Takie tam...


Witaj w moim świecie, kimkolwiek jesteś. Cóż za dziwny zbieg okoliczności Cię tu sprowadził, do najdalszego zakątka mej wyobraźni. Lecz skoro już tu jesteś, spróbuj jak smakuje przygoda. Złap mnie za rękę i zamknij oczy. Pokarzę ci jak wygląda świat w mojej wyobraźni. Przeżyjesz coś co Ci się nawet nie śniło. Pytanie brzmi... czy się odważysz?

niedziela, 2 września 2012

Rozdział 10

Lajones zrobiła wielkie oczy. Miała wrażenie, że się przesłyszała. Ona Liderem Akatsuki? Miała przewodzić zbieraninie najniebezpieczniejszych przestępców jakich nosił świat? Miała przewodzić swoimi przyjaciółmi?
-Nie ma mowy.
-Lajones...
-Nie mogę być Liderem! Nie nadaję się do tego! Dlaczego Pein nie może?!
-Lajones! Uspokój się. Rozmawiałem o tym z Peinem i oboje doszliśmy do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie.
-A moje zdanie się już nie liczy?!
Krzyknęła podrywając się z miejsca.
-Nie podnoś na mnie głosu!!
-Nie zostanę Liderem! Zresztą co to ma znaczyć, że nie wrócisz?
-Dobrze wiesz co to znaczy.
Młoda Uchiha z powrotem opadła na krzesło.
-Nie idź na tę misję.
Poprosiła niemal błagalnym tonem.
-Muszę.
-Oto-san* nie możesz mnie zostawić.
W czarnych tęczówkach pojawiły się łzy. Lajones wstała i podeszła do ojca wtulając się w niego. Madara objął córkę ramieniem.
-Lajones, nawet jeśli odejdę, nie będziesz sama. Otaczają cię ludzie na których zawsze możesz liczyć, a teraz weź się w garść. Uchiha nie płaczą!
Powiedział żartobliwie. Lajones wyprostowała się i otarła łzy. Wymusiła delikatny, ledwie zauważalny uśmiech. Ze zrezygnowaniem spojrzała na ojca. Nie chciała by to tak się skończyło. Madara był nie tylko jej ojcem. Był jej przewodnikiem, prowadzącym przez życie. Był jej wzorem. Zawsze chciała dorównać mocy ojcu. Nie wyobrażała sobie jak by wyglądało jej życie gdyby nie należała do Akatsuki. Odkąd pamiętała uparcie kroczyła u boku ojca, mimo iż jej talent w pakowaniu się w kłopoty, nieraz o sobie dawał znać. Westchnęła.
-Musze to przemyśleć.
Madara kiwną jedynie głową zgadzając się. Wzrokiem odprowadził córkę do drzwi, póki te nie zamknęły się. Mężczyzna przetarł dłonią czoło. Jego oczy w tym momencie wyrażały smutek. Nie chciał zostawiać Lajones, jednak misja była ważna. Nie mógł wysłać nikogo innego.
-Chciałbym dla ciebie innego życia...
Szepną. Rozmyślania bruneta przerwało pukanie do drzwi. Oczy Madary na powrót stały się zimne.
-Wejść.
Drzwi uchyliły się i do pomieszczenia wszedł rudowłosy mężczyzna.
-I jak to przyjęła?
Spytał siadając na krześle.
-Kiepsko. Nie sądziłem, że tak zareaguje.
-Madara, jesteś pewien co do tej misji?
Najstarszy z Uchiha kiwną twierdząco głową. Był pewien. Nie było innego wyjścia. Kamienie były potrzebne, inaczej demony wymkną się z spod kontroli. Takie było jego przeczucie, a ono jeszcze nigdy go nie zawiodło.
-Lajones jest silna.
Pein przewał ciszę. Madara zmarszczył czoło.
-Fizycznie, jest silna. Martwię się raczej o to, co dzieje się w jej duszy. Lajones cały czas walczy ze sobą.
-To znaczy?
-Chce całkowicie uśpić tę część, która jest demonem.
-Uda jej się?
-Nie. Tego nie da się pozbyć. To jest jak memento, które wróci ze zdwojoną siłą.
-Powinieneś jej o tym powiedzieć.
-Lajones wie, ale jej nie przemówisz do rozsądku.
Pein uśmiechną się delikatnie.
-Zupełnie jak tobie, Madara.
Brunet również się uśmiechną, na myśl, jak Lajones bardzo przypomina mu jego samego.


