Takie tam...


Witaj w moim świecie, kimkolwiek jesteś. Cóż za dziwny zbieg okoliczności Cię tu sprowadził, do najdalszego zakątka mej wyobraźni. Lecz skoro już tu jesteś, spróbuj jak smakuje przygoda. Złap mnie za rękę i zamknij oczy. Pokarzę ci jak wygląda świat w mojej wyobraźni. Przeżyjesz coś co Ci się nawet nie śniło. Pytanie brzmi... czy się odważysz?

wtorek, 4 września 2012

Rozdział 11 (Koniec Części Pierwszej)

Tego dnia wstała wyjątkowo wcześnie. Ubrała się i uczesała długie włosy, które jak zawsze związała czerwoną wstążką. Za oknem świtało, jednak ona nie powitała dnia uśmiechem, jak zwykła to robić. Słońce wschodziło szkarłatem, co oznaczało, że tego dnia zostanie przelana krew. Posłała tęskne spojrzenie w stronę śpiącego jeszcze blondyna. Nie była w stanie się z nim pożegnać. Westchnęła i przypięła do pasa Raikiri, na ramiona zarzuciła płaszcz z symbolem Akatsuki. Otworzyła okno i wyskoczyła. Miękko wylądowała na ziemi i ostatni raz spojrzała w otwarte okno.
-Gomenasai Deidara-kun.
Szepnęła i ruszyła przez budzące się miasto. Mieszkańcy witali ją z uśmiechami i szacunkiem, jednak ona odpowiadała tylko lekkim skinieniem głowy. Musiała przygotować się na to co nadejdzie. Przygotować się psychicznie.
„Dlaczego zgodziłam się na walkę, na śmierć i życie z innym pół-demonem? I to z silniejszym
pół-demonem? To był największy błąd, jaki mogłam popełnić! Przecież mogę stracić wszystko. WSZYSTKO! Przyjaciół, rodzinę i... Deidarę. Nie chcę by cierpiał, przeze mnie. Nie chcę, by ktokolwiek mi bliski, cierpiał przeze mnie.”
Do oczu cisnęły się łzy, jednak szybko je powstrzymała. Nie mogła rozkleić się na środku ulicy, wśród tłumu gapiów. Ruszyła biegiem. Przemieszczała się szybko i bezszelestnie. Jak wiatr.

Nim się obejrzała przekroczyła mury miasta i wbiegła do lasu. Kierowała się w umówione miejsce.
Tam gdzie miała stoczyć najtrudniejszą walkę w swoim życiu. Na polanę dotarła po półtorej godziny biegu. Na miejscu nikogo jeszcze nie było, co dawało jej czas na przygotowania.
Z kieszeni wyjęła 10 karteczek w których zapieczętowane były małe ilości jej chakry. Rozłożyła je w równych odległościach. Było to zabezpieczenie, gdyby Akatsuki za nią przyszli. Kartki po uwolnieniu chakry utworzyć mają barierę, która ma zapobiec wtrąceniu się jej przyjaciół do walki.
Usiadła po turecku pod jednym z drzew, które rosły dookoła polany. Zamknęła oczy i zaczęła wyrównywać oddech. Oddała się medytacji.

Aniele, dlaczego uciekasz?
Zostań.
Aniele,obiecałeś, że mnie nie zostawisz,
Więc dokąd idziesz?


Wyraźnie wyczuła czyjąś obecność. Powoli otworzyła oczy. Przed nią siedział mężczyzna o długich, białych włosach i miodowych, bystrych oczach. Przyglądał się jej z zaciekawieniem.
-Witaj Kiro.
Przywitała się czarnooka wstając z ziemi i zrzucając płaszcz z ramion.
-Witaj Lajones. Gotowa by stanąć ze mną do walki?
-Pytanie, czy gotów jesteś na śmierć?
Kira uśmiechną się zadziornie. Spojrzał w oczy Uchihy. Szukał w nich zdenerwowania, niepewności, lub jakichkolwiek uczuć. Jednak zawiódł się dostrzegając tylko w czarnych tęczówkach wszechobecny spokój i chłód. Jeśli się denerwowała to ukryła to bardzo dobrze. Pomyślał. Wyszli na środek polany. Uwadze złotookiemu nie umknęły kartki rozłożone wokół.
-Jeżeli przygotowałaś na mnie pułapki, to mogłaś lepiej je ukryć.
-To nie są pułapki, tylko zabezpieczenie, gdyby ktoś chciał nam przeszkodzić. Z resztą, Konoha się za tobą przypałętała.
Mruknęła.
-Zauważyłaś.
To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
-Powiedzmy, że to jest moje zabezpieczenie.
Kira uśmiechną się nonszalancko.
Stanęli naprzeciw siebie. Wiatr delikatnie rozwiewał ich włosy.
Oboje chcieli wygrać to starcie.
Oboje chcieli wrócić do bliskich.
Jednak to nie było możliwe.
Tylko jedno z nich może wygrać.
W oczach Lajones zalśnił niebezpiecznie sharingan. W jednej sekundzie oboje dobyli broni i zaatakowali. Ich ciosy były szybkie i precyzyjne. Żaden zwykły człowiek nie mógłby poruszać się z taką szybkością. Głośne zgrzytanie metalu rozchodziło się po całej okolicy.

