Takie tam...


Witaj w moim świecie, kimkolwiek jesteś. Cóż za dziwny zbieg okoliczności Cię tu sprowadził, do najdalszego zakątka mej wyobraźni. Lecz skoro już tu jesteś, spróbuj jak smakuje przygoda. Złap mnie za rękę i zamknij oczy. Pokarzę ci jak wygląda świat w mojej wyobraźni. Przeżyjesz coś co Ci się nawet nie śniło. Pytanie brzmi... czy się odważysz?

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 9

W tej notce miały być opisane urodziny Lajones. Mała to być parodia, jednak rozdział został usunięty. Z tego powodu iż jestem leniwą osobą i na nowo nie chciało mi się pisać, pominiemy to. Załóżmy, że jest już po urodzinach Lajones, a Madara wrócił ze swojej misji.
Zapraszam do rozdziału ;)



Członkowie Brzasku zebrali się w salonie. Na jednym z foteli siedział Madara.Oczy mężczyzny nie wyrażały zupełnie nic. Ze stoickim spokojem wysłuchiwał kłótni pomiędzy Lajones, a Peinem. Dwójka kłóciła się o to, czy chłopiec, który został uratowany przez młodą Uchihę, ma zostać w siedzibie, czy też ją opuścić.
-On nie może tu zostać!!
-Bo co?! Bo ty masz takie widzi mi się?!
-Nie bądź głupia! Nie jesteśmy niańkami!!
-Ja głupia?!! To ty zachowujesz się jak pępek świata!! Baka!!
-Usz ty mała...
W oczach Peina błysną rinnengan, a Lajones uaktywniła swój sharingan
-Dość!!
Madara postanowił interweniować. Dwójka natychmiast umilkła.Brunet westchną.
-Zgodzę się aby Dastan został, jednak mam warunek, Lajones.
Tu zwrócił się do córki.
-Zajmiesz się jego szkoleniem. Nauczysz wszystkiego. Jeżeli się nie zgodzisz, Dastan odejdzie...
-Więc zgadzam się.
Powiedziała stanowczo. Madara kiwną głową i spojrzał w stronę drzwi.
-Dastanie, możesz już wejść.
Za framugi wychylił się blondynek i nieśmiało wszedł do pomieszczenia. Lajones uśmiechnęła się do chłopca.
-Od teraz, będziesz słuchał Lajones. Rozumiemy się?
Dastan kiwną głową zgadzając się. Taki układ mu odpowiadał.Polubił czarnooką, a teraz ona została jego sensei. Już nie mógł doczekać się pierwszych lekcji.
-Przejdźmy teraz do sprawy, dla której was wezwałem. Najwyższy czas rozpocząć polowanie na junchiriki. Deidara i Hidan. Ruszacie jutro o świcie. Macie tydzień. Junchiriki dostarczycie do wschodniej jaskini. Tam odbędzie się pieczętowanie. Deidara idziesz z Sasorim, a ty Hidan z Kakuzu. To tyle.
Madara wstał z fotelu i opuścił pomieszczenie kierując się do swojego gabinetu. W salonie panowała cisza.
-Zaczęło się.
Westchną Kisame. Reszta tylko przytaknęła głowami.
-Że też idę na pierwszy ogień...
Wyjęczał Hidan, niezbyt zadowolony tym faktem, po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia. Reszta poszła za jego przykładem.


Lajones kręciła się po swoim pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ostatnio wiele się działo. Jak dla niej za wiele. Tyle obaw kłębiło się w jej głowie. Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem i uda im się zdobyć kontrolę nad światem? Czy zapobiegną wojną? Tak wiele pytań i żadnej odpowiedzi. Ostatnio doszło jeszcze przeczucie. Przeczucie, że stanie się coś. Tylko co? Coś dobrego, czy może złego? Nie potrafiła odpowiedzieć. Westchnęła.Postanowiła iść do Deidary. Zapukała i po usłyszeniu pozwolenia weszła do środka.
-Pomóc ci w czymś?
-Jasne. Możesz schować broń.
-Ok
Lajones od razu zabrała się do roboty. Chowała kunai do kabury,gdy niechcący potrąciła łokciem szklankę, która stała obok.Naczynie spadło z biurka i rozbiło się na drobne kawałki. Lajoneszaklęła pod nosem i zabrała się za zbieranie szkła. Jednym z odłamków przecięła sobie dłoń.
-Kuso...
Deidara z łazienki wziął wodę utlenioną i bandaż. Uklęk obok  iprzemył ranę.
-Lajones, co się z tobą dzieje?
Spytał po chwili owijając dłoń Uchihy białym materiałem.
-Ja... martwię się.
-Nie masz o co.
-A jeśli coś ci się stanie?
-Nic mi nie będzie.
Zapewnił.
-Obiecujesz?
-Obiecuje... a teraz przestań się wszystkim zamartwiać  i uśmiechnij się.
Lajones wysiliła się na delikatny uśmiech. Pomogła jeszcze Deidarze przy pakowaniu i zasnęła w fotelu.

Obudził ją jakiś nieznany szmer. Powoli otworzyła oczy. Zdała sobie sprawę, że znów spała w pokoju Deidary. Usiadła na łóżku i przeciągła się uroczo. Spojrzała w stronę okna. Słońce powoli wschodziło. W jednej sekundzie zerwała się i wybiegła z pokoju. W chwilę później zbiegała po schodach. Deidara, Sasori,Hidan i Kakuzu zbierali się właśnie do wyjścia.
-Czemu mnie nie obudziłeś?
Spytała z niezadowoleniem podchodząc do Deidary. Blondyn uśmiechną się.
-Tak słodko spałaś...
Deidara musiał przyznać, że Lajones wygląda uroczo z rozczochranymi włosami i miną obrażonego dziecka. Lajones życzyła im szczęścia w schwytaniu ogoniastych bestii i jeszcze raz przypomniała by uważali. Po tym jak cała czwórka ruszyła na misje, Uchiha nie mając nic lepszego do roboty, poszła do kuchni i zaparzyła sobie kawy. Z kubkiem z którego parowała gorąca ciecz poszła do salonu. Włączyła telewizor i skakała z programu na program. Nim się zorientowała była godzina 7:00. W kuchni zjawiła się Konan (przypominam, że salon i kuchnia są połączone)
-Ohayo, Konan.
-Lajones, ohayo. Myślałam, że jeszcze śpisz.
Uchiha wzruszyła ramionami i przełączyła na kolejny nudny program(dlatego prawie w ogóle telewizji nie oglądam ^ ^). Niebiesko-włosa przygotowała sobie śniadanie i usiadła na kanapie obok Lajones. Konan kontem oka spojrzała na zamyśloną twarz przyjaciółki i westchnęła.
-Lajones, Deidara sobie poradzi. Po co martwisz się na zapas?
-Wiem, że sobie poradzi, ale...
Przerwała nagle swoją wypowiedź.
-Ale?
Lajones zamyśliła się nad odpowiednim doborem słów i wyłączyła telewizor.
-Ostatnio mam dziwne przeczucie, którego w żaden sposób nie umiem wytłumaczyć. Wiem, że coś się wydarzy, ale nie wiem co.
-To tylko przeczucie. Nie ma się czym przejmować.
-Obyś miała rację.
Dziewczyny zaczęły rozmawiać o różnych sprawach. Tych ważnych,jak i również tych błahych.
W kuchnio-salonie zaczęli pojawiać się kolejni członkowie. Gdy przyszedł Kisame zrobiło się naprawdę wesoło. Rekinowaty założył się z Lajones, że wytrąci Itachiego z równowagi. Próbował chyba wszystkiego. Gadał jakieś bzdury, które każdego by wkurzyły.Później zaczął przedrzeźniać Uchihę, co również nie wypaliło. Wtedy do akcji wkroczył niezdarny Tobi. Maskman szedł z miską pełną płatków śniadaniowych z mlekiem. Potkną się o krawędź dywanu i cała zawartość naczynia znalazła się na głowie bruneta. Zapadła grobowa cisza.
-Ups...
Tyle zdołał wykrztusić Tobiaszek, bo zaraz był goniony przez rozwścieczonego Itachiego. Lajones nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem, podobnie jak reszta. W chwilę później dało się słyszeć błagalny krzyk Tobiego, który zbudził śpiącego jeszcze Dastana. Chłopiec zwlókł się z łóżka i zszedł na dół.Wszedł do kuchni ziewając przy tym.
-Konichiwa.
Przywitał się i od razu podszedł do lodówki z której wyciągną żółty ser. Szybko zrobił sobie śniadanie i usiadł na kanapie,gdzie siedzieli pozostali (członkowie wesołej gromadki xD). Ze smakiem zaczął pałaszować przygotowane przez siebie kanapki. W siedzibie czuł się już jak w domu. Żaden z kątów nie był mu obcy. Wszystkie korytarze znał na pamięć, mimo iż siedziba była olbrzymia. Najbardziej lubił przebywać na basenie. Oczywiście miał też towarzysza zabaw – Tobiego. Teraz jak tak przyglądał się członkom Akatsuki, wątpił w to czy rzeczywiście są aż tak straszni. Oczywiście potężne, chakry mógł wyczuć na odległość,jednak charaktery każdego z członków, przeczyły wszelkim wyobrażeniom typowego przestępcy. Jednak najbardziej ciekawiła go jego sensei. Dziewczyna, która potrafiła w jednej chwili uratować komuś życie, a w drugiej zabijała bez skrupułów.
-Dastanie, przyjdź o dwunastej do Jedynki.
Lajones w stała z kanapy.
-Hai.
Jedynka była najmniejszą salą treningową i najrzadziej z niej korzystano. Była idealna do nauki dla początkujących. Uchiha wyszła z pomieszczenie i skierowała się w tylko sobie znanym kierunku.