Szła korytarzem. Wpatrywała się w podłogę. Ręce zacisnęła w pięść. Czuła złość i jednocześnie smutek. Miała ochotę coś rozwalić i w tym właśnie celu zmierzała do największej sali treningowej. Szła w zamyśleniu. Myślała o tym, co powiedział jej ojciec. Słyszała jak ktoś za nią biegnie. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Krzyk ów osoby i fakt, że ktoś na nią wpadł, przywrócił czarnooką do rzeczywistości.
-Tobi!!
Krzyknęła zrzucając z siebie bruneta. Tobi poderwał się z ziemi i pomógł wstać Uchisze.
-Tobi przeprasza! Tobi nie chciał!!
Krzyczał otrzepując płaszcz dziewczyny z kurzu.
-Tobi...
Szepnęła. Nie miała ochoty słuchać przeprosin Tobiego, jednak zamaskowany cały czas wykrzykiwał przeprosiny.
-Tobi, przestań.
-A.. ale...
-Nic się nie stało.
Maskman przekrzywił śmiesznie głowę.
-Dlaczego Lajones sempai, jest smutna? To przez Tobiego?
Spytał zmartwionym głosem.
-Nie, to nie twoja wina...
-To, co się stało??
-Nic.. mam zły dzień.
Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem odeszła. Zeszła na parter, minęła salon, gdzie siedziało większość Akatsuki i ruszyła bocznym korytarzem. Otworzyła jedne z drzwi i weszła do środka. Czwórka, największa sala treningowa. Przypominała otwartą przestrzeń. Rosła tu trawa i kilka potężnych drzew, które wznosiły się po sam strop sali, który przypominał niebo, a na nim świeciło sztuczne słońce. Gdzieś w końce płyną strumyk, który wpływał pod ścianę i znikał. Stały tu drewniane pale, które służyły do ćwiczenia cisów i kilka manekinów. Lajones ściągnęła płaszcz i położyła go pod jednym z drzew. Podeszła do strumyka. Spojrzała na swoje odbicie. Pod okiem miała siniaka po ostatniej bójce. Skrzywiła się. W dłoni skumulowała trochę chakry i przyłożyła ją do siniaka. Zaszczypało, ale limo po chwili zniknęło. Po tym drobnym zabiegu podeszła do drewnianych pali i zaczęła wyładowywać na nich swoją frustrację.

Ile czasu spędziła na wyżywaniu się nad kawałkiem drewna, nie wiedziała. Nie obchodziło jej to. Jej ręce były zakrwawione od wielu ciosów. Tkwiły w nich drzazgi. Ból w dłoniach zdawał się być nierealny. Mocniej zacisnęła pięść i z warknięciem uderzyła. Pień rozleciał się. Stała tak chwilę łapiąc oddech. Z rąk powoli kapała ciemno czerwona posoka. Podeszła do strumyka i zanurzyła obie dłonie w lodowatej wodzie. Ból wzmocnił się. Po chwili wyciągnęła ręce z cieczy i usiadła pod drzewem. Zaczęła wyciągać drzazgi. Przeklęła swoją głupotę, że nie owinęła rąk bandażem zanim zaczęła okładać pięściami kawał drewna. Gdy skończyła to żmudne zajęcie, przerzuciła płaszcz przez ramię i powoli skierowała się do wyjścia. Rany dalej okropnie krwawiły. Weszła do kuchni. Zdziwiła się. Było już późno. Niewiarygodne jak bardzo straciła poczucie czasu. Przewiesiła płaszcz przez oparcie krzesła i otworzyła jedną z szafek. Wyjęła ze środka apteczkę. Odpakowała dwa bandaże i owinęła dłonie. Szybko coś zjadła i weszła na gorę. Do swojego pokoju. Przebrała się w piżamę i poszła spać, zmęczona trudem całego dnia.