Deidara przekręcił się na bok i ręką szukał ukochanej. Otworzył całkowicie oczy gdy jej nie znalazł. Gwałtownie się poderwał i rozejrzał po pomieszczeniu. Od razu dostrzegł otwarte na oścież okno i brak miecza Lajones, na biurku. Przeklną siarczyście i w pośpiechu zaczął się ubierać. W duchu przeklinał upór i dumę klanu Uchiha. Szybko wybiegł z pokoju i ruszył na drugie piętro do gabinetu Peina. Wpadł do środka nawet nie pukając.
-Kurwa! Deidara, ile razy mam ci mówić...
-Lajones uciekła!!
Przerwał rudzielcowi. Pein warkną coś niezrozumiałego pod nosem i na chwilę przymkną stalowoszare oczy. W chwilę później w gabinecie zebrało się całe Akatsuki.
-Lider wzywał?
Spytał jak zawsze z uśmiechem Hidan.
-Mamy problem. Lajones uciekła, by walczyć z Kirą.
-Przecież jej zabroniłeś!
Krzyknęła niebiesko-włosa kobieta.
-Jej duma nie pozwala na to, by odmówić walki, Konan.
Wytłumaczył spokojnie Itachi.
-On ją przecież zabije!
Jęknęła.
-Miejmy nadzieję, że nie.
Pein wyprostował się na krześle i westchną.
-Zbierajcie się. Wyruszamy za 10 minut. Konan, ty i Dastan przygotujcie opatrunki. Dołączycie do nas później.

Walka była zacięta. Zdawało się, że szanse są wyrównane. Jednak Kira miał przewagę. Białowłosy dużo lepiej panował nad swoją mocą z którą Lajones miała spore problemy. Uchiha nie mogła pozwolić na to by moc przejęła nad nią kontrolę, jednak Lajones nadrabiała sprytem i swoim keken genkai.
-Mangekyo sharingan!!
Krzyknęła. Jej sharingan zmienił kształt, przypominał czteroramienny shuriken. Z oczu Uchihy popłynęła krew.
-Tsukuyomi.
Lajones zamknęła Kirę w swoim genjutsu. Świat w iluzji był inny. Niebo przybrało barwę krwi, reszta krajobrazu zdawała się być czarna, lub szarawa. Ciemna sylwetka Kiry przywiązana była do pala. Mężczyzna szarpną się kilka razy.
-Odpuść sobie. Jesteś w mojej iluzji. Z stąd nie ma ucieczki.
Głos Lajones zdawał mu się przerażający. Najgorsze było to, że nie wiedział gdzie się znajduje dziewczyna. Z podziwem, a zarazem przerażeniem stwierdził iż technika jest bardzo potężna. Wiele słyszał o zdolnościach klanu Uchiha, a teraz miał okazję samemu doświadczyć tego na własnej skórze. Nagle wokół niego zaczęły unosić się czarne płatki róż, mimo iż nie było wiatru. Płatki skupiły się w jednym miejscu i zaczęły formować postać. W chwilę później stała przednim posiadaczka kalejdoskopu. Musiał przyznać, że sharingan jarzył się w oczach Lajones jeszcze bardziej niż dotychczas. Zadrżał czując na sobie przenikliwe spojrzenie czerwonych oczu. Ku swojemu przerażeniu zauważył kilka klonów dziewczyny. Klony podeszły bliżej. Pięć mieczy uniosło się jednocześnie i wbiło w ciało mężczyzny. Kira krzykną. Ból był niewyobrażalny. Miecze ponownie zatopiły się w jego ciele, szatkując je jak ser. Miał wrażenie, że mijają godziny, później dni. Nagle iluzja prysnęła jak bańka mydlana. Oboje wrócili do rzeczywistości. Kira upadł na kolana dysząc ciężko. Spojrzał w dół, jednak nie było żadnej rany, zadanej w iluzji. Uchiha syknęła czując potworne pieczenie w oczach. Kira postanowił wykorzystać sytuację, dźwigną się na dygoczących nogach i zaszedł czarnooką od tyłu. Uniósł miecz, jednak Lajones zdołała odwrócić się i sparować cios. Ruch ten wykonała instynktownie. Wyższy poziom sharingan sprawił, że dziewczyna widziała wszystko jak za mgłą. Uchiha przypomniała sobie trening, kiedy to Madara zasłonił jej oczy czarną chustką. W tym momencie czuła się podobnie. Usłyszała świst powietrza i sparowała kolejny cios, tym razem dużo mocniejszy. Uderzenie posłało Lajones na kolana. Szybko się podniosła. Przetarła dłonią oczy. Obraz powoli zaczął wyostrzać się na nowo. Kira stał kilka metrów przed nią. Wykonując szereg pieczęci. Nagle z ramion mężczyzny wyrosło dwoje skrzydeł, które przypominały skrzydła nietoperza. Skóra stała się szarawa, a oczy czarne na całej swojej powierzchni. Pojawiły się długie i bardzo ostre szpony. Wokół mężczyzny wirowała granatowa chakra, sycząc niczym wygłodniała bestia.
-Koniec zabawy. Zapłacisz za śmierć tych wszystkich ludzi, których zabiłaś.
-Więc to o to ci chodzi? O zemstę?
Kira uśmiechną się upiornie. W jego dłoni zaczęła formować się kula energii. Ta sama technika, którą stosował Uzumaki – Rasengan.