Lajones usadowiła się w bibliotece, na najwyższym piętrze.Lubiła zapach starych książek. Przeszukiwała regały w poszukiwaniu jednej. Szukała dziennika, który zagubił się jej podczas przeprowadzki, jednak nigdzie go nie było. Westchnęła ze zrezygnowaniem i spojrzała na zegar na ścianie. Zaraz miała zacząć trening z Dastanem. Zdziwiła się, że tak długo tu siedziała.Całkowicie straciła poczucie czasu. Przeciągła się i opuściła pomieszczenie. Zbiegła po chodach, tak jak to miała w zwyczaju i weszła do Jedynki. Jej ucznia jeszcze nie było. Oparła się plecami o ścianę i przymknęła na chwilę oczy. Niedługo później drzwi otworzyły się z impetem, a w progu staną zdyszany blondynek.
-Dastanie, spóźniłeś się.
-Gomen, Lajones sensei.
Uchiha ze zdziwieniem spojrzała na chłopca. Nie spodziewała się,że od razu będzie zwracać się do niej „sensei”
-No dobrze zaczynajmy.
Lajones z kieszeni wyjęła kilka karteczek.
-Na początek sprawdzimy jaką posiadasz chakrę.
-Poco?
-By wiedzieć na jakich technikach głównie się skupić.
Wyjaśniła szybko i podała jedną z karteczek Dastanowi.
-Spróbuj skierować do niej swoją chakrę.
Chłopiec wykonał polecenie i karteczka spłonęła. Lajones uśmiechnęła się.
-A więc Katon, czyli pójdzie jak po maśle.
Uchiha posiadała taką samą naturę chakry. Trening zaczęli od rozgrzewki, a następnie przeszli do ćwiczeń z kontrolą chakry.Później ćwiczyli rzucanie kunai do celu. Dastan starannie wykonywał wszystkie polecenia swojej sensei.

Pierwszy trening trwał do obiadu. Dastan zjadał wszystko z apetytem. Mimo iż był zmęczony, to energia i tak go rozpierała.Wiedział, że z czasem treningi będą cięższe, jednak chciał stać się silnym shinobi, tak jak jego sensei. Obiecał sobie, że będzie ciężko trenować i nigdy się nie podda.
Ale na razie zamierzał skończyć swój obiad.

Lajones leżała na łóżku w swoim pokoju potwornie się nudząc.Rzucała w ścianę kunai, który wracał do niej jak bumerang,dzięki doczepionej do niego żyłce. Nagle po pomieszczeniu rozeszło się pukanie.
-Proszę.
Odezwała się Uchiha nie przerywając swojego zajęcia.
-Co robisz?
Do pomieszczenia weszła Konan.
-Nuudze się...
Złotooka zaśmiała się i wskoczyła na łóżko obok przyjaciółki.
-Idziemy na piwo?
Lajones przeniosła swój wzrok na kobietę i uśmiechnęła się.
-No pewnie!
Lajones wstała z łóżka, zostawiając kunai wbity w ścianę.Szybko się przebrała. Obie już gotowe zbiegły na dół do wyjścia. Miały właśnie wychodzić, gdy zatrzymał je głos Madary.
-Wychodzisz, Lajones?
Dziewczyna spojrzała na ojca.
-Tiaa... idę z Konan na miasto.
-O której wrócisz? (Jak bym słyszała swojego tatę -_-' dop.aut)
Spytał krzyżując ręce na piersi.
-Późno...
Odpowiedziała wymijająco i złapała Konan za nadgarstek, po czym obie wybiegły. Jak dzieci. Pomyślał Madara i westchną.

Dziewczyny szły ulicami Ame, oglądając różne wystawy i śmiejąc się głośno. Nie miały na sobie płaszczy, charakterystycznych dla organizacji, toteż nikt zbytnio nie zwracał na nie wielkiej uwagi.
Mimo, iż był wieczór, a na niebie pojawiały się gwiazdy, miasto tętniło życiem. Niektórzy wracali dopiero z pracy, inni wychodzili by zabalować.
-To gdzie idziemy?
Spytała w końcu Uchiha.
-Znalazłam ostatnio fajną knajpkę, to niedaleko z stąd.
-No to idziemy!
Obie głośno się zaśmiały i skręciły w uliczkę. Uliczka w przeciwieństwie do głównej ulicy była ciemna i opustoszała. Było tu kilka bankrutujących sklepów i obskurnych knajp. Był to skrót,którym szyły. Z naprzeciwka szla niska, kobieta w średnim wieku.Ubrana była w starą poszarpaną sukienkę. Jej głowę zdobiła chusta obszyta srebrną nicią. Była cyganką. Przez wielu mieszkańców nazwana wariatką. Widząc obie dziewczyny przystanęła,po czym szybko ruszyła na przód. Nie umknęło to uwadze Lajones,jej zmysły wyostrzyły się, jak zawsze gdy była gotowa do ataku.Kobieta podeszła. Uchiha spojrzała w szare tęczówki. Wyczytała w nich strach.
-Uważaj!
Krzyknęła cyganka łapiąc Lajones za nadgarstek.
-Uważaj, na mężczyznę w bieli!!
Uchiha spojrzała na kobietę z góry. Była dużo wyższa od niej.Zmarszczyła czoło nie bardzo rozumiejąc słowa kobiety.
-Zniszczy cię! Zniszczy! Nie... nie możesz na to pozwolić!! Unikaj go!!
Bredziła. Lajones w ogóle nie wiedziała o co może jej chodzić.Mając dość słuchania, bezsensownej gadaniny cyganki, odepchnęła ją lekko, torując sobie przejście.
-Choć Konan.
Burknęła do przyjaciółki i obie szybko skierowały się przed siebie.
-Uważaj, Uchiha!! Licho nie śpi!!
Krzyknęła jeszcze Kobieta. Lajones zatrzymała się. W jednej sekundzie pojawiła się przy kobiecie. Przyparła ją do ściany i przyłożyła kunai do szyi.
-Skąd wiesz kim jestem?
Przymrużyła wściekle oczy. Czy choć jeden dzień nie może być spokojnym? Pomyślała.
-Masz wielu wrogów.
-Kto ci o mnie powiedział? Chcę znać nazwiska.
Kobieta zaśmiała się ochryple.
-Nie ma nazwisk. Jestem jasnowidzem z stąd wiem o tobie.
-Nie jestem dzieckiem! Nie wciskaj mi tu bajeczek.
Warknęła. Była zirytowana całą tą sytuacją. Cyganka ponownie się zaśmiała.
-Zginiesz.... przeznaczenie cię dopadnie.... demonie.
Ostatnie słowo całkowicie rozwścieczyło Uchihę. Nie lubiła gdy ktoś tak do niej mówił. Nie lubiła tej części która była demonem, mimo iż głęboko uśpiona, to Lajones i tak ją czuła.Nigdy się nie pogodziła, że jest pół-demonem i z pewnością nigdy nie pogodzi. W jej oczach zalśnił sharingan, który upiornie połyskiwał w świetle latarni.
-Powiedz, czemu teraz miałabym, nie zatopić ostrza w twoim sercu?
-Lajones...
Konan drgnęła niespokojnie.
-Ona się budzi. Czujesz to, prawda? Czujesz, jak twoja część,która jest demonem, budzi się...
-I co z tego?
-To cię pogrąży...
Kobieta zamilkła, jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości.Lajones odsunęła się od niej i ta osunęła się na ziemię.
-Lajones, coś ty zrobiła?
-Spokojnie Konan. Nie zabiłam jej, choć miałam na to ogromną chęć. Wariatka obudzi się za kilka godzin z potwornym bólem głowy.
Niebiesko włosa westchnęła.
-Czasami mnie przerażasz.
-Chodźmy na to piwo, bo muszę się wyluzować...
Konan zaśmiała się i pokręciła głową. W chwilę później opuściły uliczkę.