Reszta tygodnia minęła szybko. Deidara miał być z junchuriki już jutro, a Hidan kilka dni później. Lajones i Dastan mieli sami udać się do miejsca pieczętowania i zabezpieczyć okolicę. Reszta członków zostaje w siedzibie. Podczas pieczętowania pojawią się ich hologramy. Uchiha była gotowa do wymarszu, sprawdziła jeszcze, czy jej podopieczny niczego nie zapomniał i ruszyli w drogę. Po kilku godzinach byli na miejscu. Ich oczom ukazała się brama, a za nią głaz. Oboje zeskoczyli na taflę wody. Uchiha wykonała kilka pieczęci i głaz przesuną się, ukazując przejście. Weszli do środka. Znaleźli się w olbrzymiej jaskini. W środku było ciemno. Lajones pstryknęła palcami i kilka pochodni zapaliło się, oświetlając wnętrze mdłym światłem. Zostawili rzeczy pod wschodnią ścianą, gdyż tamto miejsce wydawało się najbardziej suche. Dastan wygodnie się rozsiadł, wyją z plecaka kanapki i ze smakiem zaczął się zajadać. Lajones ze zwoju odpieczętowała małą torbę, w której były karteczki z pieczęciami. Przerzuciła torbę przez ramię.
-Idę zabezpieczyć teren. Zostań tu do mojego powrotu.
-Hai sensei.
Wyszła z jaskini i od razu zabrała się do roboty. W odległości kilometra w każdą stronę, rozłożyła pułapki i kartki z różnymi zabezpieczeniami. Na koniec wokół jaskini ułożyła karteczki, które umożliwiały podniesienie się zapory, podczas pieczętowania. Była zadowolona, nawet mysz by się nie prześlizgnęła. Teraz wystarczyło tylko poczekać.


Następnego dnia Lajones i Dastan wyszli naprzeciw Deidarze i Sasoriemu. Spotkali się na niewielkiej polanie. Czarnooka od razu przytuliła blondyna.
-Aż tak się za mną stęskniłaś?
Zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Gdzie junchuriki?
Deidara ruchem głowy wskazał na niebo, gzie krążył gliniany stwór. Odwzajemniła uśmiech i ruszyli w drogę. Lajones prowadziła. W końcu to ona zajęła się zabezpieczeniem terenu. Po dwudziestu minutach znaleźli się przed jaskinią. Uchiha wykonała pieczęć i weszli do środka. Nim głaz opadł, wykonała kolejną pieczęć, która sprawiła, ze podniosła się bariera. W środku były już hologramy Peina i Madary. Rudzielec przywołał ogromny posąg (nie będę opisywać, każdy na pewno wie jak on wygląda). Pojawiły się hologramy pozostałych członków. Deidara i Sasori zajęli swoje miejsca. Lajones nie brała udziału w pieczętowaniu. Jej zadaniem było ochranianie miejsca i zadbanie o to by nie pojawił się nikt nieproszony. Miała zabić, gdyby zaszła taka potrzeba. Pieczętowanie rozpoczęło się. Usiadła na swojej karimacie i z uwagą obserwowała wyłaniające się niebieskie smoki, które opadły na ciało czerwono-włosego chłopaka. Chłopak uniósł się do góry. Można było dostrzec wysysaną z niego czerwoną chakrę. Bijuu. Pieczętowanie trwało trzy dni.

Za kilka godzin miał pojawić się Hidan i Kakuzu ze swoją zdobyczą. Jednak plany te zostały pokrzyżowane przez Konohę. Lajones nie miała pojęcia jakim cudem pokonali jej zabezpieczenia, ale to było nie istotne. Pomnik znikł, podobnie jak hologramy. Można było wyczuć chakrę czterech osób, tuż przed jaskinią. Nagły wstrząs sugerował, że bariera pękła. Lajones kazała Dastanowi cofnąć się do końca jaskini i nie mieszać się. Granatowooki posłusznie wykonał polecenie. Nastąpiło kolejne uderzenie, tym razem w skałę i o wiele silniejsze. Głaz rozsypał się na miliony kawałków. W wejściu ukazała się już znana wszystkim drużyna Kakashiego i jeszcze jedna osoba. Starsza kobieta, na której widok Sasori drgną lekko w swojej kukle.
-Oddajcie Garę!!
Krzykną Naruto, gotowy zaatakować w każdej chwili. Lajones spojrzała na ciało leżące obok i westchnęła.
-Przykro mi, Naruto, on nie żyje.
Powiedziała łagodnym głosem. Kusiło ją by schwytać teraz dziewięcioogoniastego, ale wiedziała, że musi jeszcze trochę poczekać.
-Zabiję was! Każdego po kolei!! Będziecie błagać o litość!!
Uchiha przymrużyła oczy. Nie lubiła gdy ktoś groził jej przyjaciołom.
-Uważaj Uzumaki, bo nie wiesz komu grozisz.
Naruto chciał zaatakować, jednak został w porę powstrzymany, przez Kakashiego.
-Deidara, odciągnij tego dzieciaka.
Polecił lalkarz. Deidara stworzył glinianą figurkę w kształcie ptaka i powiększył ją. Stwór złapał w dziób ciało Kazekage i po tym jak blondyn na niego wskoczył wzbił się w powietrze. Tak jak Sasori przewidział, Naruto pobiegł za Dedarą. Pozbyli się również siwowłosego shinobi. Staruszka wyrzuciła w stronę Lalkarza kilka shuriken, które zostały odbite stalowym ogonem Hiruko. Lajones wyjęła katanę z kabury, gotowa do ataku.
-Nie mieszaj się, Uchiha.
-Sasori, ale...
Chciała zaprotestować, jednak nim cokolwiek zdołała jeszcze powiedzieć, ogon marionetki oplótł się wokół jej tali i odstawił niedaleko Dastana. Warknęła niezadowolona, jednak postanowiła nie mieszać się. Przynajmniej na razie. Staruszka wykorzystała Sakurę jako swoją marionetkę. Najbardziej Uchihę zdziwiło to, że Sasori jest wnukiem, ów kobiety. Czyli różowo-włosa i staruszka, kontra Sasori i jego Trzeci Kazekage. Zapowiadało się bardzo ciekawie.