Aniele, przegrywasz,lecz nie odpuścisz.
Aniele, dlaczego walczysz?
Nie masz szans.
Nie wygrasz.

Akatsuki było coraz bliżej miejsca, w którym walczyła Lajones. Nagle całą okolicą wstrząsną potężny wybuch, ziemia zadrżała. Nie zatrzymując się pognali dalej. Kilka minut później dotarli do polany. Cała okolica spowita była gęstą zasłoną kurzu. Deidara dostrzegł Lajones, która odpowiedziała na kolejny atak wroga. Gdy Kira oddalił się na bezpieczną odległość, czarnooka spojrzała w ich stronę. Deidara ruszył biegiem, by pomóc w walce, jednak nim zdążył dobiec,Lajones złożyła pieczęć i z kartek, które wcześniej rozłożyła, uniosła się bariera. Deidara zatrzymał się tuż przed nią i z wściekłości uderzył w nią pięścią. Lajones westchnęła i pewnie ściskając w dłoni Rikiri, ruszyła na Kirę. Wyskoczyła w górę i przenosząc całą energię na miecz, uderzyła. Białowłosy osłonił się swoja kataną, jednak uderzenie było na tyle potężne, że odrzuciło dwójkę na kilka metrów w tył.

Kakashi, Sakura i kilka oddziałów ANBU schowali się w cieniu drzew. Siwowłosy w skupieniu przyglądał się walce. Zresztą nie tylko on. Różowo-włosa kunoichi uważnie analizowała każdy ruch członkini Akatsuki. Była pod wrażeniem jej zdolności. Dostrzegła, że Kira zmienia swoją formę i atakuje Uchihę rasengan. W ostatniej chwili Lajones uniknęła ciosu odskakując w tył. Wszystko spowił pył. Sakura zasłoniła rękoma oczy, gdy pył opadł otworzyła je ponownie. W tym samym czasie na polanę wbiegło Akatsuki. Haruno poruszyła się niespokojnie. Dostrzegła jak jeden z członków biegnie w stronę walczących i podnoszącą się barierę. Teraz nie było mowy o tym by ktokolwiek wtrącił się do walki. Bitwa rozpoczęła się na nowo.

Podkład muzyczny

Była wykończona. Liczne rany na jej ciele obficie krwawiły. Upadła na kolana i splunęła krwią. Nad nią stał Kira. Wiedziała że to koniec, pogodziła się z tym. Była gotowa... gotowa na śmierć. Ale czy na pewno? Spojrzała w stronę przyjaciół. Wszyscy próbowali pokonać barierę. Jej spojrzenie zatrzymało się na Deidarze. Krzyczał coś, jednak ona go nie słyszała. Wyszeptała krótkie przeprosiny w stronę ukochanego, po czym posłała wrogie spojrzenie białowłosemu. Ledwo podniosła się z ziemi, mocniej ściskając w dłoni Raikiri. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę Kiry. Uniosła miecz. Nie trafiła. Katana z głuchym łomotem opadła na ziemię. Ponownie upadła na kolana. Spojrzała na miecz wbity w jej brzuch. Klinga przeszła na wylot. W tym samym czasie bariera pękła, wpuszczając tym samym Akatsuki na pole walki.
Kira nachylił się nad dziewczyną.
-Byłaś godnym przeciwnikiem, Uchiha Lajones. Szkoda, że nie mogliśmy lepiej się poznać.
-Nie dobijesz mnie?
Spytała ochrypłym głosem.
-Myślę, że chcesz się pożegnać.
Szepną po czym chciał odlecieć, jednak Itachi i Hidan już go dopadli. Lajones z trudem wyciągnęła miecz ze swojego ciała i opadła na trawę.
-Lajones!
Widziała jak Deidara upada przy niej na kolana. Obią ją delikatnie przytulając do siebie.
-Dei...
Szepnęła ledwie dosłyszalnie.
-Nic nie mów, zaraz przyjdzie Konan i się tobą zajmie. Zobaczysz wszystko będzie w porządku.
Słyszała jak głos mu drży.
-Nie Dei... to... to koniec. Moja droga tu się kończy. Na tym rozwidleniu... musimy się rozstać.
Po jej policzkach popłynęły jasne łzy.
-Nie... to nie koniec, Tenshi. .
Płakał. Razem płakali. Wokół nich zebrało się całe Akatsuki. Lajones widziała w ich oczach łzy. Nawet u Itachiego i u... Peina.
-Hej... nie płaczcie.
Uśmiechnęła się smutno.
-Ja... zawsze z wami będę. W waszych... sercach.
Mówiła coraz ciszej.
-Deidara... ja... kocham cię... bardzo... bardzo mocno i... przepraszam was wszystkich.
-Nie żegnaj się z nami... Lajones! Słyszysz?!
-Cieszę się... że mogłam poznać... tak wspaniałych ludzi jak wy...
Uśmiechnęła się.
-Arigato...
Zamknęła oczy i bezwładnie opadła w ramiona Deidary.
-Nie umieraj! Lajones! Nie zasypiaj!
Krzyczał przez łzy.
-Obuć się! Lajones!
Krzyczał mocniej ją do siebie przytulając. Płakał, jak małe dziecko.
Tego dnia nikt nie ukrywał łez. Wraz z Lajones, umarła cząstka każdego z nich. Umarła iskierka, nadziei... na to, że oni, mordercy mogli się zmienić.