Siedziały w barze już dobre trzy godziny, pijąc po czwartym piwie. Śmiały się niemal ze wszystkiego, obie mocno wcięte. Z głośników leciała Metallica – Whiskey In The Jar. Zdarzenie sprzed kilku godzin odeszło w niepamięć.
-Wiesz co... ty to masz takie cholerne szczęście...
Zaczęła Konan biorąc kolejny łyk piwa.
-Ale że niby jakie?
Uchiha zachwiała się lekko na krześle i zachichotała.
-Tobie i Deidarze, to się układa, a Pein to się nawet nie chce przyznać co do mnie czuje..
-Czemu mu sama tego nie powiesz?
Spytała na tyle poważnie, na ile pozwalał jej aktualny stan. Konan wzruszyła ramionami.
-A jak mnie wyśmieje?
-To dostanie ode mnie wpierdol.
Po tych słowach obie znów zaśmiały się wesoło. Spędziły tak kolejną godzinę dopijając piwo, z tą różnicą, że postanowiły zagrać w piłkarzyki. One przeciwko dwóm równie pijanym chłopakom.Co prawda dziewczyny ich rozwaliły. Siedziały tam do zamknięcia baru, a z nimi Chiro i Kirano. Kolesie, którzy grali z dziewczynami w piłkarzyki. Obaj postanowili odprowadzić dziewczyny pod pretekstem, że jest późno i niebezpiecznie, jednak ich intencje były całkowicie inne.

Szli już pustą ulicą śmiejąc się i śpiewając. Skręcili w tą samą alejkę w której dziewczyny spotkały cygankę. Kobiety jednak już tam nie było.
-Dziewczyny, może wpadniemy do mnie?
-A po co tu też jest dobrze.
Nim Lajones zdołała zrobić cokolwiek, została przyparta przez Chiro do ściany. Zupełnie się tego nie spodziewała.
-Co ty odpierdalasz?
Nim się obejrzała całował ją po szyi. Nagle jakby alkohol przestał działać. Lajones uniosła kolano z całej siły kopiąc Chiro w krocze. Chłopak skulił się i Uchiha poprawiła cios, tym razem trafiając prosto w nos.
-Dupek.
Warknęła i kopnęła go jeszcze w brzuch, jednak chłopak zablokował ten cios. Złapał Uchihę za nogę i szarpną ją sprawiając, że dziewczyna przewróciła się, wstał szybko. Nim się obejrzał dziewczyna stała na nogach.
-Suka.
Wysyczał. Nim Lajones się spostrzegła chłopak wymierzył jej silny cios w nos (nie czuję, że rymuję dop.aut. ). Myślał, że to załatwi sprawę, ale nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.Spojrzał na swojego towarzysza który kulił się u stup Konan, jego spojrzenie znów zarzynało się na czarnowłosej, która podniosła się z ziemi i splunęła krwią.
-No to teraz, masz przerąbane.
-Chcesz się bić?
Zadrwił. Uchiha uśmiechnęła się.
-Wy chyba nawet nie wiecie z kim macie przyjemność.
Odezwała się tym razem Konan. Odpowiedzi jednak nie uzyskała.
-Lajones, dajmy im spokój i wracajmy.
Uchiha kiwnęła głową zgadzając się i obie ruszyły w drogę powrotną. Wychodziły właśnie z uliczki gdy do ich uszy doszedł świst powietrza. Lajones odwróciła się i złapała kunai, który został precyzyjnie w nią wycelowany. Odrzuciła sztylet, który trafił jednego z chłopaków prosto w serce. Po czym obie po prostu się oddaliły. Z rozciętej wargi Lajones, wiąż sączyła się krew. Ręką dotknęła sińca pod okiem i syknęła czując nieprzyjemne pieczenie.
-Będziesz miała niezłe limo.
Obie, już niemal całkowicie wytrzeźwiały i teraz wchodziły po schodach do organizacji. W środku panowała całkowita ciemność,ale czego się dziwić, było późno.
-Chodź do kuchni, przyłożysz sobie lodu. Opuchlizna powinna trochę zejść.
-Oby.
Konan zachichotała i z zamrażalki wyjęła kostki lodu w małym woreczku. Uchiha od razu przyłożyło lud do podbitego oka. Pech chciał, że w kuchni pojawił się Madara.
-O cholera.
Mruknęła tylko tak by Konan ją usłyszała. Kobieta odwróciła się i widząc minę Lidera lekko się spięła.
-Konan, zostaw nas samych.
Złotooka położyła rękę na ramieniu przyjaciółki w pocieszającym geście i bez sprzeciwy wyszła.
Madara podszedł do córki.
-Gdzie byłaś?
-Tato noo...
Madara złapał Lajones za podbródek i uniósł jej głowę tak, że mógł spojrzeć na lekką opuchliznę i zaczerwienienie na jej twarzy.
-Kto ci to zrobił?
-Nikt...
-Jakoś nie chce mi się wierzyć, że sama podbiłaś sobie oko.
-Broniłam się i tyle.
-Przed kim?
-Rany... czy to takie ważne?
Lajones spojrzała ze zrezygnowaniem na ojca. Jego spojrzenie wyjaśniało wszystko. Nie odpuści.
-Śmierdzi od ciebie alkoholem.
-Tato, daj spokój. Jestem już dorosła.
-Nie wiek decyduje o tym czy jesteś dorosła, ale to jak się zachowujesz. Idź spać, porozmawiamy jutro, jak wytrzeźwiejesz.
-Nie jestem pijana.
Oburzyła się i na potwierdzenie swoich słów zerwała się z krzesła, co opłaciła mocnymi zawrotami głowy i z z powrotem usiadła na krześle.
-Właśnie widzę. Do pokoju.
Młoda Uchiha z pomrukiem niezadowolenia wstała z krzesła i powlokła się na górę. Madara przyglądał się jak jego córka nika za rogiem, po czym westchną przeciągle.
-Co ja z nią mam...
Po czym sam udał się do swojego pokoju.
Lajones weszła do swojego pokoju. Nie mając siły już na nic położyła się na łóżko i po prostu zasnęła.

Obudziła się koło godziny 12 z potwornym bólem głowy. Z szafki wyciągnęła czyste ciuchy i weszła do łazienki. Prysznic, to było to czego potrzebowała. Zimne krople sprawiły, że poczuła się trochę lepiej. Po szybkim prysznicu ubrała się w wcześniej przygotowane ubrania, rozczesała wilgotne włosy i zeszła na dół.Czując suchość w gardle, niemal od razu rzuciła się na butelkę z wodą. W kilka sekund wypiła całą zawartość. Cieszyła się,że w tym momencie nie ma nikogo w kuchni. Usiadała przy stole i położyła głowę na splecionych rękach. Pulsujący ból głowy za nic nie chciał odpuścić. Więcej nie piję. Postanowiła.Słyszała jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, otwiera szafkę,nalewa wody do szklanki i siada naprzeciw niej. Do jej uszu dotarło jak ktoś coś stawia na stole. Podniosła głowę i spojrzała mętnym wzrokiem w czerń tęczówek ojca. Madara podsuną bliżej córki szklankę wody i aspirynę.
-Powinno trochę pomóc na kaca.
Lajones bez sprzeciwu połknęła tabletkę i opróżniła szklankę.
-Bardzo mam przerąbane?
Spytała z nadzieją w głosie.
-Kazanie cię nie ominie.
Jęknęła ze zrezygnowaniem.
-Co z tobą, Lajones.
-A co ma być?
-Nie uważasz, że najwyższa pora dorosnąć? Nie prowadzimy normalnego życia, wiesz o tym.
-Chodzi ci o to, że jesteśmy przestępcami?
-Tak. Powinnaś być bardziej odpowiedzialna, zwłaszcza, że teraz masz podopiecznego.
Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała słowa ojca.
-Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
-Mam taką nadzieję.
W tym momencie do pomieszczenia wleciał rozradowany Tobi, który krzyczał jaki to z niego dobry chłopiec. Starszy Uchiha spojrzał krytycznie na „dużego dzieciaka” i wstał od stołu.
-Przyjdź później do mnie, bo jest jeszcze coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać.
-Jasne.

