę?
-Odejdź.
-Cóż, mieliśmy walczyć i...
-Kiedy?
Spytała przecierając wierzchem dłoni, oczy.
-Za tydzień. Na Polanie Poległych*. Udasz się na północ od...
-Wiem gdzie to jest.
Nagle znikąd pojawił się gliniany ptaszek, który wybuchł tuż
obok Kiry. Białowłosy jednak unikną ataku. Za drzew wyłonił się
Deidara. W dłoni blondyn trzymał kolejną glinianą figurkę. Kira
ponownie się uśmiechną.
-To do zobaczenia, Lajones-chan.
Białowłosy znikną w chmurze dymu. Lajones stałą patrząc się
nieobecnym wzrokiem w miejsce, gdzie znikną białowłosy. Zacisnęła
ręce w pięści. Deidara zdjął swój płaszcz i zarzucił na
ramiona Uchihy. Czarnooka spojrzała na blondyna i mocno się do
niego przytuliła.
-Wszystko się pieprzy.
Jęknęła zrezygnowana.
-Pein, powiedział nam, co się stało. Przykro mi Lajones.
Nie odpowiedziała. Zaszlochała ponownie i mocniej wtuliła się w
tors blondyna. Z nieba znów spadły kolejne krople. Oboje ruszyli w
drogę powrotną do siedziby.
Pein, uderzył pięścią w blat swojego biurka. Był wściekły. Po
raz kolejny tłumaczył Lajones, dlaczego nie może walczyć z Kirą.
Jednak żadne argumenty niebyły w stanie przekonać Uchihy do zmiany
decyzji.
-To moja decyzja!
Krzyknęła, wstając z krzesła.
-Nie będziesz z nim walczyć!! To nie jest prośba, tylko rozkaz!!
-Niby od kiedy, ty mi rozkazujesz?!
-Od kiedy zostałem Liderem, tej pieprzonej organizacji!!
Zapadła cisza. Napiętą atmosferę niemal dało się pokroić
nożem. Konan, która cały czas przyglądała się kłótni,
nieśmiała nawet drgnąć. Obserwowała jak dwójka wymienia się
wściekłymi spojrzeniami, nawet miała wrażenie, ze powietrze wokół
Lajones zafalowało od nadmiaru chakry. Zdawało się, że Pein i
Lajones rzucą się sobie, zaraz do gardeł, na szczęście nic
takiego się nie stało. Uchiha przymrużyła oczy i przygryzła
dolną wargę. Konan mogła przysiądź, że teraz nawet ujrzała
pasmo czarnej energii, które szybko się pojawiło i niemal tak
samo, nagle znikło. Fuuma dłońmi rozmasował skronie i westchną.
-Lajones, zrozum, że walcząc z Kirą możesz zginąć.
-Wiem, jakiego ryzyka się podjęłam, Pein. Jestem tego świadoma,
ale nie odmówię walki.
-Czasem, warto zapomnieć o honorze i pomyśleć o bliskich, Lajones.
Do rozmowy wtrąciła się Konan. Kobieta podeszła do przyjaciółki.
-Lajones, ja nie mówię żebyś zrobiła to dla nas, ale pomyśl o
Deidarze. Raz możesz odpuścić.
-Nie rozumiecie...
-Czyżby?
Pein uniusł jedną brew.
-Aż za dobrze znam zasady, którymi kierował się twój klan. Wiem,
że waszą główną cechą jest walczyć dla honoru, ale nie pozwolę
ci walczyć za taką cenę.
-Od kiedy obchodzi cię mój los?
-Odkąd obiecałem Madarze, że będę cię chronił.
Znów zapadła cisza. Lajones wybałuszyła oczy ze zdziwienia. W
końcu westchnęła. Czyżby uległa?
Pomyślał rudy i uśmiechną się triumfalnie. Spróbował zajrzeć
do umysłu Uchihy, by odczytać jej myśli, jednak nie udało mu się.
Lajones zablokowała swój umysł.
-Dobra, niech ci będzie...
Lajones wstała i wyszła z pomieszczenia. Konan spojrzała na Peina
i uśmiechnęła się.
-Odpuściła...
Rudy pokręcił przecząco głową.
-Ona jest taka sama, jak Madara. Nie odpuści, choćby miała zginać.
-A to nie jeszcze jedna z tych głupich cech Uchiha?
Pein pokiwał twierdząco głową.
-Mam tylko nadzieję, że faktycznie odpuściła.
Jednak Lajones nie miała zamiaru rezygnować z walki. Chciała
pokonać Kirę, mimo tego, iż wszyscy twierdzili, że zginie.
Chciała pokazać na co ją stać.
W końcu bieżąca notka. Tak, wiem, że sporo spóźniona, ale mam też życie prywatne.
Kolejny post pojawi sie już we wtorek i będzie to zakończenie pierwszej części.
Obrażam się... Nie gadam z tobą... Jak mogłaś zabić Madarę! ~płacze wręcz~ No jak!
OdpowiedzUsuńAle notka poza tym jest ekstra ^^