Aniele, upadłeś i nie masz siły powstać.
Zadano Ci śmiertelny cios.
Aniele, znikasz gdzieś tam...
Daleko, we mgle i ciemności.

Pein przywołał deszcz, który mieszał się z gorzkimi łzami. Deidara podniósł wzrok i spojrzał z nienawiścią na Kirę. Wstał z ziemi, po czym podniósł Raikiri. Mocno trzymał rękojeść katany. Wolnym krokiem szedł w stronę zabójcy Lajones. Spojrzenie blondyna nie wyrażało nic innego jak chęć zemsty i gorycz. Wszyscy schodzili mu z drogi, nawet nie myśląc o tym by powstrzymać blondyna. Kira zdołał wyswobodzić się z więzów, którymi był związany i w ostatniej chwili sparował cios Deidary. Ciosy Douhito były chaotyczne i niedokładne.

Dastan i Konan biegli lasem w miejsce gdzie miała walczyć Lajones. Nie wiedzieli, że czarnooka przegrała, płacąc za to najwyższą cenę.
-Szybciej Konan-chan! Chcę zobaczyć jak sensei wygrywa!
Poganiał niebieskowłosą.
-Spokojnie, Dastanie! Na pewno zdążymy, już niedaleko!
Przebiegli jeszcze kilka metrów i jasne, słoneczne niebo przykryły deszczowe chmury z których zaczął padać deszcz. Konan zatrzymała się i spojrzała w niebo. Wiedziała kto sprowadził deszcz.
-Konan-chan,  dlaczego się zatrzymałaś? To tylko deszcz.
-Nie, to nie jest tylko deszcz. Coś się musiało stać. Szybko!
Znów ruszyli biegiem, z tą różnicą, że to Konan popędzała teraz chłopca. Wybiegli z lasu i zatrzymali się na skrawku polany. Widzieli członków Akatsuki zgromadzonych wokół jednego miejsca. Jedni patrzyli się w ten sam punkt na ziemi, a inni w zachmurzone niebo. Widzieli również Deidarę atakującego Kirę, mieczem Lajones. Blondyn był cały we krwi.
-Boże... tylko nie to...
Do Konan dotarło co się stało i biegiem ruszyła do pozostałych. To co zobaczyła sprawiło że coś w niej pękło. Upadła na kolana tuż obok przyjaciółki i zaniosła się płaczem. Znów straciła bliską osobę i nic nie mogła zrobić. Poczuła jak ktoś kuca przy niej i obejmuje. To był Pein. Konan mocno wtuliła się w ramiona rudego i zaniosła się jeszcze większym płaczem.
Dastan niepewnie podszedł, jednak zanim zdążył się wystarczająco zbliżyć Kisame zastąpił mu drogę.
-Nie powinieneś podchodzić.
-Co z Lajones sensei?
Spytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Kisame tylko spuścił głowę. Chłopak zrozumiał co się stało.

Aniele...

Pein wstał z ziemi i przykrył ciało Lajones swoim płaszczem. Spojrzał w stronę blondyna, który nieudolnie atakował Kirę. Rozkazał Itachiemu by odciągną Deidarę od mężczyzny. Brunet miał z tym nie lada kłopot jednak w końcu udało mu się. Deidara przez cały czas wyrywał się, chcąc zabić białowłosego.
-Zabiłeś ją!! Nie daruję ci tego!! Zadam ci taki ból, że będziesz błagał o śmierć!!
-DEIDARA!! Uspokój się!! Co z tego, że go zabijesz!! To i tak nie wróci jej życia!! Rozumiem twój ból, bo Lajones była mi jak siostra!! Rozumiesz?!
Wszyscy byli w szoku, widząc jak Itachiemu puszczają nerwy. Zapadła cisza, przerywana tylko uderzeniem kropli o ziemię. Kira uniósł w górę rękę i z zarośli wyszły trzy odziały ANBU. W śród nich była już im znana drużyna Kakashiego. Brakowało tylko Naruto.
-Panowie, weźcie się w garść, bo czeka nas walka.
Odezwał się Lider Akatsuki.
-Konan, ty z Dastanem się nie mieszajcie.
Wszyscy członkowie ustawili się w jednej linii, gotowi do ataku.