Po obiedzie Lajones znów trenowała z Dastanem. Dziś zajęli się ćwiczeniem kage bushin no jutsu. Była to technika z którą Dastan miał mały problem. Po dwóch godzinach umiał stworzyć jednego klona, który raczej był niezdolny do walki. Widząc zmęczenie swojego podopiecznego, Lajones zakończyła trening. Chłopiec usiadł pod ścianą.
-Nigdy mi się to nie uda.
Poskarżył się. Lajones przykucnęła naprzeciw.
-Nie poddawaj się. Mi na początku też nie wszystko wychodziło.
-Ale ty umiesz walczyć sensei.
-Ciebie również tego nauczę. Tylko musisz być cierpliwy. Ciesz się gdy coś ci wyjdzie i nie poddawaj się kiedy ci się nie uda.To słowa mojego ojca. Powtarzał mi je podczas treningów.
Słowa Lajones poprawiły Dastanowi humor i uśmiechną się szeroko.Poderwała się z miejsca i krzykną wesoło.
-Jutro na pewno mi wyjdzie!!
Lajones zaśmiała się słysząc entuzjazm swojego ucznia.
-No nic, na dziś wystarczy, jutro zaczniemy trening od kage bushinno jutsu. Kiedy to opanujesz zajmiemy się technikami Katon.
-Hai!

Lajones skierowała swoje kroki na najwyższe piętro. Zatrzymała się przed ciężkimi drewnianymi drzwiami, zapukała. Po usłyszeniu pozwolenia weszła do środka.
-Chciałeś porozmawiać.
Powiedziała siadając naprzeciw ojca. Przyjrzała się ojcu. Miał poważną i nieco zmartwioną minę. Nie spodobało jej się to.
-Lajones, po zapieczętowaniu biju, po które poszli Hidan i Deidara znów wyruszę na misję.
-Dopiero co wróciłeś.
-Nie przerywaj mi. Jestem na tropie pewnych kamieni, które ułatwią nam panowanie nad biju. Misja jest niebezpieczna, dlatego sam na nią wyruszam. Lajones, jeżeli nie wrócę za trzy miesiące, ty zostaniesz Liderem...


Rozdział 8

Na początek mała informacja!
W rozdziale pojawi się scena erotyczna!
Nie chcesz nie czytaj!!

Od samego rana w siedzibie Hokage panował zamęt. Zresztą nie tylko tego dnia. Kilka tygodni temu Tsunade poleciła swoim najlepszym ludziom zdobycie informacji na temat „Demona z Akatsuki” (Lajones została, tak nazwana wśród Konoszan, z tego powodu iż nie znają jej imienia i nazwiska). Jak do tej pory ich wysiłki nie przyniosły rezultatu.
-Hokage sama, ale to nie ma najmniejszego sensu. Dziewczyna jakby nie miała przeszłości, jakby wzięła się znikąd.
-Nie obchodzi mnie to!! Chcę znać jej imię i nazwisko!! Miejsce urodzenia!! Chcę wiedzieć wszystko!!
-H-hai...
Wyjąkał członek ANBU i znikną w chmurze dymu. Tsunade westchnęła i opadła na oparcie krzesła. Z szafki w biurku wyciągnęła szklankę i butelkę sake. Nalała alkohol do szklanki po czym wypiła całą zawartość. Nagle ktoś zapukał w drzwi od biura. Blondynka, pośpiesznie schowała butelkę i  szklankę z powrotem do szafki.
-Wejść!
Do pomieszczenia wszedł siwowłosy mężczyzna.
-Kakashi? Co cię do mnie sprowadza?
-Tsunade sama, mam informacje,które cię z pewnością za interesują.
Kobieta kiwnęła głową by kontynuował.
-Demon z Akatsuki, to tak naprawdę Lajones Uchiha.
-Uchiha? Myślałam, że wszyscy oprócz Sasuke i Itachiego nie żyją.
-Owszem ale zapomnieliśmy o Madarze.
-A co on ma z tym wspólnego??
-Lajones jest jego córką.
Kobieta oparła łokcie na blacie i splotła palce dłoni, opierając o nie brodę. Nie podobał jej się ten fakt.
-Jeżeli dziewczyna jest choć w połowie tak silna jak Madara, Konoha może być poważnie zagrożona.Kakashi, wiesz coś jeszcze na jej temat?
-Nie, jakiekolwiek dane zostały starannie usunięte.
-Dziękuję Kakashi, możesz odejść.
Mężczyzna skiną lekko głowią i opuścił pomieszczenie. Tsunade zwróciła swój wzrok na panoramę wioski. To wszystko jej się nie podobało. Miała ochotę śledzić ruchy Akatsuki, jednak członkowie organizacji postanowili się przenieść. Najgorsze, że nie wiedziała dokąd. Byli jak widmo.Pojawiali się w jednym miejscu, by następnie zniknąć i pojawić się gdzieś indziej, w najmniej spodziewanym momencie.
Co wy knujecie?
Spytała samą siebie w myślach.Była niemal pewna, że Akatsuki coś szykuje i nie myliła się.


Za nimi były dwa dni wędrówki, przed nimi była brama Ame. Deszcz lał nieustannie od kilku godzin. Zresztą jak zawsze na tych terenach. Każdy z Akatsukowiczów miał ochotę przebrać się w suche ubrania i położyć się spać. Z pewnością były to ostatnie wolne dni,jeżeli w ogóle można było je tak nazwać. Zatrzymali się przed bramą. Wrota były ogromne i pięknie zdobione. Bramę odtworzyło dwóch strażników. Po wejściu na teren wioski, Lajones zaparło dech. Ku niebu wznosiły się wielkie wieżowce, na których świeciły kolorowo neonowe reklamy. Nie tylko ona była pod wrażeniem. Dastan przyglądał się wszystkiemu wielkimi oczami.
-Wow...
Wymsknęło mu się. Wioska.Nie! Miasto robiło wrażenie. Zdecydowanie Ame różniło się od Konohy, czy Suny.
-Mam nadzieje, że nasza nowa siedziba. również robi wrażenie.
Szepnęła Lajones.