Walka trwała już bardzo długo. Jaskinia przestała istnieć. Lajones i Dastan trzymali się z dala od bitwy, obserwując wszystko z urwiska jakie tam powstało i otaczało miejsce walki. Szanse zdawały się być wyrównane. Walka zdawała się dobiegać końca. Sasori chciał zadać ostateczny cios, jednak nie zauważył dwóch marionetek, które się poruszyły. Lajones to dostrzegła. W sekundę wyrosły jej skrzydła. Zeskoczyła z urwiska i jak strzała przefrunęła nad pobojowiskiem. Twarz Sasoriego owiał wiatr. Przed nim znikąd pojawiła się Uchiha. Jej skrzydła, które zadziałały jak tarza, osłoniły go przed śmiertelnym ciosem. Ze zdziwienia otworzył szerzej oczy. Nie zauważył nawet kiedy zdołała
tak szybko się tu znaleźć. Nikt nie zauważył. Jednym ruchem skrzydeł odrzuciła marionetki na boki.
-Wystarczy.
-To jeszcze nie koniec!
Krzyknęła Sakura ledwo stając na nogach.
-Mylisz się Haruno, to koniec! Daruję wam życie, odejdźcie.
-Co ty se wyobrażasz! Myślisz, że jesteś panią świata?!!
-Już niedługo...
Uśmiechnęła się tajemniczo. Przerzuciła sobie ramię Soasoriego i oboje zaczęli zmieniać się w czarne płatki róż, które uniosły się ku niebu i znikły.

Szli przez las. Liście cicho szumiały, grając starą, zapomnianą piosenkę. Troje osób, kobieta, mężczyzna i dziecko w ciszy wsłuchiwali się w melodię, chcąc wyłapać każdy takt. Członkini nieistniejącego już klanu, Uchiha pomagała iść swojemu kompanowi. Blondwłosy chłopiec spoglądał w niebo. Dzień był piękny i wydawał się spokojny. Jednak do spokojnych nie należał. Zatrzymali się na chwilę robiąc przerwę.
-Lajones sensei, daleko jeszcze?
-Dastanie, przed chwilą pytałeś o to samo.
Blondynek zmarszczył śmiesznie nos i usiadł pod jednym z drzew. Lajones i Sasori uczynili to samo. Zawiał delikatny wiatr, który po raz kolejny poruszył drzewami, by te na nowo mogły wyśpiewać swoją piosenkę.
-Lajones...
Ciszę przerwał głos Lalkarza. Uchiha zwróciła czarne tęczówki w stronę towarzysza.
-Dzięki...
Uśmiech zagościł na jej ustach.
-Niema sprawy, zrobiłbyś to samo dla mnie, Sasori.
Znów zapadła cisza. Jednak nie była wcale niezręczna. Była przyjemna, a nawet potrzebna. Nagle coś zaszeleściło i z zarośli wyłonił się Deidara.
-Nooo!! W końcu was znalazłem!! Myślałem, że na zawsze utknę w tej dżungli.
Lajones zaśmiała się, Sasori do niej dołączył, po czym cała czwórka zaczęła śmiać się jak opętana, nie wiadomo z czego.