Aniele!!
Opuściłeś mnie
Zniknąłeś w ciemności
Poza mym zasięgiem
Płyną łzy, bo mój Anioł odszedł

Ciemność. Ta cholerna ciemność i chłód, to jedyne co czułam. Czy to tak wygląda śmierć? Zawsze myślałam, że to boli. Jednak nie czułam bólu. Jedyne co czułam to to, że spadam. Oj, tak w piekle pewnie już mają dla mnie miejsce. A chciałam jeszcze tyle zmienić. Miałam, razem z Peinem poprowadzić Akatsuki do zwycięstwa. Czy mam wyrzuty sumienia? Gdybym powiedziała „nie” skłamała bym. Żałuję, że podjęłam się tej walki, choć od początku wiedziałam, że przegram, jednak moja przeklęta duma nie pozwoliła mi odpuścić. Nie chciałam by cierpieli prze zemnie, bo w przeszłości wycierpieli aż za dużo. Każdy z inną historią.
Przez ludzi nazwani przestępcami, mordercami...
Ale to przez nich stali się nimi...
Nagle uderzyłam o coś twardego. Otworzyłam oczy, które dotąd były zamknięte. Leżałam na kamiennej podłodze. Dźwignęłam się na rękach i uklękłam. Rozejrzałam się w około. Byłam w ponurej i pustej sali..
-Trochę inaczej wyobrażałam sobie piekło.
Powiedziałam na głos.
-Nie jesteś w piekle, choć blisko było.
Odwróciłam się w stronę z skąd dochodził głos. W moją stronę szedł wysoki mężczyzna. Był brunetem o fioletowych oczach. Podszedł do mnie i wyciągną dłoń w moją stronę. Skorzystałam z pomocy. Mężczyzna był wyższy ode mnie o głowę. Szybko dostrzegłam wisior z symbolem Jashina na szyi bruneta, dokładnie taki sam jaki nosi Hidan.
-Jesteś jashinistą?
Spytałam. Mężczyzna zaśmiał się. Co ja takiego powiedziałam, że tak go rozbawiłam?
-Wybacz, Lajones, nie przedstawiłem się.
Powiedział wyciągając do mnie rękę.
-Jashin.
Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Przede mną stał sam bóg śmierci i chaosu – Jashin we własnej osobie. Stał przede mną, najzwyczajniej w świecie uśmiechając się do mnie i ściskając mi dłoń.
-Ja... no... miło mi...
Pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć.
-Hidan by mi nie uwierzył...
Wykrztusiłam. Brunet nakazał mi iść za sobą, co uczyniłam bez sprzeciwu. Opuściliśmy salę i znaleźliśmy się na długim korytarzu. Na podłodze wyłożony był czerwony dywan, a na ścianach wisiały obrazy i pochodnie. Szybko spostrzegłam, że nie ma tu okien. Szliśmy w ciszy. Cały czas zastanawiałam się o co tu chodzi? Czego może chcieć ode mnie bóg śmierci. Przecież mogłam być w oczach Jashina nikim. Nawet nie byłam jego wyznawczynią, po prostu byłam zwykłym pół-demonem. Wielu jest takich jak ja na świecie, więc czemu idę u boku Jashina?? Mam nadzieję, że niedługo uzyskam odpowiedź na moje pytania. W tym czasie zatrzymaliśmy się przed wrotami, które otwarte zostały jakąś niewidzialną siłą. Wkroczyliśmy do kolejnej sali. Jednak ta była nieco bardziej przytulna. Naprzeciw wejścia stało duże i z pewnością ciężkie biurko, za nim było wielkie okno, które starannie zostało zasłonięte czerwoną zasłoną. Podłogę zdobił tego samego koloru dywan. Pod jedną ze ścian stały regały z wieloma z pewnością wiekowymi księgami, po przeciwnej stronie znajdował się masywny kominek w którym wesoło trzaskały płomienie. Naprzeciw stały dwa fotele obite czerwonym materiałem. Pomiędzy nimi stał stolik. Pomieszczenie oświetlone było przez liczne świece, które umieszczone zostały na wysokich świecznikach. Jashin usiadł w jednym z foteli.
-Siadaj.
Zajęłam miejsce w drugim fotelu. Nagle drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł, lub raczej weszło dziwne stworzenie. Wzrostem dorównywało dziecku, jednak wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Nos stwora był nienaturalnie spłaszczony, cieniutkie usteczka wygięte były w dziwnym grymasie, a małe czarne oczka rozglądały się z szalonym blaskiem na wszystkie strony. Skóra miała odcień lekko szarawy. Spośród czarnych, kręconych włosów wystawały dwa rogi. Nogi stwora przypominały te kozie. Istota w drobnych rączkach trzymała srebrną tacę na której znajdowały się dwie filiżanki i dzbanek, ów przedmioty zostały postawione przed nami. Istota nalała do filiżanek jakiejś brązowej cieczy i bez zbędnego słowa opuściła pomieszczenie. Jashin wziął do ręki jedną z filiżanek i upił łyk. Spojrzałam na swoje naczynie z lekką obawą.
-Spokojnie, to tylko herbata. Nawet jeśli chciałbym cię otruć to by mi to nie wyszło. Jesteś martwa.
„Jesteś martwa” Te dwa słowa podziałały na mnie jak kubeł lodowatej wody. Uświadomiłam sobie, ze przecież nie żyję. Przywołałam wydarzenia kilku, ostatnich godzin. Od ucieczki do walki i... moją śmierć. Poczułam dziwny ucisk w rządku. Uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie zobaczę Deidary. Zagryzłam wargę, niemal do krwi. Po moich bladych policzkach popłynęły łzy, które skapywały na blat drewnianego stoliku. W tym momencie nie dbałam o to, że płaczę przed bogiem śmierci. Nie to się liczyło. Liczyło się to, iż uświadomiłam sobie, że ja i Deidara zostaliśmy rozdzieleni, a przecież zawsze byliśmy razem. Deidara był przymnie, zawsze kiedy go potrzebowałam, a teraz... teraz wszystko pękło jak bańka mydlana. Rozpłynęło się przez błąd jaki popełniłam. Prze tą pieprzoną walkę. Tyle wygranych i jedna przegrana, za którą zapłaciłam wysoką cenę.
-Nie rozklejaj mi się tu.
Czułam się jak małe dziecko. Bezbronne, bezradne... samotne.
-To koniec...
Wykrztusiłam.
-Lajones, to nie koniec. Sprowadziłem cię tu, bo chcę dać ci wybór.
Wybór? Jaki ja mam wybór? Mimo to wytarłam łzy i ze zdziwieniem, oraz zaciekawieniem spojrzałam na Jashina. Zastanawiałam się o co może chodzić bogu śmierci.
-Możesz wybrać. Albo wstąpisz w szeregi mojej armii, albo wrócisz i skończysz to co zaczęłaś.
Wrócić?
-Dlaczego mi pomagasz? Dlaczego dajesz mi wybór? Przecież jestem nikim.
Jashin westchną.
-Widziałem przyszłość Lajones. Przyszłość po tym jak zginęłaś. Twoi przyjaciele zginęli, chcąc cię pomścić, a wasz świat... pogrążył się w wojnie. W wojnie która niemal doszczętnie zniszczyła świat shinobi.
Zginęli?Wojna, która zniszczyła świat shinobi? To nie morze być prawda. To nie może się tak skończyć.
-Lajones, tylko ty możesz sprowadzić pokój. To twoje przeznaczenie.
Zmarszczyłam brwi, wlepiając wzrok w stolik.
-Chcę wrócić.
Powiedziałam, patrząc pewnie w tęczówki boga. Jashin kiwną głową.
-Chodź za mną
W chwilę później ponownie szliśmy korytarzem. Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Sala przypominała tą, w której spotkałam Jashina. Gdyby nie lustra na jednej ze ścian, pomyślałabym, że stoję w tym samym pomieszczeniu. Zatrzymaliśmy się na środku sali. Jashin staną naprzeciwko mnie.
-Lajones, dam ci radę. Pozwól mocy by przejęła kontrolę.
-Co? Ja jej w ogóle nie kontroluje, a jeżeli...
-Jeśli chcesz wrócić, to tak zrobisz.
Stałam tak z szeroko otwartymi oczami. Nie było mowy o tym, bym pozwoliła na przejęcie kontroli mocy. To było niedorzeczne.
-Pokonasz Kirę tylko wtedy, gdy pozwolisz mocy na kontrolę.
Zacisnęłam pięść. Nie lubię gdy ktoś stawia mnie w takiej sytuacji. Ale co miałam zrobić? Byłam w beznadziejnym położeniu. Beznadziejnym to mało powiedziane, to było chujowe położenie. Postanowiłam zaufać Jashinowi i zaryzykować. Po raz kolejny.
-Gotowa?
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Jeszcze jedno. Po tym, jak zweucę ci życie, toważyszyć ci będzie kruk.
-Kruk? Dlaczego, kruk?
 Jashin uśmiechną się tajemniczo, uniósł rękę i palcem pukną moje czoło. Przez całe moje ciało przebiegł dziwny dreszcz i znów poczułam, że spadam. Sylwetka Jashina zaczęła się oddalać, a mnie otoczyła ciemność, niczym puchata kołdra. „Nawet nie zdążyłam podziękować”. To była moja ostatnia myśl.