Całą grupą szli przez główną drogę miasta. Po kilkunastu minutach marszu, ich oczom ukazał się wbudowany w skałę budynek. Weszli po schodach pod pięknie zdobione, mosiężne wrota. Pein wykonał pieczęcie i skrzydła wrót odtworzyły się. Weszli do środka. Stanęli w ogromnym holu.Naprzeciwko wejścia znajdowały się marmurowe schody, prowadzące na następne piętra. Na prawo był salon i kuchnia, a na lewo długi korytarz, prowadzący do siłowni, kilku sal treningowych i basenu.
-No nieźle...
Zaśmiała się. Wszyscy ruszyli na piętro, gdzie znajdowały się pokoje. Lajones szybko odnalazła swój i weszła do środka. Ściany w pomieszczeniu były, tak jak w jej poprzednim pokoju, fioletowe (uwielbiam ten kolor ^ ^ dop.aut)..
Pod ścianami stały piękne,stare meble z ciemnego drewna. Podłoga była pokryta czarnym,puchatym dywanem. Po prawej stronie stało ogromne łóżko z baldachimem. Naprzeciwko wejścia było okno i drzwi, prowadzące na balkon. W koncie pokoju stały dwa fotele i stolik.
-Kawai!!
Krzyknęła. Szybko zauważyła,że jej wszystkie rzeczy zostały już wypakowane, więc z szafy wyciągnęła suche ubranie i weszła do pomieszczenia obok. Była to łazienka, wyłożona błękitnymi kafelkami. Naprzeciwko wejścia stała umywalka z lustrem w ozdobnej ramie, dalej wanna. W rogu pomieszczenia stała kabina prysznicowa.
Lajones zdjęła z siebie mokre ubranie i weszła pod prysznic. Szybko się wykąpała i ubrała.Rozczesała długie włosy i wróciła do pokoju. Opadła na łóżko.Przymknęła oczy z zamiarem zdrzemnięcia się, jednak jej plany zostały uniemożliwione przez głośne burczenie w jej brzuchu.Wstała i wolnym krokiem skierowała się na dół, do kuchni. W pomieszczeniu panował straszny harmider. Najwyraźniej nie tylko ona zgłodniała. Oparła się o framugę drzwi i uśmiechnęła na widok Konan, która co chwilę podsuwała jakieś smakołyki Dastanowi z zamiarem podtuczenia chłopca. Uchiha musiała przyznać, że chłopiec był strasznie wychudzony. W końcu ruszyła się i podeszła do lodówki. Cudem się do niej dopchała. Zrobiła sobie kilka kromek z serem żółtym i nalała do kubka herbaty, po czym usiadła przy stole. Szybko zabrała się do jedzenia. Obok niej usiadł Pein.
-Co zamierzasz zrobić z chłopcem?
Spytał bez żadnych ceregieli.
-Zostanie tutaj.
-To nie jest dobry pomysł...
-Ja go uratowałam i ja za niego odpowiadam.
-Lajones, jesteśmy mordercami,a nie niańkami.
-Więc zostanie tu, dopóki nie wróci mój ojciec i wtedy, to on zdecyduje co dalej.
-Jak chcesz...
Mrukną i odszedł. Lajones westchnęła i wstała odnosząc brudne naczynia do zlewu. Wyszła z kuchni i ruszyła na piętro. Nowa siedziba bardzo jej się podobała.Chciała zwiedzić resztę organizacji, jednak te plany pozostawiła na następny dzień, teraz chciała tylko porządnie się wyspać.Gdy tylko weszła do pokoju, od razu skierowała swoje kroki w stronę łóżka. Położyła się i nawet nie przebierając się w piżamę,zasnęła.

Lajones gwałtownie poderwała się z łóżka. W pomieszczeniu panowała nie przenikniona ciemność,a deszcz cicho dudnił w szyby. Przetarła dłonią czoło, próbując przypomnieć sobie koszmar, który jej się przyśnił. Na darmo.Zaświeciła lampkę, stojącą na szafce nocnej obok łóżka i spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 00:15. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że spała w ubraniu.
Podniosła się z łóżka uznając, że i tak już nie zaśnie. Pokręciła się chwilę po pokoju, po czym go opuściła. Wyszła na korytarz. Zaczęła szukać drzwi prowadzących do pokoju Deidary (każdy z pokoi, miał tabliczkę z imieniem osoby, która w nim mieszka dop.aut.). W końcu znalazła. Ze szczeliny pod drzwiami wydobywało się światło.Lajones zapukała i chwilę później, można było słyszeć kroki.W progu staną Deidara.
-Lajones, un?
-Nie przeszkadzam?
-Nie, wejdź.
Lajones weszła do pomieszczenia(nie będę opisywać pokoju Deja, bo nienawidzę opisywać pomieszczeń!).
-Coś się stało, un?
-Nie, po prostu nie mogę zasnąć.
Deidara uśmiechną się i usiadł przy biurku wracając do wcześniej przerwanej pracy. Uchiha podeszła do biurka i zaglądnęła przez ramię chłopaka. Deidara robił projekt jakiegoś urządzenia, dokładnie je opisując i wprowadzając kolejne poprawki.
-Co to?
-Urządzenie namierzające. Mamnadzieje, że dopracuję je, zanim wyślą mnie po jednoogonistego,un.
-Wygląda nieźle.
Lajones jeszcze chwilę przyglądała się pracy blondyna, po czym przysiadła na łóżku.Deidara nagle odwrócił się w stronę Uchihy.
-Masz ochotę na kakao, un?
-Pewnie!
Deidara uśmiechną się i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił z dwoma kubkami gorącego kakao. Jeden podał Lajones, a z drugim z powrotem usiadł przy biurku. Lajones wygodnie usadowiła się na kolanach blondyna i z ciekawością zaczęła przeglądać szkice. Wszystkie przedstawiały nowe i ulepszone bomby. Jednak ostatni szczególnie przykul jej uwagę. Był to jej portret.
-Ja naprawdę nie wiem czemu nieszkicujesz. Masz naprawdę talent.
Powiedziała odstawiając pustykubek na blat.
-Jakoś nie mam czasu, un.
-Taaa... ciekawe co ty takiegorobisz?
-Cały czas spędzam z tobą,Tenshi.
Deidara delikatnie musną ustami skórę na szyi Uchihy. Lajones przekręciła się tak, że siedziała przodem do chłopaka. Ich nosy niemal się stykały. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
-Kocham cię...
Szepną blondyn namiętniecałując czarnooką. Lajones oddała pieszczotę. Ich pocałunki były namiętne i zachłanne. Lajones oderwała się od ust ukochanego i zaczęła delikatnie muskać ustami szyję chłopaka.Zadrżała czując jak dłonie blondyna wkradają się pod jej bluzkę i zaczynają błądzić po jej plecach. Z ust Lajones mimowolnie wymsknęło się ciche westchnienie, które zostało stłumione przez kolejny pocałunek Deidary. Chłopak wstał trzymając ukochaną wramionach i nie przerywając pocałunku przeniósł ją na łóżko.Delikatnie położył ją na zimnej pościeli. Dotyk Douhito sprawiał, że Lajones drżała. Po kolei, zaczęli pozbywać się na zmianę, swojej garderoby. Deidara całował Lajones najpierw poszyi, później schodził coraz niżej. W końcu i biustonosz zaczął mu przeszkadzać, więc się go pozbył. Językiem pieścił piersi czarnookiej, na co dziewczyna jęknęła z rozkoszy. Dłonią pieściłwewnętrzną stronę ud Uchihy. W obojgu narastało pożądanie i podniecenie. Deidara przestał pieścić jej ciało i ponowniespojrzał w czerń tęczówek.
-Mogę?
Spytał. Lajones od razu zrozumiała o co chodzi i kiwnęła twierdząco głową.
Tak bardzo go pragnęła.
Jego dotyku.
Zapachu.
Tych niebieskich, niczym niebooczu.
Oboje mogli by trwać wnamiętnym uścisku całą wieczność.
Nic się nie liczyło, oprócz ich samych.
Nic się nie liczyło oprócz czułych dotyków.
Namiętnych pocałunków.
Pozbyli się reszty garderoby.Deidara wszedł w nią, najdelikatniej jak potrafił. Z ust Lajones wydobył się głośny jęk. Zacisnęła mocno oczy, czując ból, który z kolejnymi ruchami jej ukochanego zmieniał się w dziką rozkosz. Po pokoju roznosiły się głośne westchnienia. Doszli równocześnie. Deidara opadł obok Lajones. Dziewczyna wtuliła sięw blondyna i ten przykrył ich kołdrą. Leżeli wtuleni w siebie, wyrównując oddechy.
-Deidara, kocham cię.
Szepnęła, mocniej wtulającsię w blondyna.
-Ja ciebie też, Tenshi
Zasnęli wtuleni w siebie.