Zapadał wieczór, a do siedziby jeszcze daleka droga. Zbliżali się do małej osady mając nadzieję, że znajdą tam nocleg. Na teren osady wkroczyli po zmroku. Większość mieszkańców pogrążona już była w błogim śnie, jednak nieliczni zasiadali w knajpach, grając w karciane gry i popijając tanie piwo. Szybko odnaleźli tutejszy hotel. Lajones weszła pierwsza. Pchnęła ciężkie drzwi i te poruszyły dzwoneczek, który zadzwonił przyjemnie. Dastanowi ten dźwięk przypomniał ten, który wydają dzwoneczki przy sakatach członków Brzasku. Wnętrze było przyjemnie urządzone. Na pierwszym piętrze, tam gzie był bar, który pełnił również funkcję recepcji, były stoliki w tym tylko dwa zajęte.
-Proszę jeden, czteroosobowy pokój, jeżeli takowy tu macie.
Lajones uśmiechnęła się przyjaźnie. Barman kiwną lekko głową na potwierdzenie. Zapłacili z góry i zajęli jeden ze stolików. Zamówili coś do jedzenia. Po kolacji udali się na górę do pokoju. Pomieszczenie nie tonęło w luksusie, ale im w zupełności wystarczało. Dastan z westchnieniem ulgi opadł na pierwsze, lepsze łóżko.
-W końcu się wyśpię!
Wykrzykną z zadowoleniem.
-A może byś się tak najpierw wykąpał?
Lajones z rozbawieniem spojrzała na swojego podopiecznego, który poderwał się z łóżka.
-Dobry pomysł.
I znikną w łazience. Uchiha usiadła na łóżku, na którym siedział Deidara. Plecami oparła się o tors Artysty. Blondyn zaczął bawić się czarnymi kosmykami. Tak bardzo się za nią stęsknił. Tydzień bez niej wydawał mu się wiecznością.
-Idziemy się przejść?
Spytał po chwili.
-Jasne.
Po chwili szli ciemną uliczką trzymając się za ręce. Noc była piękna, bez chmurna i wyjątkowo ciepła. Księżyc świecił wysoko na niebie. Od czasu do czasu zawiał delikatny wiaterek. Lajones czuła zmęczenie, ale chciała spędzić trochę czasu z Deidarą. Przy nim czuła się spokojna, choć na chwilę mogła zapomnieć o problemach. Blondyn zauważył zamyślenie czarnookiej. Usiedli na ławce w parku.
-Coś cię trapi.
To było stwierdzenie. Lajones westchnęła.
-Tata ostatnio ze mną rozmawiał. Po zapieczętowani dwuogoniastego znowu rusza na misję.
-I co w tym dziwnego? Wszyscy mamy misje.
-Wiem, ale chodzi o to, że powiedział, że może nie wrócić.
-Wróci. Jest naprawdę potężnym shinbi.
-Taa... ale jak by tego było mało, postanowił, że go zastąpię.
-Niech zgadnę... nie zgodziłaś się.
-Ja nie miałam nic do gadania. Tata i Pein postanowili, że jak ojciec zginie to go zastąpię. Ustalili to bez mojej wiedzy. Deidara, co ja mam zrobić?
-Zgódź się.
-I ty Brutusie przeciwko mnie?
-Nie jestem przeciwko tobie. Myślę, ze twój ojciec wróci i tak czy inaczej nie zostaniesz Liderem. Nie masz nic do stracenia.
-A jeżeli...
-Lajones, czemu ty zawsze musisz się czymś martwić?
Nie odpowiedziała, wzruszyła tylko ramionami. Deidara westchną i pokręcił głową.
-Wracajmy.
Wstali z ławki. Deidara opiął Lajones ramieniem. Uchiha położyła głowę na ramieniu blondyna. Szli tak pustą uliczka. Z naprzeciwka szedł mężczyzna w białym płaszczu i tego samego koloru, długich włosach. Lajones przymrużyła oczy. Mężczyzna nagle znikną. Lajones wyślizgnęła się spod ramienia Deidary i dobyła katany. Odwróciła się i jej miecz zderzył się z mieczem białowłosego.
Znów znikną. Deidara nie bardzo wiedział co się dzieje. Pojawiły się dwa klony. Jeden zaatakował Lajones, drugi Deidarę. Szybko się z nimi rozprawili. Z mroku wyłonił się oryginał. Wysoki, białowłosy mężczyzna ubrany na biało.
-Mężczyzna w bieli.
Szepnęła do siebie i otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Białowłosy wolnym krokiem podchodził do dwójki klaszcząc w dłonie.
-Szybka jesteś, moja droga.
Można było wyczuć od niego potężną i mroczną chakrę, którą Lajones od razu rozpoznała.
-Pół-demon.
Uchiha spięła się. Pierwszy raz miała do czynienia z innym pół-demonem i nie bardzo wiedziała czego się spodziewać.
-Nazywam się Kira.
Przedstawił się.
-Czego chcesz?
Warknął Deidara.
-Chcę walczyć z twoją piękną przyjaciółką. Na śmierć i życie
Blondyn osłonił czarnooką swoim ciałem, chcąc uchronić ją przed ewentualnym atakiem.
-Kiedy?
-Lajones, nie!
Kira zaśmiał się.
-Wkrótce, moja droga. Gdy przyjdzie odpowiedni czas. Wtedy staniemy razem do walki.
-Niech będzie.
Białowłosy uśmiechną się i znikł. Deidara odwrócił się w stronę czarnookiej.
-Zwariowałaś!? Czułaś jaki jest silny!? Chcesz zginąć?!
-Deidara przestań! To moja sprawa z kim mam walczyć!
-Nie jeżeli mam cię stracić! Nie zachowuj się jak egoistka.
-Nie jestem egoistką, ale nie mogę odmówić walki!
-Dlaczego?
-Nie zrozumiesz.
Wolnym krokiem, ruszyła w stronę hotelu. Deidara prychną pod nosem i ruszył za czarnooką. Szli w ciszy. Nie chodziło o to, że Lajones chciała walczyć, lecz o honor, typowy tylko dla Uchiha. Lajones jak tylko weszła do pokoju od razu udała się do łazienki. Po szybkim prysznicu położyła się spać. Deidara również się wykąpał i gdy wyszedł, położył się obok Lajones, która już dawno zasnęła, podobnie jak Dastan. Deidara szybko zasnął. Nie spał tylko Sasori, który nie potrzebował snu. Siedział na swoim łóżku naprawiając części swojego drewnianego ciała. Obok świeciła się mała lampka, która lekko oświetlała twarz Lalkarza.

Nazajutrz, popołudniu byli w siedzibie. Niemal od razu po ich powrocie odbyło się pieczętowanie dwuogoniastego.


Lajones leżała na łóżku w swoim pokoju i wpatrywała się w spód baldachimu. Madara zeszłego wieczoru wyruszył na swoją misję. Trzy miesiące, tyle miała trwać. Przekręciła się na bok i spojrzała na zegarek. Wskazówki wskazywały 12:15. Ten dzień dłużył jej się niemiłosiernie. Siedziba wydawała jej się dziwnie spokojna. Zawsze o tej porze, można było usłyszeć jakieś krzyki. dochodzące z dołu, jednak dziś było inaczej. Wszechogarniająca cisza była niemal niedoniesienia. Z cichym westchnięciem podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju. Swoje kroki skierowała na dół. Weszła do kuchnio-jadalni, gdzie przy stole siedział Itachi. Brunet popijał herbatę i czytał jakąś książkę. Młodsza Uchiha nalała sobie soku pomarańczowego i usiadła naprzeciwko kuzyna. Upiła kilka łyków i przypatrzyła się brunetowi.
-Chciałaś coś?
Spytał nie odrywając się od swojej lektury.
-Nuudzi mi się...
Wyjęczała. Itachi spojrzał na kuzynkę i uniósł zabawnie jedną brew.
-To się rozbierz i ubrania pilnuj. (moja mama mi to powtarza, kiedy zaczynam marudzić, że się nudzę)
Uśmiechną się złośliwie.
-Aleś ty zabawny. Chyba za dużo z Hidanem przebywasz, Itachi.
Brunet zaśmiał się i po chwili dało słyszeć się pisk Tobiego.
-A było tak pięknie.
Westchną Itachi.
-Właśnie.. było.
W tym momencie dało się słyszeć jak ktoś zbiega po schodach. Przez ogłuszający krzyk, Lajones domyśliła się, że to był Tobi. Zamaskowany wpadł do pieszczenia, gdzie siedziało kuzynostwo. Topi upadł na kolana obok Lajones i desperacko uczepił się jej nogi.
-Lajones-chan!! Ratuj Tobiego!!
Wykrzyczał płaczliwie brunet.
-Tobi!! Puść moją nogę!!
Lajones z trudem wstała z krzesła i próbowała odepchnąć chłopaka. Do pomieszczenia weszła wściekła Konan. Jej biała bluzeczka miała wielką, niebieską plamę, najpewniej z atramentu.
-Zabiję cię idioto!!
Chłopaczek pisną i mocniej uczepił się nogi Uchihy.
-Tobi, do cholery, zostaw mnie!!
Lajones znów spróbowała odepchnąć Tobiego, jednak cały wysiłek poszedł na marne, gdy dwójka z hukiem, przewróciła się na dywan.
-Kuurwaa!!
Lajones z impetem uderzyła głową o twardą podłogę.
-Czy, ja choć raz nie mogę mieć spokojnego dnia!??
-Tobi, przeprasza. Tobi nie chciał.
-Ty już lepiej nic nie mów.
Burknęła podnosząc się z ziemi, wciąż trzymając się za obolałą głowę. Posłała mordercze spojrzenie, chichoczącemu Itachiemu i wyszła z pomieszczenia. Swoje kroki skierowała do biblioteki. Było to jedyne miejsce gdzie mogła mieć choć trochę spokoju.