Walka pomiędzy Konohą, a Akatsuki była niezwykle zażarta. Polana coraz bardziej była zniszczona. Ziemia zasłana była trupami. Jedni chcieli pomścić śmierć towarzyszki, drudzy doszczętnie zniszczyć rywala. Tylko jedna osoba zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na zamieszanie. Była nią niebiesko-włosa kobieta. Konan tuliła do siebie Dastana, który cały czas szlochał. Wpatrywała się w ciało przykryte czarnym płaszczem w czerwone chmurki. Zastanawiała się jak to się stało. Z dziwnego transu zbudził ją dźwięk trzepotu ptasich skrzydeł. Zauważyła, że obok ciała Lajones wylądował czarny kruk*. Zwierze wydało z siebie charakterystyczny dźwięk, który powtórzył się kilka razy. Kruk w dziób złapał skrawek materiału i powoli zaczął go ściągać. Konan z uwagą przyglądała się poczynaniom zwierzęcia. Po chwili materiał leżał opok ciała. Konan dostrzegła ledwo widoczne pasma energii, które leniwie zaczęły wirować.
-Pein....
Niestety mężczyzna w zamieszaniu nie mógł usłyszeć wołania. Energi przybywało, teraz była całkowicie widoczna.
-Pein!
Tym razem rudzielec usłyszał, jednak nie zareagował, był pochłonięty walką. Teraz energię dało się nawet usłyszeć.
-PEIN!!
Mężczyzna obrócił się i z niedowierzaniem spojrzał na ciało towarzyszki.
-Konan! Odsuńcie się od niej!!
Konan złapała Dastana za nadgarstek i ciągnąc go za sobą oddaliła się na bezpieczną odległość. Chakra, która uwalniała się z ciała Lajones przecinała powietrze z niebezpiecznym sykiem i orała ziemię wokół. Deidara zauważył to cale zdarzenie.
-Lajones...
Wyszeptał i zaczął biec w jej stronę. Miną Peina.
-Deidara! Nie podchodź.
Jednak blondyn nie słuchał. Sasori wypuścił kilka linek chakry i złapał w nie Deidarę. Szarpną gwałtownie do tyłu uniemożliwiając zbliżenie się blondynowi do Uchihy. Ciało Lajones było niemal niewidoczne. Walka stanęła w miejscu. Wszystkich spojrzenia skupione były w jednym miejscu.