Deidara powoli otworzył oczy.Pierwsze co ujrzał to brunetkę wtuloną w niego. Dłonią pogładził aksamitne włosy dziewczyny, na co ta poruszyła się delikatnie i otworzyła oczy.
-Konichiwa Lajones-chan.
-Ohayo.
Szepnęła uśmiechając się i mocniej wtuliła w blondyna.
-Jak się spało, un?
-Świetnie,chociaż jeszcze bym pospała.
Deidara zaśmiał się cicho.
-Chciałabym żeby było już tak zawsze.
Westchnęła.Przy Deidarze czuła się szczęśliwa. Nigdy nie sądziła, że obdaruje kogoś takim uczuciem.
Zapadła cisza, której żadne nie chciało przerywać. Lajones zamyśliła się na chwilę.
-Nad czym tak myślisz?
Spytał po chwili blondyn, bawiąc się kosmykiem włosów Uchihy.
-Deidara,opowiedz mi o swojej przeszłości.
-Chcesztego słuchać?
Zdziwił się.
-Tak..Opowiedz.
-Tonie jest dobry pomysł.
-Proszę...
Lajones posłała blondynowi rozbrajający uśmiech. Deidara westchną ze zrezygnowaniem.
-No dobrze.
Zgodził się po krótszej chwili.
-Jak pewnie wiesz pochodzę z Iwy. Nie znam swojego biologicznego ojca.Odszedł gdy matka była w ciąży. Zakochała się i wyszła za mężczyznę, którego nazwałem „ojcem”. Lata mijały, a ja dorastałem. Ojciec mnie nienawidził, podobnie jak reszta wioski, z tego powodu iż byłem inny. Wiesz co mam na myśli?
Lajones nie odezwała się, natomiast kiwnęła głową na znak, że rozumie.Deidara westchną kolejny raz i kontynuował swoją opowieść.
-Moim mentorem był mój dziadek. To on nauczył mnie sztuki posługiwania się gliną. Niestety gdy miałem 7 lat, umarł. Zostałem sam, nomoże nie do końca, bo miałem jeszcze mamę, ale ona była zbyt zajęta pracą, by przejmować się mną. Później zaczęła się akademia i istny horror. Nie było dnia żebym nie został poniżony,nawet idąc przez Iwę, nie obyło się bez tych dziwnych spojrzeń i wyzwisk pod moim adresem. Potwór, dziwoląg, mutant, te oraz wiele innych wyzwisk towarzyszyło mi przez całe dzieciństwo. Gdy tylko wracałem do domu, zamykałem się w swoim pokoju i rysowałem, albo tworzyłem figurki z gliny. Jednak moje życie zmieniło się, wdnu, w którym zapiłem po raz pierwszy. Było późno, wracałem dodomu skrótem, przez park. Został mi kawałek do przebycia, gdy drogę zagrodził mi jeden z moich prześladowców. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.
Na ustach Deidary pojawił się dziwny uśmiech.
-Koleś wyją kunai z kabury z zamiarem pozbawienia mnie życia. Ruszył wmoją stronę, chwilę walczyliśmy. Byłem na przegranej pozycji,więc uciekłem się do ostateczności. Stworzyłem glinianego ptaka i zdetonowałem go. Patrzyłem jak koleś umiera. Powinienem czuć wstręt do siebie, jednak nic, oprócz chorej satysfakcji nie czułem.Uciekłem z wioski i zacząłem pracować jako terrorysta do wynajęcia. Później znalazłem się tutaj, w Akatsuki, a resztę historii już znasz.
Lajones milczała, nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie wiedzieć czemu czuła, że źle zrobiła pytając Deidarę o jego przeszłość.Dlaczego? Sama nie wiedziała. Czuła, że opowiedzenie blondynowi o swoim dzieciństwie sprawia ból.
-Lajones?
Z zamyślenia wyrwał ją głos blondyna.
-Hmm?
-Ja opowiedziałem ci o swojej przeszłości. Opowiedz mi teraz o swojej.
Westchnęła.
-Ja nie mam przeszłości.
Szepnęła.Deidara zmarszczył czoło nie bardzo rozumiejąc.
-Ojciec usuną mi pamięć, która obejmowała czasy mojego dzieciństwa.Niekiedy jakieś obrazy do mnie wracają, jednak są one bardzo niewyraźne i niezrozumiałe. Moje życie zaczyna się od czasu,kiedy ojciec przyprowadził mnie do organizacji. Tata od samego początku wiedział kim jestem i chcąc mnie chronić, zniszczył wszystkie dokumenty, te z datą urodzenia, miejscem zamieszkania itp.Dla wrogów się nie urodziłam.
Zaśmiała się.
-Na prawdę nic nie pamiętasz?
-Naprawdę,chociaż to kwestia czasu, w końcu każda technika z czasem słabnie.Jednak mam nadzieję, że ta technika nie osłabnie do tego stopnia,bym wszystko sobie przypomniała.
-Dlaczego?Nie jesteś ciekawa, co się z tobą działo?
-Jestem ciekawa, ale boję się tego, co mogę sobie przypomnieć, lub dowiedzieć.


wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 7


[Lajones]

 Powoli odtworzyłam oczy. Syknęłam,czując pulsujący ból z tyłu głowy. Spróbowałam się poruszyć,na darmo. Moje ręce były skute żelaznymi kajdanami i przyczepione do ściany, tuż nad moją głową. Na kajdanach widniały symbole blokujące przepływ mojej energii. Usłyszałam jakiś ruch, gdzieś z kąta mojej celi. Jakież było moje zdziwienie, gdy w ciemnym kącie dostrzegłam skuloną postać chłopca. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jak Ci na imię?
Spytałam.
- Dastan Yoshi, proszę Panią.
- Ja jestem Uchiha Lajones.
- Miło mi Panią poznać.
- Dastanie,mów mi po imieniu.
Chłopak wyszedł z ciemnego kąta i mogłam lepiej się mu przyjrzeć. Był jeszcze dzieckiem, mógł mieć nie więcej niż 13 lat. Miał krótkie blond włosy i granatowe oczy. Na jego twarzy malował się strach i smutek. Aż boję się pomyśleć,co to dziecko musiało przejść.
- Jesteś z Akatsuki,prawda?
Spytał siadając bliżej mnie.
- Słyszałeś o nas?
-Kiedy Cię przyprowadzili, słyszałem rozmowę Lorda Orochimaru ze strażnikami.
- Rozumiem. 
 Musiałam szybko coś wymyślić, żeby wyciągnąć naszą dwójkę. Nie mogę zostawić tu Dastana.
 Moje rozmyślania przerwał szczęk zamka i skrzypienie otwieranych, stalowych drzwi.
W progu staną nie kto inny, jak sam Kabuto. Za okularnikiem weszło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn.
- A oto wierny pies swego pana.
Zadrwiłam,czego efektem był silnie wymierzony policzek, przez siwowłosego.Moja głowa przekrzywiła się na bok.
- Zamilcz demonie!
Co on powiedział?! Jak śmiał nazwać mnie demonem?!
-Ty...
Warknęłam.

[Narrator]

 Poderwała się z miejsca, chciała go zaatakować, jednak łańcuchy skutecznie jej to uniemożliwiły. Miała ochotę go rozszarpać, lub zadawać drobne rany patrząc jak się wykrwawia. W tym momencie odezwał się instynkt demona, tak skutecznie duszony.
- Przytrzymajcie ją.Tyko mocno.
Rozkazał Kabuto dwóm osiłkom. Mężczyźni bez chwili namysłu obezwładnili Lajones. Dziewczyna szarpała się próbując wyrwać. Okularnik znikąd wyciągną strzykawkę z jakimś przeźroczystym płynem, po czym wstrzykną zawartość w rękę czarnookiej. Lajones syknęła i znów zaczęła się wyrywać. Nagle poczuła jak nogi uginają się pod nią, a ciało odmawia posłuszeństwa. Wszystko zaszło mgłą. Straciła przytomność.


 W Amegakure, w nowej siedzibie Akatsuki, ośmiu shinobi zebrało się przy długim stole, obmyślając plan odbicia towarzyszki z rąk wroga. Plan był niemal gotowy, pozostało tylko odnalezienie siedziby Wężowatego.
- Konan, są już jakieś wieści od Itachiego lub Zetsu?
Spytał rudowłosy mężczyzna.
- Itachi w ostatnim liście napisał, że jest na tropie. Od Zetsu nie dostałam jeszcze żadnych informacji.
- Będziemy czekać.
Mrukną Pein prostując się na krześle.
- Może, dołączyłbym do nich i pomógł szukać siedziby Orochimaru, un?
- Nie. Itachi i Zetsu poradzą sobie sami.
- Cholera! Nie mogę tak bezczynnie siedzieć kiedy...
- Deidara, uspokój się. Krzyki i tak w niczym nie pomogą.
Uspokoił go Sasori. Deidara warkną coś pod nosem i z powrotem zajął swoje miejsce. Nagle coś zastukało w okno. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Był to czarny kruk. Konan podeszła do okna i odtworzyła je, wpuszczając ptaka do środka. Zwierze zatoczyło koło po pomieszczeniu i z powrotem wylądował na ramieniu niebieskowłosej. Konan odwiązała list od nogi kruka i zaczęła niecierpliwie czytać. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Znaleźli.


  Znów obudziła się z okropnym bólem głowy, z tą różnicą, że ten był silniejszy. Leżała na jakimś stole, przypięta mocnymi, skórzanymi pasami. Nad nią stała wielka lampa (podobna to tej, jaka jest szpitalu dop.aut.). Nie była to cela, w której spodziewała się obudzić. To pomieszczenie było całe białe. Obok wejścia na szklanych półkach stały fiolki z cieczami różnego koloru. Po przeciwnej stronie stały takie same szklane półki, z tą różnicą,że na nich leżały różnej wielkości noże itp. Sytuacja w jakiej się znalazła ani trochę się nie podobała czarnookiej. Poczuła jak serce przyśpiesza. Poczuła lęk.
Ona, Uchiha Lajones,najzwyczajniej w świecie bała się. Bała się tego co ten psychol,Orochimaru z nią zrobi.  
- Głupia.
Skarciła się. W tym momencie do pomieszczenia wszedł Orochimaru wraz z okularnikiem.
- Widzę, że księżniczka już się obudziła.
Zaśmiał się brunet.
- Daruj sobie,zdrajco.
Warknęła.
- Powinnaś mieć więcej szacunku dla starszych.
- Szacunek mam, ale tylko dla tych, którzy na to zasługują.
Orochimaru zaśmiał się upiornie, a Lajones przeszły nieprzyjemne dreszcze. Ten człowiek zawsze ją przerażał.
- Kabuto, zajmij się nią i przyjdź później zdać mi raport.
- Hai
Orochimaru obrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Kabuto odwrócił się w stronę Uchihy i uśmiechną niebezpiecznie. Wolnym krokiem podszedł do szafki z nożami. Lajones szarpnęła się mając nadzieję, że pasy puszczą, jednak te uparcie przyciskały czarnooką do stołu.
- Przestań się szarpać, bo to i tak nic nie da.
Mrukną okularnik podchodząc do dziewczyny z nożem.
- Bądź grzeczną dziewczynką i odpowiedz na moje pytania.
Szepną nachylając się nad dziewczyną.
-Wal się, Kabuto!
Krzyknęła mu prosto w twarz, jednak chłopak to zignorował.
- Czego szuka twój ojciec?
- Nie wiem, a nawet jeślibym wiedziała, to i tak byś się nie dowiedział.
- A mnie się wydaje, że kłamiesz.
- To ci się źle wydaje,dupku!
Lajones poczuła jak ostrze rozcina skórę na policzku.Syknęła cicho.
- Ty, chyba nie zdajesz sobie sprawy, w jakim położeniu się znalazłaś, co? Uchiha?
Lajones zmrużyła wściekle oczy.
- Z resztą, nieważne. Mnie interesują informacje i radzę ci udzielić mi ich, bo jesteś na łasce Lorda Orochimaru, a on ceni sobie szczerość i...
- Przestań pieprzyć!! Gówno mnie obchodzą, te twoje informacje!! Ode mnie i tak niczego się nie dowiesz!! Więc z łaski swojej, DAJ MI,CHOLERNY SPOKÓJ!!!
Tym razem poczuła jak sztylet zatapia się w jej boku. Jęknęła z bólu.
- Wiesz, że teraz jeśli bym chciał cię zabić, mógłbym to zrobić?
- Mógłbyś, ale nie zrobisz tego.
Oboje spojrzeli w stronę drzwi, gdzie stał Sasuke Uchiha.
- Kabuto, do Orochimaru.
- Przerywasz mi świetną zabawę,Sasuke-kun.
- Już!!
- Dobra, bobra... wy Uchiha, jesteście tacy sami...
Okularnik odłożył zakrwawiony nóż na półkę i wyszedł.
- Karin!
Zawołał brunet, a do pomieszczenia weszła czerwonowłosa dziewczyna z okularami na nosie. Oboje podeszli do stołu i zaczęli odpinać pasy, którymi skrępowana była Lajones.
Czarnooka usiadła, trzymając się za bok.
- Karin,ulecz ją.
Polecił brunet, a czerwonowłosa bez sprzeciwu zajęła się raną na boku Lajones.
- Dlaczego to robicie?
- Dlaczego ci pomagamy?
Spytał chłopak. Lajones kiwnęła twierdząco głową.
- Cóż, kuzynko... w rodzinie trzeba sobie pomagać,prawda?
- Skąd wiesz?
- Domyśliłem się.
-Gotowe!
Powiedziała Karin podnosząc się do pionu. Sasuke podszedł do Karin i wypiął z jej włosów wsuwkę, po czym wpoił ją we włosy kuzynki. Obie dziewczyny spojrzały pytająco na bruneta.
- Pomyślałem, że ci się przyda, bo dalej musisz radzić sobie sama.
- Arigato.
Chłopak nic nie odpowiedział i zawołał straże. Do pomieszczenia weszło dwóch osiłków.Związali czarnookiej ręce i wyprowadzili z pomieszczenia.Przechodzili krętymi korytarzami. W końcu znaleźli się przed celą.
 Lajones została wprowadzona do środka i znów przykuta do ściany. Poczekała aż strażnicy wyjdą i delikatnie uśmiechnęła się do chłopca.
- Dastan, po zmroku uciekniemy z stąd.
- Jak? Ty jesteś przykuta do ściany, a ja nie umiem walczyć.
- Trochę wiary, Dastanie. Z resztą ktoś nam pomógł.
 Obydwoje wpatrywali się w niewielkie okno, pod sufitem, czekając aż zapadnie noc. Czas jaki spędzili na tym zajęciu zdawał się wiecznością, jednak w końcu doczekali się upragnionej nocy.

  Niepostrzeżenie przekroczyli mury Otogakure. Przemierzali uliczki szybko i niepostrzeżenie. Nikt mieniał prawa ich zauważyć. Wkradli się do głównej siedziby, gdzie były lochy do których zmierzali.

 Wypięła wsuwkę z włosów i wygięła ją, nadając spince odpowiedni kształt.Wsadziła ją do zamka w kajdanach i po chwili była wolna.
-Stań za mną.
Szepnęła do chłopaka. Blondyn bez namysłu wykonał polecenie. Lajones zapukała w stalowe drzwi i po krótkiej chwili rozległ się szczęk zamka. W progu pojawił się strażnik,który po chwili został powalony na ziemię. Do celi zajrzał drugi ze strażników, również on padł nieprzytomny na ziemię.
 Lajones zabrała im broń i klucze od celi.
- Trzymaj się blisko.
Poleciła granatowookiemu. Uchiha zamknęła strażników w celi i wyrzuciła klucze. Ruszyli przed siebie. Ku zdziwieniu Lajones nie spotkali nikogo. Przyśpieszyli kroku. Mijali właśnie skrzyżowanie korytarzy, kiedy Uchiha poczuła jak ktoś łapie ją w tali i przyciąga do siebie. Reakcja dziewczyny była natychmiastowa. Szybko wyswobodziła się i przyłożyła kunai do szyi tej osoby.
-Deidara?!
-Ciii... nie krzycz, un.
Uchiha dopiero teraz dostrzegła, że z Deidarą jest również Hidan.
-Co wy tu, do cholery robicie?
-Przyszliśmy cię odbić, maleńka.
Zaśmiał się, siwowłosy. W tym momencie zza dziewczyny wychylił się Dastan.
-A to kto?
-To jest Dastan. Chłopaki musicie go z stąd wyprowadzić.
-A ty?
-Ja mam jeszcze coś do załatwienia.
-Zrobimy tak. Hidan, weź dzieciaka i idźcie do reszty, a ja idę z tobą, un.
-Nie odpuścisz, co Dei?
-Nie.
Lajones westchnęła i uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała w stronę chłopca.
-Dastanie, pójdziesz z Hidanem, on cię stąd wyprowadzi. Dobrze?
Blondyn kiwną twierdząco głową i poszedł za siwowłosym.
-Właśnie! Bym zapomniał, un.
Deidara odpiął od pasa katanę i podał ją Uchisze.
-Raikiri! Dziękuję.
Lajones pocałowała chłopaka w usta i ruszyli korytarzami.

Podkład muzyczny
(piosenkę włącz od 17 sekundy, lepszy efekt^.^)

Błąkali się już jakiś czas.
-Właściwie, to czego szukamy, un?
-Gabinetu Orochimaru, podejrzewam, że właśnie tam trzyma pierścień.
-Jaki znowu pierścień, un?
-Deidara, zlituj się. Przecież Orochimaru, odchodząc z Akatsuki,zabrał ze sobą pierścień.
-I tylko dlatego ryzykujemy życie? Żeby odzyskać pierścień, un?
-Dokładnie.
-Zawsze wiedziałem, że jesteś szalona, ale to już chyba lekka przesada, un.
-Oj tam, oj tam...
Z głębi korytarza było słychać rozmowy dwójki osób. Deidara wyjrzał za rogu.
-Ilu?
-Dwóch, un. Ja biorę tego pierwszego, a ty drugiego.
-No to jedziemy.

Mężczyźni byli tak pochłonięci rozmową, ze nie zauważyli dwójki shinobi, zakradających się w ich stronę. Jednak gdy ich spostrzegli było już za późno. Obaj padli martwi z poderżniętymi gardłami.
Lajones uchyliła lekko drzwi. Był to gabinet. W środku nikogo nie było. Weszli do środka.
-Deidara, przeszukaj tamte półki, ja poszukam w biurku.
Zaczęli przeszukiwać całe pomieszczenie, robiąc przy tym spory bałagan. Lajones natrafiła na jakąś kopertę, odtworzyła ją i znalazła to czego szukała.
-Mam!
W tym samym czasie drzwi od pomieszczenia otworzyły się, a w progu staną, Orochimaru ze swoimi ludźmi.
-No proszę, proszę. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Zaśmiał się. Deidara rozejrzał się w poszukiwaniu drogi ucieczki.
-Mała, skaczemy przez okno.
Odwrócili się i równocześnie wyskoczyli, zasłaniając twarze rękoma, przed odłamkami. Wylądowali na dachu jakiegoś budynku poniżej. Za nimi wyskoczyli ludzie Oro. Lajones i Deidara zaczęli biec przed siebie, przeskakując po dachach budynków. Zeskoczyli na wąską uliczkę, przebiegli kilka metrów. Przed nimi znikąd pojawiło się kilku wrogich shinobi. Uchiha wyjęła katanę i nie zatrzymując się zaatakowała. Deidara, również nie był obojętny.Szybko utorowali sobie drogę i widząc kolejne odziały, znów zaczęli biec. Sprawnie omijali przeszkody. Skręcili w kolejną uliczkę. Jednak ta była bez wyjścia.
-Cholera! Ślepa uliczka, un!
Uchiha rozejrzała się i zauważyła drabinę prowadzącą na dach.
-Tędy.
Szybko wspięli się na górę i znów skakali po dachach. Ninja zaczęli ich doganiać i co chwilę gdzieś śmigał kunai. Deidara zrobił kilka glinianych figurek i posłał je na wrogów. Rozległo się kilka eksplozji i krzyków przepełnionych bólem. Kolejne pokonane metry. Przed nimi pojawiła się spora przestrzeń oddzielająca kolejny dach. Oboje przyśpieszyli, wybili się z krawędzi dachu. Ledwo udało im się przeskoczyć na kolejny budynek. Obok śmigały strzały i kunai. Znów zaczął się szaleńczy bieg. Przed nimi pojawiło się kilku shinobi. Lajones przecięła powietrze Raikiri. Jej miecz zetkną się z mieczem jakiegoś ninja. Miecz przeciwnika Uchihy, pod naporem jej siły pękł. Lajones zrobiła obrót i znów zamachnęła się kataną,tym samym pozbawiając swojego przeciwnika głowy. Poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek i ciągnie za sobą. Tym kimś był Deidara.Przeskoczyli na kolejny budynek.
-Deidara! Biegniemy do przepaści!
Krzyknęła Uchiha, gdy zeskakiwali z ostatniego budynku. Od krawędzi dzieliło ich 60 metrów. Znów przyśpieszyli, oboje czuli skok adrenaliny.
-Co teraz?!
-Skaczemy!
-Zwariowałaś?!
-Już dawno, skarbie!
Kolejny metr. Krawędź była coraz bliżej, tak samo jak wróg.Lajones, rzuciła w stronę przeciwników kilka kunai, które celnie dosięgły swojego celu. Deidara w tym czasie przygotował figurkę ptaka. Uchiha stworzyła kilka klonów, które skutecznie blokowały wroga. Ostatni pokonany metr. Oboje mieli wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Wstrzymany oddech, krótka sekunda,ostatnie kroki. Odbili się od samego skrawka przepaści. Czas jakby się zatrzymał, jakby na krótki moment zawiśli w przestrzeni, by następnie zacząć spadać. Deidara powiększył figurkę i wzbił się w powietrze. Lajones wykonała szereg pieczęci i z jej ramion wyrosły skrzydła, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.Wzbiła się w powietrze i zatoczyła koło. Wykonała kolejny szereg pieczęci i z jej ust wydobył się ogień, paląc przeciwników na popiół. Znów wzbiła się w powietrze i zatoczyła kółko po czym wylądowała obok blondyna. Czuła jak serce jej wali, wciąż czuła nadmiar adrenaliny. Skrzydła z jej ramion zniknęły. Nagły podmuch wiatru sprawił, że czarnooka straciła równowagę. Pewnie spadłaby z glinianego stwora, gdyby nie silne ramiona blondyna.
-Powinnaś bardziej uważać, un.
Szepną sadzając dziewczynę sobie pomiędzy nogami. Lajones odchyliła głowę, opierając ją na ramieniu Deidary. Westchnęła.
-Niedługo zacznie świtać.
Zauważyła. Miała rację. Nad horyzontem pojawiła się czerwono-złota łuna. Przymknęła oczy i nie wiedząc kiedy zasnęła.



Dziewięciu shinobi w charakterystycznych płaszczach, siedziało wokół ogniska. Rudowłosy mężczyzna, chodził w kółko, wyraźnie zniecierpliwiony.
-Gdzie oni są?! Cholerni gówniarze! Ileż można czekać?!
-Pein, uspokój się, na pewno zaraz przyjdą.
Próbowała go uspokoić niebieskowłosa. Nagle wszyscy spojrzeli w jedno miejsce. Z zarośli wyłonili się Lajones i Deidara. Douhito*niósł czarnooką na plecach. Oboje wesoło śpiewali.

-Kiedy jesteś piękny i młody nie nie nie
Nie zapuszczaj wąsów ani brody!
Tylko noś noś noś długie włosy jak my!

Kiedy jesteś stary i brzydki nie nie nie
Nie zużywaj maszynki ani brzytwy!
Tylko noś noś noś długie włosy jak my!

Kilkoro członków Akatsuki zaniosło się śmiechem.
-Iatś!Śpiewaj z nami!
Krzyknęła wesoło do kuzyna Lajones, zeskakując z pleców blondyna.

-Już cię rodzina z domu wygania!
Już cię fryzjer z nożycami gania!
A ty noś noś noś długie włosy jak my!
HEJ!

Śpiewali dalej. Pein przejechał dłoniom po twarzy (czyli strzelił pospolitego face plam xD). Widząc srogi wzrok zastępcy Lidera,oboje zamilkli. Już z poważnymi minami usiedli przy ognisku.Lajones spojrzała w stronę śpiącego Dastana i kiwnęła głową w stronę Hidana. Gest ten wyrażał podziękowanie za bezpieczne wyprowadzenie chłopca z siedziby Orochimaru.
-Gdzie,wy tyle czasu byliście?!
Krzykną rudy.
-Błądziliśmy po siedzibie Oro w poszukiwaniu jego gabinetu.
-Gdy go znaleźliśmy, wkradliśmy się do środka i zabraliśmy pierścień, un.
-Zostaliśmy przyłapani przez Wężowatego i skakaliśmy przez okno.
-Uciekaliśmy dachami i uliczkami, un.
-W końcu skakaliśmy ze skarpy.
-I teraz jesteśmy tutaj.
Mówili na zmianę. Pein westchną tylko i polecił dwójce by trochę odpoczęli. Oboje szybko zasnęli.
Szaleńczy bieg po Otogakure ich wykończył.


Douhito – gdzieś przeczytałam, że prawdopodobnie to jest nazwisko Deidary.