Mijały trzy miesiące, odkąd Madara wyruszył na swoją misję. Lajones poważnie się niepokoiła. Bardzo dobrze pamiętała co ojciec powiedział.
Jeżeli nie wrócę za trzy miesiące, ty, zostaniesz Liderem.
Uchiha nie chciała być Liderem. Nie chciała traktować przyjaciół jak podwładnych.
-Tato wróć, proszę.
Szepnęła do siebie, wpatrując się w spód baldachimu. Po pokoju, rozniosło się ciche pukanie. Lajones podniosła się do siadu.
-Proszę.
Do pomieszczenia weszła Konan. Sądząc po minie niebieskowłosej, coś się stało.
-Lajones, Pein cię wzywa.
-Po co?
-Chodź.
Lajones niepewnie wstała i ruszyła za kobietą. Zatrzymały się przed drzwiami do gabinetu rudego. Czarnooka pierwszy raz bała się wejść do środka. Zapukała i po krótkim „proszę”, weszła do środka.
-Usiądź.
Pein ruchem głowy, wskazał Uchisze krzesło. Lajones bez sprzeciwu usiadła.
-Lajones...
-Wiem co chcesz powiedzieć.
Przerwała rudemu.
-I wiedz, że nie zostanę Liderem, a na pewno nie teraz.
-Rozumiem.
-Mogę iść?
Spytała łamiącym się głosem.
-Tak.
Czarnooka bez słowa wstała i wyszła z pomieszczenia. Zeszła po schodach na dół i wyszła z organizacji. Biegiem ruszyła przed siebie. Byle dalej. Byle zostać samej.

Wszyscy członkowie Akatsuki, zebrani byli w salonie. Do pomieszczenia wszedł Pein i od razu rozpoczął zebranie.
-Brakuje Lajones.
Zauważył Deidara.
-Ona nie przyjdzie.
Blondyn poruszył się niespokojnie. Pein powiadomił wszystkich, że Madara zaginą i o decyzji młodej Uchihy. W końcu ogłosił koniec zebrania. Wszyscy w szoku opuszczali salon.
-Deidara, zaczekaj.
Blondyn podszedł do nowego Lidera.
-O co chodzi?
-Idź do niej. Ona będzie cię teraz potrzebować Deidara.
Blondyn skiną głową i w chwilę później niemal wbiegał po schodach. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju Lajones, delikatnie zapukał. Nie usłyszał odpowiedzi. Zapukał poraz kolejny i nie słysząc odpowiedzi wszedł do środka. Nikogo nie było. Szybko wyszedł z pomieszczenia i zabierając jeszcze płaszcz ze swojego pokoju, opuścił siedzibę.

Siedziała na skale. W dole było małe oczko wodne. Podciągnęła nogi pod piersi i skuliła się z zimna. Krople deszczu, który dopiero co przestał padać, spływały po nagich ramionach. Ubranie było całkowicie przemoczone. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze wody. Wyglądam żałośnie. Pomyślała i niemal natychmiast oprała czoło o kolana. Przymknęła oczy, zmęczone od wylewania łez i odetchnęła głęboko. Za sobą usłyszała kroki i wyczuła mroczną chakrę. Poderwała się z miejsca i odwróciła w stronę przybysza.
-Kira.
Mężczyzna uśmiechną się. Ubrany był tak jak samo, jak podczas ich pierwszego spotkania, z tą różnicą, że teraz na czole miał założoną opaskę z symbolem Konohy.
-Czyżbym przybył nie w porę?
-Odejdź.
-Cóż, mieliśmy walczyć i...
-Kiedy?
Spytała przecierając wierzchem dłoni, oczy.
-Za tydzień. Na Polanie Poległych*. Udasz się na północ od...
-Wiem gdzie to jest.
Nagle znikąd pojawił się gliniany ptaszek, który wybuchł tuż obok Kiry. Białowłosy jednak unikną ataku. Za drzew wyłonił się Deidara. W dłoni blondyn trzymał kolejną glinianą figurkę. Kira ponownie się uśmiechną.
-To do zobaczenia, Lajones-chan.
Białowłosy znikną w chmurze dymu. Lajones stałą patrząc się nieobecnym wzrokiem w miejsce, gdzie znikną białowłosy. Zacisnęła ręce w pięści. Deidara zdjął swój płaszcz i zarzucił na ramiona Uchihy. Czarnooka spojrzała na blondyna i mocno się do niego przytuliła.
-Wszystko się pieprzy.
Jęknęła zrezygnowana.
-Pein, powiedział nam, co się stało. Przykro mi Lajones.
Nie odpowiedziała. Zaszlochała ponownie i mocniej wtuliła się w tors blondyna. Z nieba znów spadły kolejne krople. Oboje ruszyli w drogę powrotną do siedziby.


Pein, uderzył pięścią w blat swojego biurka. Był wściekły. Po raz kolejny tłumaczył Lajones, dlaczego nie może walczyć z Kirą. Jednak żadne argumenty niebyły w stanie przekonać Uchihy do zmiany decyzji.
-To moja decyzja!
Krzyknęła, wstając z krzesła.
-Nie będziesz z nim walczyć!! To nie jest prośba, tylko rozkaz!!
-Niby od kiedy, ty mi rozkazujesz?!
-Od kiedy zostałem Liderem, tej pieprzonej organizacji!!
Zapadła cisza. Napiętą atmosferę niemal dało się pokroić nożem. Konan, która cały czas przyglądała się kłótni, nieśmiała nawet drgnąć. Obserwowała jak dwójka wymienia się wściekłymi spojrzeniami, nawet miała wrażenie, ze powietrze wokół Lajones zafalowało od nadmiaru chakry. Zdawało się, że Pein i Lajones rzucą się sobie, zaraz do gardeł, na szczęście nic takiego się nie stało. Uchiha przymrużyła oczy i przygryzła dolną wargę. Konan mogła przysiądź, że teraz nawet ujrzała pasmo czarnej energii, które szybko się pojawiło i niemal tak samo, nagle znikło. Fuuma dłońmi rozmasował skronie i westchną.
-Lajones, zrozum, że walcząc z Kirą możesz zginąć.
-Wiem, jakiego ryzyka się podjęłam, Pein. Jestem tego świadoma, ale nie odmówię walki.
-Czasem, warto zapomnieć o honorze i pomyśleć o bliskich, Lajones.
Do rozmowy wtrąciła się Konan. Kobieta podeszła do przyjaciółki.
-Lajones, ja nie mówię żebyś zrobiła to dla nas, ale pomyśl o Deidarze. Raz możesz odpuścić.
-Nie rozumiecie...
-Czyżby?
Pein uniusł jedną brew.
-Aż za dobrze znam zasady, którymi kierował się twój klan. Wiem, że waszą główną cechą jest walczyć dla honoru, ale nie pozwolę ci walczyć za taką cenę.
-Od kiedy obchodzi cię mój los?
-Odkąd obiecałem Madarze, że będę cię chronił.
Znów zapadła cisza. Lajones wybałuszyła oczy ze zdziwienia. W końcu westchnęła. Czyżby uległa?
Pomyślał rudy i uśmiechną się triumfalnie. Spróbował zajrzeć do umysłu Uchihy, by odczytać jej myśli, jednak nie udało mu się. Lajones zablokowała swój umysł.
-Dobra, niech ci będzie...
Lajones wstała i wyszła z pomieszczenia. Konan spojrzała na Peina i uśmiechnęła się.
-Odpuściła...
Rudy pokręcił przecząco głową.
-Ona jest taka sama, jak Madara. Nie odpuści, choćby miała zginać.
-A to nie jeszcze jedna z tych głupich cech Uchiha?
Pein pokiwał twierdząco głową.
-Mam tylko nadzieję, że faktycznie odpuściła.
Jednak Lajones nie miała zamiaru rezygnować z walki. Chciała pokonać Kirę, mimo tego, iż wszyscy twierdzili, że zginie. Chciała pokazać na co ją stać. 

W końcu bieżąca notka. Tak, wiem, że sporo spóźniona, ale mam też życie prywatne.
Kolejny post pojawi sie już we wtorek i będzie to zakończenie pierwszej części.




1 komentarz:

  1. Obrażam się... Nie gadam z tobą... Jak mogłaś zabić Madarę! ~płacze wręcz~ No jak!

    Ale notka poza tym jest ekstra ^^

    OdpowiedzUsuń