Nie!
Aniele, nie zniknąłeś
Teraz widzę...
Walczysz z mrokiem
Nie poddałeś się
Rozpościerasz skrzydła
Wznosisz się
Wyrywasz się szponą śmierci
Wracasz...

Otworzyła oczy. Pierwsze co do niej dotarło to przenikliwy syczący dźwięk. Wokół niej szalała czarna energia. Jęknęła gdy spróbowała się podnieść. Ręką dotknęła rany, którą zadał jej Kira. Poczuła na palcach lepką ciecz. Uklękła na ziemi i mimo jej woli z pleców wyrosły skrzydła. Spróbowała wstać, co przyszło jej z trudem. Poczuła jak moc próbuje przejąć nad nią kontrolę. Spróbowała to powstrzymać. W głowie usłyszała chichot, który przyprawiał o potworny ból głowy. „Nie walcz z tym” Ten głos należał do Jashina. Chichot przerodził się w szaleńczy śmiech. Złapała się za głowę i wrzasnęła, chcąc wyrzucić z głowy ten nieprzyjemny dźwięk. W momencie kiedy krzyknęła jej chakra rozproszyła się na wszystkie strony, tworząc falę uderzeniową. Upadła na kolana wciąż trzymając się za głowę.
-Lajones!!
Podniosła głowę słysząc swoje imię. Od razu rozpoznała ten głos. Do oczu cisnęły się łzy.
-Deidara...
Wyszeptała i w tej chwili wszystko umilkło. Zaczęła się zmieniać. Pojawił się ogon, ostre szpony i zęby, skóra przybrała jeszcze bledszy kolor niż dotychczas. Oczy nabrały szalonego i niemal okrutnego wyrazu. Na dłoniach pojawiły się pentagramy. Wbrew własnej woli podniosła się z ziemi. Mimo, iż zachowywała świadomość, to ciało w ogóle jej nie słuchało. Poczuła się w nim obco. Było jak zabawka w rękach dziecka. Całkowicie poddane obcej woli.

Kira warkną coś pod nosem i ruszył biegiem, chcąc zaatakować Lajones. Dziewczyna stała z opuszczoną głową. Mężczyzna uniósł miecz i zaatakował nim z góry. Uchiha uniosła rękę, zasłaniając się. Jednak ostrze nawet nie dotarło do ciała. Energia sprawiła, że zatrzymało się centymetr od skóry. Szybki ruch ze strony Lajones i Kira wylądował na pobliskim drzewie. Był wściekły. Podniósł się i wzbił się w powietrze. Uchiha spojrzała w niebo, podążając wzrokiem za białowłosym. Odpiła się od ziemi i z niewyobrażalną prędkością wzbiła się w powietrze. Przeleciała nad miejscem gdzie chwilę wcześniej toczyła się bitwa. Deidara, który do tej chwili trzymał miecz Lajones. Wyrzucił go w górę. Czarnooka chwyciła go bez problemu. Zamachnąwszy skrzydłami zatoczyła pętlę i ruszyła na białowłosego. Nie chciała już walczyć, jednak jej ciało miało inne plany. Ich miecze ponownie się zetknęły. Jedak Lajones wymierzyła dużo celniejszy cios. Kira został ranny w bok. Rana zaczęła okropnie krwawić. Nie mając już innego pomysłu, białowłosy zaczął formować Rasengan. To samo uczyniła Uchiha. Na wyciągniętej dłoni pojawiła się Furia. Ruszyli na siebie nawzajem. Wyciągnęli dłonie przed siebie.
-Furia!!
-Rasengan!!
Po raz drugi te dwie potężne techniki zderzyły się ze sobą, powodując potężną eksplozję. Najpierw powstał oślepiający rozbłysk światła, którego następstwem był wybuch. Kira, który był osłabiony spadł na ziemię, natomiast Lajones unosiła się w powietrzu. Jej prawa ręka, ta w której utworzyła Furię była poparzona do samego łokcia. Lajones poczuła że odzyskuje kontrolę mad ciałem. Razem z odzyskaną kontrolą, uderzyła w nią potworna fala bólu. Z trudem utrzymała się w powietrzu. Niezdarnie wylądowała na ziemi i odzyskała swoją ludzką formę. Utykając podeszła do Kiry. W lewej ręce trzymała miecz.
-Zabij mnie!
Krzykną białowłosy. Lajones schowała Raikiri do pochwy.
-Nie.
-Przecież to walka na śmierć i życie, któreś z nas musi zginąć!
-Ty wygrałeś, poza tym nasze ścieżki jeszcze kiedyś zejdą się, a wtedy staniemy po tej samej stronie barykady. Zapamiętaj moje słowa, a teraz, zrób to co ja i wróć do swoich przyjaciół.
Uśmiechnęła się przyjaźnie. Kira poczuł zmieszanie, po czym wstał i ruszył w stronę shinobi z Konohy. Sakura podbiegła do niego i zajęła się ranami.
-Lajones sensei!!
Odwróciła się i wpadł na nią Dastan, mocno wtulając się w swoją sensei. Oboje przewrócili się na ziemię. Chłopiec szlochał.
-Dastan, nie płacz. Już dobrze.
Jej głos drżał. Chłopiec odkleił się od Uchihy i otarł łzy.
-Lajones. Wszystko w porządku?
Usłyszała zatroskany głos Deidary, Blondyn ukląkł obok. Lajones mocno przytuliła ukochanego.
-Deidara, tak bardzo cię przepraszam. Ja nie chciałam...
-Za co ty mnie przepraszasz? Najważniejsze, że żyjesz. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie przestraszyłaś.
-Nam wszystkim napędziła stracha.
Zaśmiał się jashinista.. Sasori od razu zajął się poważniejszymi ranami.
-Hidan, mogę mieć do ciebie prośbę?
Fioletowooki przekrzywił śmiesznie głowę.
-Podziękuj ode mnie Jashinowi, za to, że zwrócił mi życie.
-Widziałaś Jashina?!
-Bredzi.
Wtrącił Sasori owijając rękę Lajones bandażem.
-Ma gorączkę.
-Być może, ale wiem co widziałam!
Lajones zaczęła wykłócać się z Sasorim o to czy widziała boga śmierci, czy też był to tylko wynik gorączki.
-Wszystko wraca do normy.
Zaśmiał się Itachi widząc jak jego kuzynka, rzuca w lalkarza zwiniętym bandażem. Owszem wszystko wracało do normy. Tobi skakał dookoła, krzycząc jaki to z niego dobry chłopiec. Wkurzony ględzeniem maskmana Deidara zaczyna go gonić, a Sasori wyklina na głupotę swojej pacjentki, reszta po prostu się śmieje z dwójki. Tylko Pein obserwował oddalających się shinobi, którzy w końcu zniknęli za linią drzew. Przeniósł wzrok na swoich podopiecznych. Ulżyło mu,że Lajones wróciła. Mimo iż wiele razy się kłócą, to musiał przyznać, że ją lubi. Poza tym obiecał Madarze, że będzie ją chronić, gdy on odejdzie. Ta czarnooka dziewczyna zmieniła go. Dzięki niej, lub może przez nią, zaczął okazywać uczucia.
-Zbierajcie się. Wracamy do domu.
Odezwał się po chwili. Deidara momentalnie znalazł się przy Lajones i wziął ją na ręce. Zmęczenie dawało się we znaki i po kilku minutach zasnęła wtulona w tors blondyna.
Aniele...
Wracasz do mnie...
Aniele mój...
Zwyciężyłeś...


Kruk*- W filmie "The Crow"  sprowadza zmarłych do świata żywych, aby mogli naprawić wyrządzone im zło. W opowiadaniu, chodzi mi tylko o samą symbolikę powrotu do życia.
 
I w ten oto, uroczy sposób dotarliśmy do końca pierwszej części opowiadania. Jednak to jeszcze nie koniec przygód Lajones. Tak jak zapowiadałam pojawi się dalsza część. Będzie więcej akcji, więcej niespodziewanych sytuacji i postaram się, by było więcej humoru. Póki co biorę dwu, lub trzy tygodniowy urlop. Wszystko zależy od czasu jaki będę posiadać na pisanie. Założyłam również drugiego bloga
serdecznie zapraszam.
Za ten czas, gdy zajmę się „Jashinistką”, na blogu zajdzie kilka zmian, a mianowicie zamierzam dodać kilka rzeczy.
-adresy blogów które warto przeczytać
-playlista, czyli co chętnie słucham (ale to jeszcze nie jest pewne)
-i zmieni się szablon (jeżeli zdołam go wykonać).
Mam jeszcze prośbę.
Komentujcie, bym wiedziała, że ktoś to czyta :)
To tyle...
Do zobaczenia!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz