Takie tam...


Witaj w moim świecie, kimkolwiek jesteś. Cóż za dziwny zbieg okoliczności Cię tu sprowadził, do najdalszego zakątka mej wyobraźni. Lecz skoro już tu jesteś, spróbuj jak smakuje przygoda. Złap mnie za rękę i zamknij oczy. Pokarzę ci jak wygląda świat w mojej wyobraźni. Przeżyjesz coś co Ci się nawet nie śniło. Pytanie brzmi... czy się odważysz?

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 3

"Dziewczynka demon i nowa misja"

Tsunade stała przy oknie w swoim biurze. Zebranie niedawno zakończyło się, a nad Konohą zapadał mrok. Brązowooka przyglądała się czwórce osób. Szczególnie dwójce starszych shinobi. Lajones i Deidara najzwyczajniej w świecie wygłupiali się, tak jakby w cale niebyli przestępcami klasy S. Deidara wziął Lajones na ręce i przerzucił przez ramię, tak jakby nic nie ważyła. Tsunade uśmiechnęła się na ten widok. Dopiero teraz dostrzegła w nich, że tak na prawdę nie są  tak źli, jak sądziła. Spojrzała na Naruto. Chłopak śmiał się. Z powrotem spojrzała na młodą przywódczyni Akatsuki, która teraz już stała na własnych nogach. Więc, teraz wszystko w twoich rękach Lajones. Obyś sprostała zadaniu. Po tej myśli odwróciła się od okna i opuściła gabinet, kierując się w tylko sobie znanym kierunku.

Siedzieli w Ichiraku Ramen z dobre dwie godziny. Naruto w tym czasie zdążył zjeść z cztery porcje ramenu. Dosiedli się do nich przyjaciele blondyna i musieli dołączyć dodatkowy stolik. Wszyscy mieli dobre humory i mnóstwo pytań do Lajones i Deidary. 
-To jutro wracacie?
Spytała granatowo włosa członkini klanu Hiuga, Hinata. Lajones pokiwała głową.
-Obowiązki wzywają.
-Jak to jest być Liderem Akatsuki?
Padło pytanie i wszyscy wlepili zaciekawione spojrzenia w posiadaczkę sharingan. Lajones podrapała się po karku i uśmiechnęła.
- Wyobraźcie sobie, że jesteście dowódcami sporego oddziału shinobi, tylko, że wasi podopieczni bywają nieposłuszni i lubią roznosić siedzibę. No i do tego musicie wypełniać kupę papierów. Porównałabym to do bycia Kage.
-To takie kłopotliwe.
Mrukną Shikamaru, obserwując przechodzących ludzi. Deidara zaśmiał się. Spędzili w Ichiraku jeszcze pół godziny i w końcu wrócili do hotelu. Dastan po krótkim dobranoc zniknął za drzwiami jednej sypialni, natomiast Lajones postanowiła wziąć prysznic. Odkręciła kurek z letnią wodą i szybko umyła się. W samej bieliźnie stanęła przed lustrem.  Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Zmieniła się. Włosy nieco urosły i sięgały za pośladki. Rysy twarzy wyostrzyły się, a oczy spoważniały, jednak nie utraciły swojego blasku. Nabrała ładnych, kobiecych kształtów. Jej spojrzenie zatrzymało się na płaskim i lekko umięśnionym brzuszku, na którym widniała spora blizna, ciągnąca się od żeber z prawej strony, nad pępkiem i sięgała niemal do lewego biodra. Skrzywiła się na ten widok. Blizna była pamiątką po walce z Kirą.  Jej uwagę nagle przykuło coś zupełnie innego, coś czego by się nie spodziewała. Za nią na szafce siedziała dziewczynka. Mogła mieć nie więcej niż 9 lub 10 lat. Miała kruczoczarne włosy, sięgające połowy pleców i bladą, niemal trupią karnację, i czarne oczy. Lajones odwróciła się zaskoczona. 
-Kim jesteś? Z skąd się tu wzięłaś?
Dziewczynka uśmiechnęła się upiornie, a oczy błysnęły demonicznie. 
-Jestem tobą.
Szepnęła. Lajones zamrugała kilkakrotnie, analizując słowa dziewczynki.
-Nie rozumiem.
-Jestem twoim drugim "ja", tą częścią która jest demonem. Tym wszystkim, co w tobie złe. Jestem twoim gniewem i nienawiścią. 
Lajones właśnie teraz uświadomiła sobie, że dziewczynka wygląda tak, jak ona gdy była dzieckiem. 
-Dlaczego ujawniłaś się dopiero teraz?
Osóbka wzruszył ramionami.
-Bo dopiero teraz przestałaś z tym walczyć. 
Lajones chciała jeszcze o coś spytać, ale dziewczynka jej przerwała.
-Wiem o co chcesz spytać.
-Doprawdy?
-Dlaczego wyglądam jak ty, gdy byłaś dzieckiem. Otóż twoja podświadomość stworzyła mój obraz.
-Ktoś jeszcze, oprócz mnie może cię zobaczyć?
-Nie.
Zapadła cisza. Uchiha przez cały czas przyglądała się dziewczynce. Demoniczny blask w oczach małej osóbki, nie znikną ani na moment..Cisze nagle przerwało pukanie do drzwi.
-Lajones, wychodzisz?
-Zaraz!
Na chwilę odwróciła głowę, a gdy ponownie spojrzała na szafkę, dziewczynki nie było. Ja chyba wariuję. Pomyślała i ubrała się.


Konohe opuścili o świcie. Szli drogą handlową prowadzącą przez las. Wszystko wokół opatulała gęsta mgła, niczym kołdra. Mimo iż szlak był bezpieczny, to zachowywali czujność. W takie dni jak ten, łatwo było natknąć się na bandy rabusiów. Nagle Lajones kontem oka zauważyła jakiś ruch po swojej lewej.
-Stójcie.
Zatrzymali się. Lajones uważnie wpatrywała się w miejsce gdzie dostrzegła jakiś ruch.
-Może to tylko zwierze?
Spytał Naruto. Uchiha pokręciła przecząco głową.
-Za duże. 
Uaktywniła sharingan, jednak nawet z pomocą kopiującego oka nic nie dostrzegła.  Ruszyli w dalszą drogę. Przeszli może kilometr i im oczom ukazał się przewrócony wóz., przy którym siedziała kobieta. Gdy tylko zauważyła przechodniów zaczęła wołać o pomoc.
-Co się stało?
Spytała Uchiha podchodząc do płaczącej kobiety.
-Zostaliśmy napadnięci! Mój mąż jest ranny, a moje dziecko utknęło w powozie! Błagam pomóżcie!
Ręką wskazała miejsce gdzie leżał mężczyzna.
-Deidara zajmij się rannym. Naruto i Dastan wy obserwujcie czy nikt się tu nie zbliża. 
-Hai sensei!
Każdy zajął się wyznaczonym zadaniem. Lajones wślizgnęła się do powozu i od razu znalazła małe zawiniątko. Złapała delikatnie za materiał i przyciągnęła do siebie. 
-Co do...
Nie było to dziecko. W połacie materiału została zawinięta lalka. Lajones uświadomiła sobie co się dzieje, jednak nim zdążyła cokolwiek zrobić, kobieta wyciągnęła ją za płaszcz i przyłożyła kunai do szyi. Deidara walczył już z mężczyzną, który leżał na ziemi, a Dastana i Naruto zaatakowali shinobi ukryci w lesie. 
-Kuso.
Warknęła Uchiha. Była zła na siebie, że tak łatwo dała się podejść bandzie marnych shinobi.
-Poddajcie się albo poderżnę jej gardło!
Krzyknęła ruda.
-Uważaj komu grozisz.
Po tych słowach Lajones złapała za rękę kobiety i wykręciła, tym samym uwalniając się. Ruda jęknęła z bólu. 
-No na co czekacie?!
Krzyknęła do swoich ludzi.
-Brać ich!!
-Idioci 
Deidara powiedział to bardziej do siebie i sparował atak jednego z napastników, po czym wprowadził własny cios, który od razu powalił przeciwnika na ziemie. Lajones nawet nie musiała wyjmować swojej katany, bo po kilku minutach niemal wszyscy przeciwnicy zostali pokonani. Została tylko ruda. Była wściekła, że jej ludzie zostali tak łatwo pokonani.
-Nie daruję wam tego!
Krzyknęła. Lajones westchnęła i oparła ręce na biodrach.
-Pójdziemy na układ. Ty przeprosisz za zaatakowanie nas, a my o wszystkim zapomnimy i obejdzie się bez wylewu krwi.
-Kpisz sobie ze mnie! Za nic nie będę przepraszać! Katon: Gokakyu no Jutsu!
W ich stronę pognała ogromna kula ognia. Lajones poleciła reszcie by stanęli za nią, a sama uaktywniła mangekyo sharingan. Poczuła nagłe pieczenie oczu, a po policzkach zaczęła spływać krew. Gdy ognista kula była zaledwie kilka metrów przed Uchihą,pojawił się wir. Kamui. Kula ognia została wciągnięta do innego wymiaru i wir znikną. Lajones nieco osłabiona techniką upadła na jedno kolano. Rudowłosa oprzytomniała i wyrzuciła w stronę Lajones kilka kunai, które sprawnie zostały odbite przez Deidarę, który szybko pojawił się przed Uchihą. Naruto zaszedł kobietę od tyłu i ogłuszył.
- W porządku?
Spytał Deidara z troską w głosie i kucną naprzeciw Lajones.
- Taaa... tylko chwilowo nic nie widzę.
Uśmiechnęła się krzywo i znikąd wyjęła czarną chustkę, którą zawinęła wokół oczu. Deidara pomógł jej wstać.
-Co z nimi zrobimy?
Spytał Naruto.
-Mam pomysł.
Dastan uśmiechną się cwanie pod nosem.

Chłopaki postawili wóz na koła i do środka wsadzili, związanych i nieprzytomnych rabusiów, razem z rudowłosą. Zaprzęgli jakoś konie, które przez cały ten czas były ukryte w lesie, zaraz koło drogi . Naruto napisał krótką wiadomość i przestraszył zwierzęta, które pobiegły w stronę Konohy.
- Muszę przyznać, że pomysł miałeś dobry.
Mówiąc to Deidara poczochrał Dastana po włosach. 
-Ruszajmy, mamy spore opóźnienie.
Lajones wstała z kamienia na którym aktualnie siedziała i ruszyła przed siebie, czyli w stronę przeciwną niż kierunek ich podróży. Deidara westchną i podszedł do Lajones, łapiąc ją za ramie i prowadząc w odpowiednią stronę. Uchiha zrobiła kilka kroków i potknęła się o kunai wystający z ziemi.
- W tym stanie to nie dojdziesz. Musiałaś użyć  mangekyo sharingan?
- Owszem musiałam. Żeby ci tyłka nieprzysmoliło.
Uśmiechnęła się pod nosem, a Dastan i Naruto zaśmiali się.
-Aleś ty zabawna. Mogłaś użyć tej nowej techniki.
-Jest jeszcze nie doszlifowana.
-Ale za to bezpieczniejsza niż Kamui.
Lajones westchnęła.
- Lepiej użyć najniebezpieczniejszej techniki, niż użyć czegoś, co może nie zadziałać.
-Przez nadużywanie Mangekyo w końcu na dobre stracisz wzrok.
-Być może.
Na tym rozmowa zakończyła się. Deidara zaproponował by polecieli na jednym z jego dzieł, natomiast Lajones się nie zgodziło, twierdząc, że wielki, gliniany ptak będzie przyciągał zbyt wiele uwagi. Dastan i Naruto postanowili nie wtrącać się do zażartej dyskusji.
-Aleś ty uparta!
-A ty upierdliwy!
Blondyn burkną coś pod nosem i wbrew decyzji Lajones stworzył glinianego stwora i powiększył go.
- Chłopaki wskakujcie.
Naruto i Dastan bez sprzeciwu wskoczyli na ptaka. Nie mieli ochoty iść taki kawał do siedziby na piechotę.Deidara nie zważając na sprzeciwy czarnookiej, przerzucił ją sobie przez ramię i wskoczył na glinianego stwora.

Zapadał zmrok. Lajones siedziała z przodu glinianego stwora, trzymana w ramionach Deidary.  Z tyłu Dastan i Naruto dyskutowali o czymś zaciekle.
-Szkoda, że nie możesz zobaczyć, jaki piękny mamy zachód słońca.
-Nie muszę. Mnie w zupełności wystarczy, to że tu jesteś Deidara.
Odchyliła do tyłu głowę, opierając ją o tors blondyna.
-Oj Tenshi... wiesz przecież, że zawsze przy tobie będę.
-Wiem, mój Artysto, wiem. Arigato
Deidara nachylił się i ją pocałował. Więź jaka powstała pomiędzy ta dwójka, była naprawdę silna. Nierozerwalna.
- Nie masz za co dziękować Tenshi.
- Oj mam.
Zaśmiała się.
- Zbliżamy się do Ame
Zakomunikował blondyn. Po chwili wylądowali przed siedzibą.

  Miną tydzień od podpisania Traktatu i Lajones planowała już kolejne posunięcia. Od tamtej pory, gdy tylko zostaje sama pojawia się jej drugie ja, zawsze w tej samej postaci. Uchiha przeglądała właśnie papiery i sporządzała notatki. Powoli zaczynała wcielać plan w życie. Teraz trzeba było, tylko wykonać jego najtrudniejszą część. Odnaleźć kamienie. Wiele tygodni zajęło jej znalezienie jakichkolwiek informacji o Amaranth. Pewnie gdyby nie pomoc Peina, niewiele informacji by zdobyła. Jednak niewiele było wzmianek o kamieniach. W prawdzie wzmianka o nich była w notesie, który Lajones kiedyś znalazła w bibliotece starej siedziby, a który tajemniczo później zaginą. Jak się okazało znajdował się on w szufladzie do której klucza brakowało. Lajones znalazła go przypadkowo, któregoś dnia, robiąc porządki. Nagle ktoś zapukał do drzwi gabinetu.
- Proszę.
Odezwała się, nawet nie odrywając się od pracy. Do gabinetu wszedł Pein.
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać.
To było stwierdzenie. Na nic nie czekając zajął miejsce na krześle naprzeciwko Uchihy. Odłożyła długopis i zamknęła zeszyt z notatkami.
- Niedługo ruszam odnaleźć kamienie, których szukał ojciec. Zastąpisz mnie.
- Samej cie nie puszcze.
- Pein proszę cię... rozmawialiśmy już o tym.
 - Nie zapomnij, że obiecałem Madarze, że jeżeli jego już nie będzie, to mam się tobą zająć.
Lajones posmutniała na wspomnienie ojca.
- Nie wyślę nikogo innego.
Oznajmiła stanowczo.
- Więc weź czworo członków.
- Wiesz dobrze, że nie chcę nikogo narażać.
- To jest moja propozycja, Lajones. Nie zapomnij, że mimo wszystko odpowiadam za ciebie.
Młoda przywódczyni Brzasku westchnęła i wyprostowała się na krześle. Nawet nie wiedzieli, że są podsłuchiwani.
- Zastanowię się kogo ze sobą wezmę i dam ci znać.
Rudy skiną głową i wyszedł. Lajones przeglądnęła jeszcze kilka notatek i wszystkie ważne dokumenty zamknęła w szufladzie w biurku. Zamknęła je na klucz, który zawiesiła na szyi i dodatkowo zabezpieczyła go pieczęcią. Nie chciała by informacje tam zawarte wpadły w niepowołane ręce, zwłaszcza iż pewna osoba w organizacji aż zanadto lubiła wciskać nos w nie swoje sprawy. Karin. Lajones szczerze jej nie lubiła. Wstała od biurka i wyszła z gabinetu. Od razu udała się do swojego pokoju. Deidara robił właśnie jakieś szkice. Lajones padała na łóżko.
- Jestem wykończona.
Poskarżyła się. Deidara odwrócił się do niej przodem. Lajones podniosła się do siadu.
- Niedługo ruszam znaleźć te kamienie. Razem z Peinem ustaliliśmy, że mam wybrać czwórkę osób które wyruszą ze mną.
Deidara usiadł obok Lajones na łóżku.
- Wiesz, że idę z tobą?
Zaśmiała się i wtuliła w blondyna.
- Wiem o tym.
Deidara nachylił się i pocałował ją w usta. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i do środka weszli Sasori, Hidan i Itachi.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy?
Zaśmiał się siwy.
- O co chodzi?
- Zgłaszamy się jako ochotnicy, żeby wyruszyć z tobą na misję.
Oświadczył Sasori.
- I nie przyjmujemy odmowy.
Dodał Itachi.
- Z skąd wiecie?
Za chłopaków wynurzył się blond włosy chłopiec. Lajones westchnęła, ale nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się i wstała z łóżka.
- Jesteście pewni, że chcecie iść? Będzie naprawdę niebezpiecznie.
- Niebezpieczeństwo to moje drugie imię mała.
Hidan uśmiechną się po swojemu i uniósł lekko głowę.
- No dobra... skoro jesteście tego pewni, to powiadomcie resztę, że za 20 minut jest zebranie.
Po chwili chłopaki wyszli tak samo szybko, jak weszli.

W salonie zgromadzili się wszyscy członkowie Akatsuki. Lajones weszła do pomieszczenia i nie owijając w bawełnę rozpoczęła zebranie. Powiadomiła wszystkich o misji i o tym, że podczas jej nieobecności Pein będzie zajmował się organizacją.
- Jakieś pytania?
- Kiedy ruszamy?
Spytał Hidan rozwalając się na kanapie.
- Daję wam trzy dni na przygotowania, czwartego ruszamy.
Zebranie zakończyło się. Uchiha wysłała jeszcze kruka do Konohy. Z godnie z umową mają wzajemnie powiadamiać siebie o posunięciach. Jeszcze tego samego dnia, ten sam kruk przyniósł odpowiedz, która mimo wszystko nie zachwyciła Lajones. Kira, miał ruszyć z nimi. Lajones od razu powiadomiła o tym resztę. Niebyli z tego zadowoleni, zwłaszcza Deidara.

Weszła do łazienki, rozebrała się i weszła pod prysznic. Odkręciła kurek i ustawiła letnią wodę. Oparła czoło o zimne kafelki i przymknęła oczy wyrównując oddech. Czuła każdą kroplę która spływała po jej ciele. Umyła się i zakręciła wodę. Ubrała się i przed lustrem zaczęła suszyć włosy. Gdy skończyła, dostrzegła za sobą dziewczynkę.
- Dawno cie nie było.
- Tęskniłaś?
Uśmiechnęła się po swojemu.
- Nie... niespecjalnie.
Lajones odwróciła się w jej stronę i oparła się o zlew. Przymrużyła oczy.
- Znowu masz zamiar mnie denerwować?
Ostatnim razem kiedy mała demonica się pojawiła, Uchiha miała okazję przekonać się, że nie może zrobić jej krzywdy. Dziewczynka zaśmiała się upiornie, podeszła do Lajones i złapała jej prawą rękę, unosząc, i odwracając wierzchem dłoni. Przyłożyła do niej swoją dłoń.
- Zapominasz kim jesteś... to ci pomoże zapamiętać.
Lajones miała wrażenie, że ktoś wypala jej dziurę w ręce. Z syknięciem zabrała dłoń i wsadziła pod zimną wodę. Ból był niemal nie do wytrzymania. Razem z wodą spływała krew. Spojrzała na dłoń, na której pojawił się pentagram... taki sam jaki pojawia się podczas jej przemiany. Z szafki pod zlewem wyjęła bandaż i owinęła nim dłoń. Usiadała na podłodze przyciskając do siebie rękę. Z jej akompaniamentami bólu zlewał się okrutny śmiech małej demonicy.
- Spierdalaj...
Warknęła na demonicę i ta po chwili rozpłynęła się w powietrzu, dalej się śmiejąc. Lajones podniosła się z ziemi i weszła do pokoju. Deidara leżał na płużku. Uchiha położyła się obok i wtuliła w blondyna.
- Lajones, coś się stało?
Spytał zmartwionym głosem. Przycisnęła dłoń, która bolała niemiłosierni, do piersi.
- Ne... wszystko w porządku.

Nadszedł dzień misji. Kira zeszłego wieczoru przybył do siedziby. Trwały ostatnie przygotowania. Lajones w swoim gabinecie chowała jeszcze zwoje. Sprawdziła po raz kolejny czy wszystko ma i opuściła pomieszczenie. Zeszła na dół, gdzie wszyscy już byli.
- Gotowi?
Pokiwali twierdząco głowami. Lajones skinęła głową i zwróciła się do Peina.
- Pilnuj Dastana i zajmij się jego treningiem pod moją nieobecność. Co do reszty daję ci wolną rękę.
- O nic nie musisz się martwić. Powodzenia.
Skinęła lekko głową.
- Ruszamy.
Szóstka osób opuściła siedzibę i skierowała się do głównej bramy Ame. Za nią ruszyli w stronę gór.Czekała ich długa i niebezpieczna podróż w nieznane.




W końcu!!
Szczerze nie mogłam się już doczekać tej misji. Obiecuję, że następne rozdziały będą lepiej napisane..
Cuż... pisanie zaczyna mnie już męczyć... jednak nie mam zamiaru z tego zrezygnować, a przynajmniej do czasu kiedy zakończę opowiadanie o Lajones..







piątek, 2 listopada 2012

Halloween II


Dzisiaj mały bonus z okazji Halloween.
 Krótkie opowiadanie, które pragnę zadedykować mojej One-chan, a chodzi mi o Amy X3, która straaasznie mnie poganiała.
Pragnę poinformować, że postać Yuuki Kurayama została wymyślona przez Amy X3.

Teraz takie tam pierdoły. 
Akcja toczy się w (niby) normalnym świecie, czyli postacie nie są żadnymi przestępcami, nie mają chakry itd.
Są za to uczniami Liceum. 
No tak! Bym zapomniała o jednym małym szczególe.
Madara na potrzeby opowiadania został starszym braciszkiem Lajones :D   
Na koniec, pragnę jeszcze podziękować pewnej osobie, z którą lubię włóczyć się po mieście wieczorami i która podrzuciła mi pomysł na to opowiadanie.
Dzięki I. 
A teraz przejdźmy do opowiadania ;p


~     *     ~     *     ~     *      ~




 Wakacje. Każdy uczeń tylko czeka, aż skończy się rok szkolny i będzie mógł wyjechać w podróż. Pięcioosobowa ekipa, trzech chłopaków i dwie dziewczyny, dużym samochodem przejeżdżało drogą 210, która prowadziła przez gęste lasy Kanady. Prowadził czarnowłosy chłopak o imieniu Madara, obok na siedzeniu pasażera siedziała jego dziewczyna Yuuki, z tyłu siedzieli Lajones, Deidara i Hidan. Rodzeństwo Uchiha musiało namówić swojego ojca do tego by pożyczył im swój samochód, by wszyscy się pomieścili. W dobrych nastrojach śpiewali różne piosenki, a Deidara na tyle przygrywał gitarą. Jechali już dobre kilka godzin.
- Madara, zatrzymaj się gdzieś.
Yuuki miała już dość długiej podróży, a do ich celu była jeszcze daleka droga.
- Jak tylko będzie jakiś parking to się zatrzymam.
Brunet uśmiechną się delikatnie do dziewczyny. Przejechali jeszcze trzy kilometry i po ich prawej stronie pojawił się parking. Madara zjechał na pobocze i zaparkował. Wysiedli z samochodu prostując obolałe kości.
-Idę się odlać.
Zakomunikował Hidan i w chwilę później znikną w lesie. Lajones oparła się o maskę samochodu i z kieszeni wyjęła paczkę ulubionych cukierków i zaczęła zajadać się nimi. Yuuki zaczęła chodzić po parkingu rozglądając się. Wiatr lekko rozwiał jej włosy. Madara nie mógł oderwać od niej oczu. Białe, długie włosy, które sięgały lekko poza pas, powiewały teraz z każdym podmuchem wiatru. Dziewczyna miała niezwykle bladą cerę i czerwone jak rubiny  oczy. Gdy zauważyła, że czarnowłosy jej się przygląda uśmiechnęła się i podeszła do chłopaka.
-Co tam piękna?
Spytał uśmiechając się nonszalancko i boją ją ramieniem.
-Tak sobie myślę... daleko jeszcze?
-Z jakieś półtorej godziny jazdy.
-Eeej!! Musicie coś zobaczyć!!
Krzykną Hidan wychodząc z lasu.
Wszyscy ruszyli  za siwym w głąb lasu, który robił się coraz gęstszy.
-Gdzie ty nas prowadzisz?
-To niedaleko.
Przedarli się przez gęste krzaki i znaleźli się na niewielkiej polance. Niby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że z pośród trawy wystawały nagrobki. Niektóre były wykrzywione, a inne przewróciły się.
-Cmentarz
Lajones podeszła do jednego z nagrobków i przetarła napis dłonią.
-Colin Vonder.... nie wiem co dalej pisze, napis jest zamazany.
-Z skąd w środku lasu wziął się cmentarz?
Deidara był tym faktem zdziwiony, podobnie jak reszta. Lajones podniosła się i zauważyła równie starą tabliczkę na drzewie, jednak z bardziej czytelnymi wyrazami.
- Bądźcie przeklęci ci, którzy zakłócacie spokój zmarłym.
Zaczęła czytać.
-Spotka was za to kara. Strzęście się ponurego kosiarza, który zapuka do waszych serc i zabierze ze sobą waszą duszę, a odrętwiałe ciało żuci na pożarcie dzikim bestią.
Gdy skończyła zapanowała dziwna atmosfera. Cisza jaka w tedy zapanowała, zawierała w sobie grozę.  
-Spadajmy z stąd.
Żadne z nich nie chciało zostać tu ani chwili dłużej. Hidan zrobił krok w przód i poczuł jak coś lodowatego chwyta go za rękę. Otworzył szeroko oczy z przerażenia, nie był to nikt z jego przyjaciół, gdyż wszyscy szli przed nim, odwróceni do niego tyłem. Yuuki odwróciła się i pisnęła z przerażenia. Wszyscy również obejrzeli się za siebie.
-O Mój Boże!!
Lajones zakryła dłonią usta.
-Hidan, nie ruszaj się.
Powiedział w miarę spokojnie Madara.
-Tylko niech mi ktoś powie, co mnie trzyma za rękę?
-Dziewczynka...
Yuuki wyszła za Madary i powoli zaczęła podchodzić, jednak brunet złapał ją za nadgarstek powstrzymując.
-Nie zbliżaj się do nich.
-To tylko dziecko.
Szepnęła, ale sama nie wierzyła we własne słowa. Wyswobodziła się z uścisku Uchihy i podeszła bliżej. Spojrzała na Hidana. Pierwszy raz widziała go takiego przestraszonego
-Nie odwracaj się.
Powiedziała do niego i znów spojrzała na dziewczynkę. Była niziutka. Sądząc po wzroście mogła mieć 7 lat, jednak niemożna było tego stwierdzić, gdyż twarz zasłaniały długie, smoliście czarne włosy. Miała niesamowicie bladą cerę, a ubrana była w brudną i poszarpaną sukienkę z innej epoki. Wokół niej unosiła się woń ziemi i stęchlizny.
-Hej
Zaczęła Yuuki drżącym głosem.
-Jak ci na imię? Z skąd się tu wzięłaś?
-Nie powinno was tu być.
Głos dziewczynki był delikatny, ale mroził krew w żyłach. Zdawał się być martwy.
-Dlaczego?
Dziewczynka spojrzała na Kurayame . Jej oczy były martwe, tak samo jak głos. Martwe i puste.
-Bo zginiecie.
Po tych słowach puściła rękę Hidana i cofnęła się kilka kroków. Siwy dopiero teraz spojrzał na maleńką postać. Znikąd pojawiła się mgła, która opatuliła maleńką osóbkę.
-Nie powinno was tu być.
Powtórzyła i rozpłynęła się w gęstej mgle.  Każde popatrzyło po sobie jakby szukając odpowiedzi a to co tu teraz zaszło.
-Co to kurwa było!!
-Duch?
Wszyscy spojrzeli na młodszą Uchihę.
-Przecież duchy nie istnieją!
-To jak to wytłumaczysz, Madara?!
-Nie wiem, ale na pewno to nie był duch!
-Przestańcie się kłócić.
Yuuki spiorunowała rodzeństwo groźnym spojrzeniem. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień.
-Wracajmy do samochodu.
Wszyscy się zgodzili z Douhito i trzymając się razem ruszyli w drogę powrotną.


 Mgła. Ta cholerna mgła otaczała ich z każdej strony. Gęsta jak mleko, a oni błądzili po lesie z dobre dwie godziny. Zmęczeni, głodni i zmarznięci, a na domiar złego robiło się coraz ciemniej.  Dziewczyny były przestraszone. Nie tylko tym że zgubili się w środku lasu i żadne nie miało zasięgu by zadzwonić. Najbardziej bały się tego, że zjawa z cmentarza znów się pojawi. Chłopaki również czuli niepokój, jednak ukrywali to. Las zaczął się przerzedzać i mieli nadzieję, że gdzieś tu jest parking i samochód, którym z stąd odjadą, by nigdy już nie wrócić. Nie wiedzieli jednak, że upragniony pojazd jest w drugą stronę. Przez drzewa zamajaczył zarys jakiegoś domu. Przedarli się przez krzaki i stanęli na polance na której wznosił się budynek.
-Myślicie, że ktoś tu mieszka?
Spytał z nadzieją w głosie Hidan.
-Raczej nie, wygląda na opuszczony.
-Spędzimy tu noc, a rano spróbujemy się z sąd wydostać.
Madara ruszył w stronę domu, albo raczej dworu. Dom z zewnątrz był olbrzymi, a do wnętrza prowadziły ogromne, drewniane i lekko przegniłe drzwi.
-Chcecie tu spać?
Siwy nie chciała wchodzić do środka, a tym bardziej tam spać.
-A widzisz inne wyjście? Wolę tam, niż tu, a jak tak bardzo chcesz to możesz spać na zewnątrz.
Yuuki miała dość, nie tylko ciągłego marudzenia Hidana. Ostatecznie siwy poszedł za resztą. Madara staną przed drzwiami i wyciągną rękę by nacisnąć klamkę, jednak ta sama się poruszyła i drzwi lekko uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Pchną drzwi i wszedł do środka a zanim reszta. Stanęli na środku holu. Na przeciwko wejścia były schody prowadzące na kolejne piętra budynku, na lewo i prawo były dwa pomieszczenia, w tym na prawo był kominek. Nagle drzwi poruszone nieznaną siłą zatrzasnęły się z głośnym hukiem. Dziewczyny niemal pisnęły.
-Pewnie przeciąg.
Lajones powiedziała to tak, jakby chciała przekonać do tego samą siebie. Weszli do pomieszczenia z kominkiem. Było duże. Podłoga wyłożona była drewnianymi, spróchniałymi i zniszczonymi przez czas panelami. Ściany były szarawe i odchodziła od nich farba. Gdzieniegdzie można było dostrzec pęknięcia. Kominek był zaniedbany. Cegły z którego został zrobiony rozpadały się, a niektóre luźno leżały na podłodze. Pod jedną ze ścian stała rozsypująca się komoda, która chłopakom posłużyła za opał do kominka. Po dłuższej chwili męczarni, ciemne już pomieszczenie wypełniło ciepło.
 
 Wszyscy usadowili się przed kominkiem, ogrzewając się przy ogniu. Słońce już dawno zaszło, właściwie był środek nocy. Lajones siedziała oparta plecami o tors Deidary. Oboje nie mogli zasnąć, podobnie jak Yuuki, obok której spał Madara. Hidan już dawno chrapał. Yuuki wstała i usiadła obok Uchihy i Douhito.
- To wszystko mi się przestało podobać.
Zaczęła szeptem.
- Jutro spróbujemy się z stąd wydostać.
Lajones położyła rękę na ramieniu przyjaciółki, chcąc ją w ten sposób uspokoić. Wiedziała, że Yuuki bała się, z resztą nie mniej niż ona sama. Deidara uśmiechną się pod nosem.
-W końcu chcieliśmy jakąś przygodę, to ją mamy.
Cała trójka zaśmiała się cicho, by nie zbudzić reszty.  Znów zapanowała cisza. Wpatrywali się w tańczące płomienie, każde pogrążone we własnych myślach. Kroki na pierwszym piętrze, przywróciły Lajones do rzeczywistości. Pierwsza je usłyszała.
-Słyszycie?
Spytała drżącym głosem. Kroki były na tyle głośne, że obudziły resztę. Ktoś chodził po pokoju nad nimi w ciężkich butach. Wpatrywali się w sufit jak zaklęci. Kroki skierowały się w stronę drzwi. Dało słyszeć się skrzypienie i trzask drzwi. Kroki przeniosły się na korytarz, a następnie na schody. Spojrzenia wszystkich zwrócone były w stronę wejścia do pomieszczenia. Kroki ucichły, przy kilku ostatnich stopniach. Po kilku sekundach, można było słyszeć jak koś z powrotem wchodzi na górę i trzaska tymi samymi drzwiami. Później była tylko cisza.
- Co to kurwa było?!
Lajones puściły nerwy. Po policzkach spływały jej łzy. Deidara przytulił ją do siebie i szeptał coś na ucho. Wszyscy byli poruszeni tym co tu zaszło.
- Musimy sprawdzić kto jest na górze.
Madara jako pierwszy otrząsną się.
- Pojebało cię!? Musimy z stąd wiać!! Może to jakiś psychol!!
Lajones ten pomysł wyraźnie nie podobał się. Wolała już siedzieć na tamtym cmentarzu, niż iść na górę. Jednak większość poparła pomysł jej brata.


Madara i Deidara powoli weszli po schodach na pierwsze piętro, reszta została na dole.Madara szedł pierwszy, Deidara tuż obok. Zbliżali się do końca schodów, które pod ich stopami skrzypiały upiornie. Madara przyległ do ściany i zajrzał za rogu. Nie dostrzegł nic prócz okna na końcu korytarza, przez które wpadało blade światło księżyca. Deidara spojrzał w drugą stronę, również nic nie dostrzegł oprócz nie przeniknionej ciemności. Oboje czuli jak serca tłuką się im w piersiach, jednak cicho posunęli się dalej korytarzem. Zatrzymali się dopiero przy pierwszych drzwiach, z skąd "ktoś" wyszedł. Madara położył rękę na klamce i nacisną. Ani drgnęły. Szarpną raz, drugi i nic. Były zamknięte.
- Madara...
Brunet spojrzał na przyjaciela, który momentalnie pobladł na twarzy. Madara odwrócił głowę w stronę okna, czyli tam gdzie patrzył się blondyn i zamarł. Przy oknie stała, albo raczej lewitowała półprzeźroczysta postać. Był to mężczyzna o długich, białych włosach, które były dziko rozczochrane. Poszarpane strzępy ubrań falowały w powietrzu. Twarz zjawy była wychudzona, oczy z nienawiścią paczyły na dwójkę chłopaków, a z dziury w czole sączyła się ciemno brunatna substancja. Zjawa ruszyła w stronę chłopaków, a razem z nią przez korytarz przemknęła fala porywistego wiatru. Deidara i Madara biegiem zawrócili, i zbiegli po schodach, niemal na złamanie karku, wbiegli, jak burza do pokoju, wydzierając się, że muszą z stąd uciec.   
- Co wyście tam zobaczyli?
Spytała Yuuki wstając z podłogi.
- Ja sam nie wiem.
- To był duch.
Wtrącił Deidara.
- Duchy nie istnieją!!
Madara nie chciał w to uwierzyć.
- Więc co to było, co?? Może mi łaskawie wyjaśnisz, bo z tego co wiem ludzie nie lewitują w powietrzu i nie są przeźroczyści!!
Blondyn wydarł się, gestykulując rękoma. Zapadła cisza. Nagle cały dom wypełnił przerażający śmiech. Nie był on ludzki. Był przerażający i martwy. Jak by pochodził za grobu. Gdy upiorny śmiech ustał, przez pokój w którym wszyscy się znajdowali, przebiegł podmuch lodowatego wiatru i nagle znów wszystko umilkło.
- Spierdalamy!
Hidan szybko ruszył w stronę drzwi frontowych, za nimi ruszyła całą reszta. Długo męczyli się z drzwiami, jednak te ani drgnęły. Postanowili w końcu stłuc okna i uciec z stąd jak najdalej i nie oglądać się za siebie. Deidara wziął jedną z cegieł i rzucił w okno. Cegła odbiła się od okna i rozbiła w drobny pył, uderzając o podłogę, a na szybie nie zostało nawet małe zadrapanie. Hidan rzucił drugą cegłą jednak efekt był ten sam.
- Chyba tu utknęliśmy.
Jęknęła ze zrezygnowaniem białowłosa. Po tych słowach wnętrze budynku samo zaczęła się zmieniać. Ściany zaczęły się przemieszczać, odgradzając Madare i Hidana od reszty. Lajones chcąc uchronić się od zmiażdżenia odskoczyła na bok, lądując boleśnie na tyłku. Yuuki i Deidara również zaliczyli twarde lądowanie. Gdy tylko kurz opadł dostrzegli, że znajdują się w długim korytarzu.
- Gdzie Madara i Hidan?
Spytała Uchiha, dostrzegając, ze brakuje jej brata i przyjaciela.
-Zdaje się... że po drugiej stronie ściany.
Deidara podszedł do ściany i spróbował jś pchnąć.
- Deidara, daj sobie i tak tego nie ruszysz. Musimy ich jakoś znaleźć.
Wszyscy zgodzili się z Yuuki i i ruszyli przed siebie korytarzem.


Madara odkaszlną trochę kurzu i podniósł się do siadu.  Przez chwilę tępym wzrokiem wpatrywał się w ścianę ,która przednim nagle wyrosła. Do rzeczywistości przywrócił go głos Hidana.
- Madara rusz te swoje szanowne cztery litery, bo musimy znaleźć resztę i się z stąd wydostać.
Czarnowłosy chcąc, nie chcąc podniósł się z podłogi. Wyszli na hol i oboje spojrzeli na drzwi wejściowe.
- Jak myślisz, są otwarte?
Spytał siwowłosy. Madara pokręcił przecząco głową.
- Przedtem ich nie otworzyliśmy i wątpię że tym razem nam się uda.
Niechętnie spojrzeli na schody prowadzące na kolejne piętra, po czym powoli zaczęli wchodzić.  Gdy byli na pierwszym piętrze Madara z daleka przyjrzał się miejscu gdzie widzieli ducha. Nadal nie chciał w to wierzyć. Weszli na kolejne piętro.


Błąkali się korytarzami domu i z goryczą musieli stwierdzić, ze się zgubili. Z każdym krokiem mieli wrażenie, ze są w jakimś labiryncie. Plątanina korytarzy zdawała się niemieć końca. Czasem nawet trafiali na ślepe zaułki, mijali pojedyncze okna, z których widać było las i drzwi, których było tu pełno. Nie mieli jednak odwagi by zajrzeć do jakiegokolwiek pomieszczenia. Deidara niósł pochodnię, która była jedynym źródłem światła. Znaleźli ją po drodze, gdy ciemność stawała się dokuczliwa. Dziewczyny szły tuż za blondynem, niemal depcząc mu po piętach. Zbliżali się do skrzyżowania korytarzy, gdy nagle coś w nikłym świetle pochodni, przebiegło im drogę.
- Widzieliście to?
Lajones spytała się reszty, chcąc się upewnić, że nie ma zwidów, jednak Yuuki i Deidara pokiwali twierdząco głowami. 
- Zawracamy.
-Nie, musimy iść dalej.
Po tych słowach Deidara zrobił krok w przód.
-A jeżeli to coś nas zaatakuje?
Deidara odwrócił się i spojrzał na Lajones. Podszedł do niej i objął ją ramieniem.
- Nic nam nie będzie. Znajdziemy twojego brata i Hidana.... znajdziemy wyjście z tego przeklętego domu i uciekniemy.
Deidara spojrzał przypadkowo w ciemność za nimi. Dostrzegł dwoje czerwonych ślepi, które szybko zbliżały się w ich stronę.
- Biegnijcie!!
Krzykną i pociągną dziewczyny za sobą. Po korytarzu rozniósł się ryk wygłodniałej bestii. Biegli. Nie wiedzieli dokąd. Byle dalej od tego czegoś. Po prawej stronie znaleźli drzwi. Na szczęście były otwarte. Wpadli do środka. Stwór przebiegł obok. Ryk potwora upewnił ich, że się oddalił. Rozejrzeli się po pokoju w którym się znaleźli. Był średnich rozmiarów. Gdzieś w koncie stała stara szafa, której drzwiczki ledwo trzymały się zawiasów. Po przeciwnej stronie pokoju była komoda, również w kiepskim stanie.
- Mam tego dość! Chce do domu!
Yuuki była bliska płaczu. 
- Bądź silna.
Lajones starała się ją pocieszyć. W sumie te słowa były potrzebne także jej samej.
- Musimy się stąd wydostać!
Deidara plecami oparł się o drzwi.
- Mogę wam w tym pomóc.
Cichy dziewczęcy głosik rozniósł się po pokoju, a pomieszczenie wypełniła woń ziemi i stęchlizny. Na komodzie siedziała dziewczynka z cmentarza. Dziewczyny gwałtownie cofnęły się w tył.
- Nie musicie się mnie bać.
Powiedziała przyjaźnie.
- Powiem wam jak się z stąd wydostać.




Madara i Hidan minęli kolejne rozwidlenie i z każdym kolejnym pokonanym metrem, mieli wrażenie, że chodzą w kółko.
- Zgubiliśmy się.
Stwierdził siwowłosy.
- Wcale, nie. Dobrze wiem dokąd idziemy!
- Serio? To może powiesz mi, dlaczego ZNOWU mijamy ten obraz?
Mówiąc to Hidan palcem wskazał obraz, na którym namalowany był jakiś mężczyzna w staroświeckim stroju.
- Bo akurat ty zwracasz uwagę na obrazy. Ty poza cyckami i tyłkami nie widzisz nic innego.
- Ej!! Wypraszam sobie! Akurat o sztuce mam jakieś pojęcie!
Madara spojrzał na niego jak na idiotę.
- Jak by to powiedział Deidara, to bym uwierzył.
-Dlaczego jesteś taki niemiły?
Hidan zrobił minę obrażonego dziecka.
- A dlaczego ty jesteś idiotom?
Nagle oboje umilkli słysząc kroki za sobą. Zatrzymali się w miejscu i nasłuchiwali. Kroki zdawały zbliżać się w ich stronę. 
- Myślisz, że to reszta?
Spytał po cichu siwy. Madara pokręcił głową.
- Mam złe przeczucie, że jednak to nie oni.
Po tych słowach nastąpił strzał z jakiejś broni. Potworny huk rozniósł się po labiryncie korytarzy. Następstwem był psychopatyczny śmiech i następny strzał. Chłopaki zaczęli uciekać. Hidan obejrzał się za siebie. Za nimi biegł mężczyzna, a raczej to co z niego zostało. Ubrany był w żołnierski strój. Zielona bluzka była poszarpana i zakrwawiona. Z twarzy mężczyzny zwisało mięso, a z ran wypływała krew. W obu rękach trzymał broń myśliwską, którą celował w stronę Madary i Hidana. Siwowłosy pożałował nagle że się odwrócił.


Lajones, Yuuki i Deidara uważnie słuchali słów zjawy z cmentarza. Poczuli ulgę, że jednak mogą się z stąd wydostać.
- Czyli mamy czas do świtu?
Spytała po raz kolejny Lajones, chała się upewnić czy dobrze zrozumiała.
- Tak. Będziecie mieli jedną szansę. Drzwi otworzą się tylko na minutę, jeżeli nie zdążycie, umrzecie, a wasze dusze na zawsze zostaną tu uwięzione. Śpieszcie się, jeżeli chcecie wszyscy z stąd wyjść.
Po tych słowach dziewczynka rozpłynęła się. Yuuki wyprostowała się. Na jej twarzy malowało się zmęczenie, a pod oczami można było dostrzec zaciemnienia. Lajones i Deidara wyglądali nie lepiej.
- Dobra! Idziemy znaleźć Madare i Hidana. Nie mogą być daleko, w końcu ten przeklęty dom nie może być aż tak wielki.
Yuuki powróciła jej pewność siebie. Opuścili pokój z pozytywnym nastawieniem, jednak ani na moment nie tracili czujności.


Hidan i Madara zdyszani zatrzymali się za jednym z wielu zakrętów. Oboje nie mogli złapać oddechów po szaleńczej ucieczce.
- Zgubiliśmy go?
Spytał z nadzieją Hidan.
- Na to wygląda.
- Przysięgam, że jak z stąd wyjdę, to pójdę do kościoła.
Madara zaśmiał się.
- Pójdę z tobą.
- Chodźmy poszukać reszty. Yuuki pewnie martwi się o swojego ukochanego.
- Ja przynajmniej kogoś mam, a nie to co ty. Dziewczyny od ciebie z piskiem uciekają.
- Chciałeś powiedzieć przybiegają.
Hidan uśmiechną się po swojemu.
- Czasami mam ochotę ci przywalić.
Gdy tylko udało im się wyrównać oddechy ruszyli dalej szukać reszty przyjaciół i razem spróbować się z stąd wydostać. Przez dłuższy czas udało im się nie kłócić.  Szli w milczeniu pogrążeni we własnych myślach. Oboje chcieli być już we własnych domach, z dala od tego miejsca. Nagły wystrzał z broni przywrócił ich do rzeczywistości.
- A miałem taką nadzieję, że zgubiliśmy tego zombiaka!
Znów ruszyli biegiem. 




Pokonali kolejne skrzyżowanie dróg. Zmęczenie dawało się we znaki. Deidara co chwilę spoglądał na zegarek, pilnując godziny. W głowie wciąż huczały mu słowa zjawy. Za wszelką cenę musieli wydostać się z domu. Od tego zależało ich życie. Nie było opcji by mogli tu zginać.
- Deidara, która godzina?
Spytała czarnowłosa, ziewając przy tym. 
- 3:30.
- Mamy mało czasu.
Zauważyła Yuuki, Jak na komendę przyśpieszyli kroku, prawie biegnąc. Zaglądali w każdy zakamarek, zaczęli nawet nawoływać, jednak nie usłyszeli żadnej odpowiedzi. Nagły wystrzał z broni, sprawił, ze serca niemal im stanęły.
- To oni!
- Madara!!
Krzyknęła Yuuki i pobiegła przed siebie.
- Yuuki!! Zaczekaj!!
Lajones pobiegła za przyjaciółką, a Deidara zaraz za nią. Cudem zdołali dogonić białowłosą i zrównali z nią kroki. Kolejny strzał, dochodził za zakrętu. Skręcili w tamtą stronę i wpadli na Hidana i Madarę. Yuuki od razu rzuciła się brunetowi na szyję.
-Yuuki...
Madara objął ją ramieniem i przyciągną bliżej.
- Nie chcę wam przeszkadzać gołąbeczki, ale za nami biegnie psychopata zombie, więc może zostawcie sobie czułości na później.
Jak na komendę wszyscy zaczęli uciekać.
-Wiemy jak się z stąd wydostać!
Powiedziała w biegu młodsza Uchiha. 
- O 5:00 otworzą się drzwi. Mamy tylko jedną szanse.
- Musimy się śpieszyć jest 4:45. 
- Gazu!!
Jakimś cudem znaleźli schody i zaczęli zbiegać w dół. Przez cały ten czas gonił ich duch mężczyzny. Zbiegali w dół i mieli wrażenie że klatka schodowa nigdy się nie skończy, a czasu było coraz mniej. 
- Sześć minut!
Krzykną Deidara.  Gdy byli na pierwszym piętrze mieli niecałą minutę. Lajones pierwsza dobiegła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Ani drgnęły.
- Za późno.
Szepnęła ze łzami w oczach.
- Spóźniliśmy się.
Po tych słowach drzwi uchyliły się lekko. Wybiegli z domu i wbiegli do lasu. Drzwi zatrzasnęły się, jednak tym razem dom nie pochłoną żadnej ofiary. Biegli przez las jak szaleni, nikt nie miał odwagi odwrócić się. Minęli cmentarz i po chwili wbiegli na parking na którym stał ich samochód. Chyba nigdy nie czuli się tak szczęśliwi widząc tego grata, należącego do rodziców Lajones i Madaray. Zapakowali się do środka. Madara przekręcił kluczyk w stacyjce, zawrócił samochód i z piskiem opon ruszyli. Nim wyjechali z parkingu Lajones jeszcze spojrzała przez tylną szybę. Na parkingu stała zjawa dziewczynki. Uśmiechała się i machała im na pożegnanie.
- Dziękuje.
Szepnęła jeszcze i już nie oglądnęła się ani razu. To co zaszło tego dnia zostało pomiędzy nimi, nikt nie miał się o tym dowiedzieć. Dom stał tam. W głębi lasu, za zapomnianym cmentarzem koło parkingu.  





Z prastarych ksiąg znane
Wychodzą w tę noc,
By w Halloween wieczór
Zabawić się móc.
By jeszcze raz poczuć,
Co ciało i ruch,
By zmienić się w skórę
By wkraść się w czyjś duch.
Lecz z końcem wieczora,
Ty maskę swą włóż,
By nie dać się poznać,
Że zdrowy Twój duch!





wtorek, 16 października 2012

Rozdział 2

"Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem"

Był zimny, jesienny poranek. Cztery osoby zmierzały w stronę Konoha. Dwoje z podróżnych ubranych było w charakterystyczne płaszcze, tylko dla Akatsuki, a na głowach założone miały sakkaty z dzwoneczkami, które z każdym ruchem dzwoniły przyjemnie. Trzecia z osób podróżnych ubrana była w czarny płaszcz, a na głowę zarzucony kaptur, spod którego wystawały blond kosmyki. Ostatnia z postaci była najniższa. Był to czternastoletni chłopiec, ubrany w ciepłą bluzę. Przez plecy przewieszoną miał katanę. Szedł z przodu, dumnie unosząc głowę i marszcząc zadziornie nosek. Chłopiec zatrzymał się i odwrócił za siebie.
- Sensei, daleko jeszcze?
Lajones uśmiechnęła się łagodnie.
-Już niedaleko Dastanie. Zaraz powinno widać bramę.
I tak też się stało. Gdy tylko wyszli za zakrętu ich oczom ukazała się wielka brama, otwarta na oścież, jakby zapraszała do odwiedzenia Wioski Ukrytej w Liściach. Naruto uśmiechną się. Nawet nie sądził, ze aż tak bardzo tęsknił za Konohą. W głębi serca cieszył się, że Lajones zgodziła się na to by ruszył z nimi do wioski. Do jego ukochanej wioski.

Z bliska brama zdawała się jeszcze większa. Wkroczyli na teren wioski i niemal od razu podszedł do nich jeden ze strażników. Skłonił się lekko. Było widać, że jest speszony obecnością Akatsuki. Lajones uśmiechnęła się lekko w stronę mężczyzny, jakby chcąc go przekonać, że niema złych zamiarów. Natomiast Deidara, który uparł się, że będzie towarzyszyć Uchisze w podróży, rozglądał się na wszystkie strony, analizując całe otoczenie. Podobnie robił Dastan, jednak chłopiec rozglądał się bardziej z zaciekawieniem, niż niepokojem.
-Tsunade-sama już was oczekuje. Mam być waszym przewodnikiem.
-Nie trzeba.
Wtrącił się Naruto.
-Ja ich oprowadzę!
Lazurowooki wyszczerzył zęby do zaskoczonego strażnika.
-Chodźcie!
Idąc w stronę siedziby Hokage, Naruto pokazywał im różne miejsca w tym Ichiraku Ramen. Zapowiedział również, że jak tylko spotkanie się zakończy, wpadną tu na obiad.
-Lajones.
Czarnooka zdziwiła się na niespokojny ton głosu, Deidary.
-Nie zauważyłaś, że zwiększyli ochronę wioski?
-Zauważyłam, ale nie dziw się temu, nie do końca nam ufają, a poza tym mają się tu zjawić wszyscy Kage. To zrozumiałe, że chcą dbać o bezpieczeństwo wioski.
-I dlatego, wysłali za nami ogon?
Lajones dyskretnie oglądnęła się za siebie. Szybko dostrzegła kilku Anbu, którzy obserwowali ich, odkąd przekroczyli bramę.
-Już mi się to nie podoba.
Uchiha wzruszyła ramionami.
-Daj spokój Deidara, na miejscu Tsunade postąpiłabym tak samo. Zresztą jesteśmy tu od kilku minut, a ty już narzekasz.
-Po prostu im nie ufam. I ty też powinnaś ograniczyć to zaufanie. Pewnie gdyby tylko mogli złapali by nas i wtrącili do więzienia.
-Niewykluczone, chociaż teraz my jesteśmy potrzebni im, a oni nam.
Nastała chwila ciszy. Szli tak przez środek Konoha. Naruto i Dastan z przodu, a Lajones z Deidarą kawałek za nimi. Irytujące było to, że większość mieszkańców wioski zatrzymywała się i przyglądała dwójce członków Akatsuki. Oboje nagle poczuli się jak rzadkie okazy w zoo, bo w końcu zobaczyć Przywódczynie Akatsuki i jej ukochanego, o których krążą  ciekawe i niekoniecznie prawdziwe pogłoski, to rzadkość. Negatywne nastawienie Deidary wzrosło, gdy z naprzeciwka dojrzał znajomą i niekoniecznie lubianą gębę. Kira podszedł do nich jakby nigdy nic. Wciąż było czuć od niego silną i mroczną chakrę.
-Witajcie! Jak minęła podróż?
-Spokojnie.
On i Lajones uścisnęli sobie dłonie, jakby byli starymi przyjaciółmi. Tak, jakby nigdy nie doszło do walki pomiędzy nimi, która niemal nie skończyła się tragedią. Lajones nie chowała urazy. Jednak Deidara nie przepadał za Kirą. Nie mógł mu wybaczyć, że niemal nie zabił Lajones. Mimo wszystko uścisnęli sobie dłonie.
-Chodźcie, Tsunade już się niecierpliwi.
Ruchem ręki nakazał by ruszyli za nim i po kilku minutach znaleźli się przed najważniejszym budynkiem w Konoha. Kira poprowadził ich na piętro. Zatrzymali się przed jednymi z wielu drzwi. Złotooki zapukał i po usłyszeniu pozwolenia wprowadził podróżnych do środka. Gabinet był dość przestronny i jasny. Ubogo umeblowany. Pod jedną ze ścian stał regał, cały zapełniony papierami i zwojami. Przy sporym oknie stało biurko, również zapełnione papierami. Za meblem siedziała blond włosa kobieta, o orzechowych oczach. Lajones i Deidara zdjęli swoje sakkaty, a Naruto kaptur.
-Siemanko babciu Tsunade!!
Blondyn wyszczerzył zęby, tak jak to miał w zwyczaju.
-Miło cię widzieć Naruto, jednak czy mógłbyś zostawić nas samych? Chciałabym na osobności porozmawiać z Liderem Akatsuki.
-Jasne!
-Dastanie, idź z Naruto.
-Hai Sensei!!
Po chwili oboje znikli za drzwiami.Twarz Tsunade na powrót stała się surowa, a oczy przybrały zimny wyraz.
-Mam do Ciebie kilka pytań, Uchiha.
W głosie brązowookiej dało słyszeć się sporą niechęć.
-Chętnie ich wysłucham.
Lajones zdawała się nie przejmować nieprzyjemnym tonem głosu Tsunade. 
-Naprawdę jesteś córką Madary?
-Tak.
-Dlaczego akurat ciebie wybrał na Lidera Akatsuki?
-Nie wiem. Powiedział tylko tyle, że tak będzie najlepiej.
-Po co chcesz zawrzeć z nami sojusz? Jaki masz w tym cel?
-Pozwól, że na to pytanie odpowiem podczas zebrania.
Zapadła cisza. Obie kobiety mierzyły się spojrzeniami. Deidara milczał, nie chciał się mieszać do tego przesłuchania, bo rozmową nie można było tego nazwać. Ciszę, w końcu przerwała Tsunade, zadając swoje ostatnie pytanie.
-Czy to prawda, że podobnie jak Kira, jesteś pół-demonem?
Lajones westchnęła. Mogła spodziewać się tego pytania. Poczuła, jak Deidara kładzie jej rękę na ramieniu. Wiedział, że wciąż trudno jest jej pogodzić się z tym faktem, chociaż już nie wpadała w złość, gdy ktoś o to pytał, lub wypominał.
- Owszem, jestem pół-demonem. Jeżeli to wszystko, to chcielibyśmy trochę odpocząć po podróży.
-Oczywiście. Kira zaprowadzi was do kwatery, którą przygotowaliśmy dla was.
W chwilę później  Lajones i Deidara byli prowadzeni,przez białowłosego do ich tymczasowego lokum. Które jak się okazało jest wynajętym apartamentem  w pobliskim hotelu.
-Gdybyście czegoś potrzebowali, dajcie znać!
Powiedział na wychodnym Kira. Apartament miał dwa pokoje, salon połączony z kuchnią i łazienkę (w jakich był kolorach i jak urządzony, sami sobie wyobraźcie). Lajones zdjęła płaszcz i rzuciła na oparcie skórzanego fotelu, a sama opadła na kanapę. Deidara, również zdoił płaszcz i usiadł na brzegu kanapy. Czarnooka położyła głowę na kolanach Douhito i ziewnęła.
-Jestem wykończona.
Deidara złapał kosmyk czarnych włosów i zaczął się nimi bawić. Lajones przyglądała się zamyślonej twarzy blondyna. Lazurowe oczy niby patrzyły na nią, jednak były nieobecne. Na ustach Deidary gościł delikatny uśmiech. Lajones podniosła rękę i dotknęła policzka blondyna.
-Nad czym tak myślisz Dei?
Spytała. Uśmiech na ustach Deidary powiększył się.
-O nas.  O tym jak bardzo cię kocham.
Teraz to ona się uśmiechnęła.
-A jak bardzo mnie kochasz?
-Bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
Nachylił się i musną jej usta swoimi. Magle drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadli Dastan i Naruto. Lajones podniosła się od siadu.
-Do łazienki!!
Krzykną Naruto i po chwili jeszcze dodał.
-Jakby co, to nas tu nie ma!
I znikną w łazience. Lajones wymieniła z Deidarą spojrzenia i zachichotała. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Uchiha wstała z kanapy i podeszła do drzwi, otworzyła, a do środka wpadła różowo włosa kunoichi.
-Gdzie oni są!?
Krzyknęła rozglądając się po pomieszczeniu.
-Nie wiem o kogo chodzi.
Haruno odwróciła się i dopiero teraz zauważyła z kim ma do czynienia. Zmrużyła groźnie oczy.
-Ty...
Warknęła. Chciała zaatakować, jednak w porę się powstrzymała. Przypomniała sobie po co Lajones tu przybyła.
-Przepraszam, najwidoczniej pomyliłam pokoje.
Stwierdziła z udawaną skruchą i szybko wyszła z pomieszczenia. Lajones rozmasowała skroń.
-Dastan!
Chłopiec powoli wynurzył się z łazienki.
-Różowy potwór poszedł sobie?
Deidara zaśmiał się słysząc przezwisko Sakury. 
-Co jej zrobiliście, że się tak wkurzyła?
-Nic sensei. Stwierdziłem tylko, że ma duże czoło i zaczęła mnie gonić. Naruto-san chciał ją powstrzymać i powiedział żeby się nie denerwowała, bo jej żyłka pęknie.
-Wy się chyba nigdy nie zmienicie.
Reszta wieczoru minęła bez niespodziewanych odwiedzin. Był tylko jeszcze Kira powiadomić Lajones o tym że zebranie zacznie się jutro, późnym popołudniem. 

Lajones trenowała z Dastanem na jednym z wielu pól treningowych w Konoha.Na wschód były drewniane pale, jedne służące do ćwiczenia uderzeń i kopnięć, drugie do ćwiczenia rzucaniem kunai do celu. Na drugim końcu pola treningowego stali uczniowie akademii. Większość zamiast słuchać tego, co ma im do przekazania Iruka, obserwowało trening przywódczyni Akatsuki i jej ucznia. Lajones stała oparta o drzewo, jej płaszcz i włosy rozwiewał wiatr, tuż obok na trawie leżał Deidara. Dastan ćwiczył walkę kataną na klonie Uchihy.Chłopak sprawnie posługiwał się Katonem i niegożej władał mieczem, choć do perfekcji wiele mu brakowało.
-Dastanie, pracuj więcej nogami.
-Staram się.
Lajones pstryknęła palcami i jej klon znikną w chmurze dymu. Podeszła do swojego ucznia.
-Gdy walczysz, nie możesz stać w miejscu jak kołek, bo w tedy jesteś łatwym celem dla wroga. Cały czas musisz być w ruchu.
-Trudno jest pamiętać żeby pracować nogami i jednocześnie atakować.
-Ty nie masz tego pamiętać, masz mieć to wyuczone. Podczas walki nie masz skupiać się na tym, jak się ruszać, tylko na przeciwniku. Musisz umieć obserwować i szybko reagować. Walkę kataną, można porównać do tańca.
-Tańca?
Dastan zdziwił się na to porównanie. Lajones kiwnęła twierdząco głową i uśmiechnęła się.

Deidara obserwował jak Lajones tłumaczy coś Dastanowi. Nic nie słyszał, ale wnioskując po gestach dziewczyny, pokazywała chłopcu, jak prawidłowo walczyć kataną. Nagle tuż obok blondyna pojawił się Kira. Deidara obrzucił go niechętnym spojrzeniem, chciał coś powiedzieć, jednak Kira go uprzedził.
-Przyszedłem powiadomić was, że zebranie rozpocznie się za pół godziny.
Lajones widząc białowłosego podeszła.
-Myślałam, że zebranie zacznie się trochę później.
Kira na to wzruszył ramionami. Lajones zawołała Dastana i opuścili pole treningowe.

Zebranie trwało już od godziny. Kage byli przeciwni podpisaniu dokumentu, za pomocą którego Ukryte Wioski i Akatsuki mieli zawiązać pokój, i w razie ewentualnej wojny, walczyć po jednej stronie. Dlaczego byli przeciwni? Powodów było kilka. Pierwszy i chyba najważniejszy, członkowie Akatsuki to ludzie wyjęci spod prawa i z długą listą przestępstw na kącie. Drugi powód, to brak zaufania.  Kage bali się, że Akatsuki nagle ich zdradzą. Lajones mocno się wysilała, żeby przekonać przedstawicieli wiosek do swoich pokojowych zamiarów. Przedstawiła nawet raport Zetsu z misji zwiadowczej, kiedy to odkrył, że Orochimaru zbiera armię najemników.
-Z skąd wiesz, że to nie jest jakiś podstęp?
-Mam świetnego szpiega, nie mógł się pomylić.
-Ufasz swoim ludziom?
Spytał milczący do tej pory Kazekage.
-Ufam im na tyle, że jestem w stanie powierzyć własne życie w ich ręce.
Od powiedziała bez chwili namysłu. Sabaku no Gaara, kiwną na to głową.
-A czy my możemy ufać tobie?
-Możecie mi ufać. Chcę jak najlepiej zarówno dla was, jak i dla nas. Nie oszukujmy się potrzebujemy siebie nawzajem by pokonać Orochimaru.
-Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem.
Mówiąc to Gaara sięgną po dokument leżący na środku stołu i podpisał go, tuż pod podpisem Lajones. Pozostali Kage poszli w jego ślad. Uchiha odetchnęła z ulgą. Jako ostatnia dokument podpisała Tsunade, jednak nim to zrobiła, spojrzała na Uchihę.
-Zaufaliśmy wam. Mam nadzieję, że nie pożałujemy tej decyzji.
Zebranie zakończyło się. Lajones była z siebie zadowolona. Dostała to czego chciała. Dokument został podpisany i jutro mogli wracać do domu. Wyszli przed budynek Hokage, gdzie czekali na nich Naruto i Dastan.
-Co tak dłuugo?
Dastan zmarszczył śmiesznie nosek, po czym uśmiechną się i zeskoczył z murku na którym siedział.
-To teraz, na ramen!!






Gomen, gomen, gomen!!
Notka miała być już w sobotę, ale komputer odmówił posłuszeństwa i udało mi się tylko zmienić szablon -_-
Notka trochę krótka i  nie do końca jestem z niej zadowolona, ale sami oceńcie.
Na razie to tyle, ale obiecuje, że już niedługo rozkręcę akcję.
Jeżeli są jakieś błędy, to nie bijcie mnie za to ;P 
Pozdrawiam !!



wtorek, 2 października 2012

Część Druga

  Rozdział 1

Miną rok odkąd zaginą mój ojciec i zostałam Liderem. Tak, zgodziłam się. Akatsuki nie mogło istnieć bez przywódcy. W naszym posiadaniu znalazły się wszystkie ogoniaste bestie. Z tą różnicą, że Naruto sam oddał się w nasze ręce. Nie wyciągnęliśmy z niego Kuubiego, bo to sprawiłoby, że umrze, a nie chcę do tego dopuścić. Polubiłam tego roztrzepanego blondyna. Akatsuki powiększyło się o czworo członków. Taka. Sasuke i Itachi na szczęście pogodzili się, choć często zdarzają im się sprzeczki. Ja sama opanowałam swoją moc. Chociaż „opanowałam” to trochę złe słowo. Od walki z Kirą i od spotkania z Jashinem stałam się dużo silniejsza. Odkąd już nie blokuję mocy wiele zyskałam. Moje rany goją się w bardzo szybkim tempie, jestem szybsza i wytrzymalsza, a moje zmysły wyostrzyły się. Na tym kończą się dobre wiadomości. Podczas pieczętowania Nanbi, wystąpiły pewne komplikacje. Ilość chakry jest zbyt wielka, by nad nią zapanować. Z początku pomysł zapieczętowania ogoniastych w posągu był dobry, ale nie przewidzieliśmy, że ta cała moc będzie zbyt wielka. My nie przewidzieliśmy, mój ojciec owszem. Wiem, że kamienie, które chciał odnaleźć kontrolować mają bijuu. Mam zamiar dokończyć to co zaczął ojciec. No tak! Nie zapomnijmy o Orochimaru. Wszyscy z początku myśleliśmy, że Wężowaty został zabity przez Sasuke. Jednak jakimś cudem unikną śmierci i teraz zbiera armie najemników. Orochimaru również chce przejąć kontrolę nad światem, z tą różnicą, że on chce użyć siły. Ja wolę rozwiązać to dyplomatycznie. W tym celu wyruszam niedługo do Konohy, gdzie odbędzie się spotkanie, na którym pojawią się wszyscy Kage. Mam zamiar przedstawić swoje warunki i skłonić ich by stanęli u mego boku, gdy rozpocznie się Czwarta Wielka Wojna Shinobi. Chociaż mam nadzieję, że jednak do niej nie dojdzie. Zobaczymy co przyniesie czas.

Moje rozmyślania zostały przerwane przez trzepot ptasich skrzydeł. Otworzyłam leniwie oczy i rozejrzałam po gabinecie. Coś zastukało w okno. Spojrzałam w tamtą stronę. Za szybą ujrzałam czarnego kruka z czerwoną wstążką na szyi. Kruk, którego podarował mi Jashin, w dniu walki z Kirą. Uśmiechnęłam się pod nosem i wpuściłam ptaszysko do środka. Zwierze wylądowało na oparciu mojego krzesła i nastroszyło zabawnie pióra.
-Gdzie się włóczyłeś, Karasu*?
Zwierze zaskrzeczało i spojrzało na mnie swoimi mądrymi oczyma. Przeciągnęłam się leniwie i ziewnęłam.
-Zgłodniałam, a ty mój mały przyjacielu, masz ochotę coś zjeść?
Ptak ponownie zakrakał i wylądował na moim ramieniu. Z moim małym pupilem, opuściłam gabinet. Miejsce, w którym spędzałam większą część dnia, na podpisywaniu papierów i rozmyślaniach. Zeszłam na sam dół do kuchnio-salonu. W pomieszczeniu byli niemal wszyscy członkowie organizacji. Sasuke i Naruto kłócili się o pilota. Kisame próbował ugasić pożar na patelni, który najprawdopodobniej sam spowodował. Dastan gonił Tobiego dookoła stołu, a Pein próbował ich uspokoić. Karin wkurzała Konan, która wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć. Itachi próbował czytać książkę, chyba horror. Kakuzu, jak to on, liczył pieniądze. Hidan modlił się do Jashina. Sasori majstrował w koncie, coś przy swojej marionetce, a Zetsu pielęgnował nasze roślinki. Brakowało tylko mojego Artysty, który najprawdopodobniej schował się w pokoju przed całym tym zamieszaniem, a przyznać muszę, że było strasznie głośno. No tak, nie było też Jugo i Suigetsu, ale ci to pewnie na siłowni siedzą. Nagle ptaszysko, które do tej pory wygodnie siedziało na moim ramieniu, wzbiło się w powietrze i wylądowało na oparciu fotela na którym aktualnie zasiadła Itachi. Karasu, lubił towarzystwo mojego kuzyna. Czasami mam wrażenie, że bardziej woli jego ode mnie. No ale co się dziwić, skoro Itachi rozpieszcza to ptaszysko. Uśmiechnęłam się widząc jak brunet daje Karasu herbatnika, które bardzo lubi. Podeszłam do lodówki, zrobiłam talerz kanapek i zaparzyłam herbaty w dwóch kubkach. Wszystko postawiłam na tacy i niezauważona opuściłam pomieszczenie. Powoli weszłam na pierwsze piętro. Przeszłam pół korytarza i zatrzymałam się pod drzwiami z napisem „Deidara i Lajones”. Cóż organizacja jest nieco przeludniona i jakoś musieliśmy się tu upchać. Łokciem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Tak jak się spodziewałam. Deidara siedział przy biurku i konstruował swoje bomby.
-Tu się schowałeś.
Uśmiechnęłam się i postawiłam tacę na stoliku, który stał na środku pokoju. Wzięłam jedną kanapkę i ze smakiem zaczęłam pałaszować. Deidara się do mnie dosiadł i po chwili talerz stał pusty.
-A gdzie twoje ptaszysko?
-Zdradza mnie z Itachim.
Chwila ciszy i oboje zaśmialiśmy się wesoło. Przybliżyłam się do blondyna i musnęłam jego usta swoimi. Oddał pocałunek obejmując mnie w taili i przyciągając bliżej. Opadliśmy na łóżko, namiętnie się całując. Niemal zapomnieliśmy o całym świecie, rozkoszując się tą chwilą. Nagły wstrząs, przywrócił nas do rzeczywistości, a przynajmniej mnie. Chciałam się podnieść i iść sprawdzić co się stało, jednak Deidara mi to uniemożliwił.
-Deidara, ktoś roznosi organizację. Muszę to sprawdzić.
-Zostań.
I znów mnie pocałował. Nie mogłam się sprzeciwić. Kolejny raz siedziba się zatrzęsła. Tego nie mogłam zignorować. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i mało brakowało by wypadły z zawiasów. Gwałtownie się podniosłam, podobnie jak Deidara. W progu stał Hidan.
-Wybacz Liderku, ale mamy problem z Jugo i Suigetsu.
Zaklęłam siarczyście i poderwałam się z miejsca. Całą trójką ruszyliśmy na dół. Schodząc po schodach Hidan dostał ode mnie w łeb.
-Za co!?
-Ile razy ja ci mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał?
-Z jakieś 10000, a co?
-Wiosło. Chcesz jeszcze raz w łeb?
Deidara zaśmiał się widząc minę Hidana. Na parterze dobiegły nas krzyki, które dochodziły z sali treningowej. Ruszyliśmy biegiem i wpadliśmy do Jedynki, która w tym momencie była zrujnowana. Jugo atakował Suigetsu, a ten ze wszystkich sił próbował się bronić. Pein nieudolnie próbował ich rozdzielić.
-Jugo!! Uspokój się!!
Wydarłam się najgłośniej jak tylko mogłam. Muszę przyznać, że potrafię drzeć się głośniej od Peina. Chłopak jednak nie zareagował. Musiałam interweniować.

Nim ktokolwiek zdołał spostrzec co się dzieje, Lajones stała już pomiędzy Suigetsu, a atakującym go Jugo. Nikt nawet nie zdołał zauważyć kiedy Uchiha tam się znalazła. W jej oczach szklił się sharingan. Jedną ręką zablokowała cios rudego. Nogą podcięła go, co sprawiło, że chłopak z hukiem upadł na ziemię. Lajones zamknęła go w swojej iluzji, tylko po to by się uspokoił. Po krótkiej chwili przeklęta pieczęć cofnęła się i sam chłopak uspokoił się. Zdezorientowany rozejrzał się po pomieszczeniu. Uchiha wyprostowała się, przymrużyła oczy. To już czwarty raz kiedy musiała interweniować, by uspokoić Jugo.
-Chcę widzieć, waszą dwójkę w moim gabinecie, za 10 minut.
Zwróciła się do sprawców całego zamieszania.
-Ale to nie ja zacząłem!
Suigetsu spróbował się bronić.
-Ja nie pytam kto zaczął.
Wyszła z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi, zostawiając członków Akatsuki w ciszy.


Myślicie, ze bycie Liderem organizacji, takiej jak Akatsuki jest proste?
Bzdura! To najbardziej męczące zajęcie, jakie można sobie wyobrazić. Tony dokumentów do wypełniania, odpowiednie dobieranie misji, dla członków i pilnowanie, by świry nie rozniosły siedziby w pył. Przyznam, że dopiero teraz dostrzegłam, jak ciężko Oto-san pracował. Jednak nie mogę narzekać. Dokumenty wypełniają za mnie, moje klony, a dobieranie misji z głowy, bo chwilowo nie ma potrzeby, by kogokolwiek gdzieś wysyłać. Pozostaje jedynie wątek z roznoszeniem siedziby, a oto bardzo łatwo. Szczególnie od kiedy dołączyła do nas Taka.
Weszłam do swojego gabinetu i siadłam w fotelu. Spojrzałam na małą szufladkę w swoim biurku, która zamknięta była na klucz. Zawsze mnie zastanawia co ojciec tam schował. Z rozmyślań nad zawartością ów szafki, wyrwało mnie pukanie do drzwi.
-O-hairi*!
Drzwi otworzyły się i do gabinetu weszli Jugo i Suigetsu. Dwójka zatrzymała się przed biurkiem.
-O co tym razem poszło?
Oboje milczeli wpatrując się w różne strony. Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Przekrzywiłam głowę i uważnie się w nich wpatrywałam. Nich wiedzą, ze nie odpuszczę. Cisza panowała, przez dłuższą chwilę.
-O nic.
Krótka odpowiedź ze strony Suigetsu, sprawiła, że miałam ochotę przywalić czołem w blat biurka, jednak w porę się powstrzymałam.
-Mam propozycję.
Przyznam nerwy mi już puszczały.
-Przestaniecie zachowywać się jak rozwydrzone dzieciaki, a ja odpuszczę wam kazanie. Jednak kara, was nie ominie.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Macie posprzątać cały ten syf, który narobiliście...
Nim skończyłam zdanie, Suigetsu wydarł się, że to niesprawiedliwe.
-Cisza!!
No naprawdę, gorzej niż dzieci! Gorzej!! Prędzej kurwicy dostane, niż dowiem się o co im poszło! Poprzednim razem było to samo. A ja narzekam, że to Itachi z Sasuke się kłócą. Westchnęłam.
-Macie to posprzątać.
Powtórzyłam swoje.
-Ale to nam wieki zajmie!!
Błękitnowłosy jak zawsze miał jakieś bunty. Nie miałam ochoty na kłótnie z nim, jednak jego narzekania o tym, jakie to wszystko niesprawiedliwe już mnie irytowały. Przynajmniej Jugo był cicho i spoglądał to na mnie, to na Suigetsu. Prawdopodobnie, w pewnym momencie, można było dostrzec pulsującą żyłkę, na moim czole. W końcu nie wytrzymałam i obojgu kazałam wypierdalać z mojego gabinetu. I to dosłownie. Reszta wieczoru, na szczęście minęła w miarę spokojnie i bez większych skód materialnych, co nie oznacza, że w ogóle ich nie było.



Słowniczek
Karasu – kruk
O-hairi – wejść, albo proszę

Raany, jak mnie tu dawno nie było!!
Przyznam, ze tęskniłam za Lajones, ale w końcu drugą część uważam, za oficjalnie otwartą.
Śpieszyłam się jak mogłam, bo niektórzy już strasznie się niecierpliwili i mnie gonili (macha do Amy X3)
Zostaje mi tylko powiedzieć...
Do Zobaczenia!!


wtorek, 4 września 2012

Rozdział 11 (Koniec Części Pierwszej)

Tego dnia wstała wyjątkowo wcześnie. Ubrała się i uczesała długie włosy, które jak zawsze związała czerwoną wstążką. Za oknem świtało, jednak ona nie powitała dnia uśmiechem, jak zwykła to robić. Słońce wschodziło szkarłatem, co oznaczało, że tego dnia zostanie przelana krew. Posłała tęskne spojrzenie w stronę śpiącego jeszcze blondyna. Nie była w stanie się z nim pożegnać. Westchnęła i przypięła do pasa Raikiri, na ramiona zarzuciła płaszcz z symbolem Akatsuki. Otworzyła okno i wyskoczyła. Miękko wylądowała na ziemi i ostatni raz spojrzała w otwarte okno.
-Gomenasai Deidara-kun.
Szepnęła i ruszyła przez budzące się miasto. Mieszkańcy witali ją z uśmiechami i szacunkiem, jednak ona odpowiadała tylko lekkim skinieniem głowy. Musiała przygotować się na to co nadejdzie. Przygotować się psychicznie.
„Dlaczego zgodziłam się na walkę, na śmierć i życie z innym pół-demonem? I to z silniejszym
pół-demonem? To był największy błąd, jaki mogłam popełnić! Przecież mogę stracić wszystko. WSZYSTKO! Przyjaciół, rodzinę i... Deidarę. Nie chcę by cierpiał, przeze mnie. Nie chcę, by ktokolwiek mi bliski, cierpiał przeze mnie.”
Do oczu cisnęły się łzy, jednak szybko je powstrzymała. Nie mogła rozkleić się na środku ulicy, wśród tłumu gapiów. Ruszyła biegiem. Przemieszczała się szybko i bezszelestnie. Jak wiatr.

Nim się obejrzała przekroczyła mury miasta i wbiegła do lasu. Kierowała się w umówione miejsce.
Tam gdzie miała stoczyć najtrudniejszą walkę w swoim życiu. Na polanę dotarła po półtorej godziny biegu. Na miejscu nikogo jeszcze nie było, co dawało jej czas na przygotowania.
Z kieszeni wyjęła 10 karteczek w których zapieczętowane były małe ilości jej chakry. Rozłożyła je w równych odległościach. Było to zabezpieczenie, gdyby Akatsuki za nią przyszli. Kartki po uwolnieniu chakry utworzyć mają barierę, która ma zapobiec wtrąceniu się jej przyjaciół do walki.
Usiadła po turecku pod jednym z drzew, które rosły dookoła polany. Zamknęła oczy i zaczęła wyrównywać oddech. Oddała się medytacji.

Aniele, dlaczego uciekasz?
Zostań.
Aniele,obiecałeś, że mnie nie zostawisz,
Więc dokąd idziesz?


Wyraźnie wyczuła czyjąś obecność. Powoli otworzyła oczy. Przed nią siedział mężczyzna o długich, białych włosach i miodowych, bystrych oczach. Przyglądał się jej z zaciekawieniem.
-Witaj Kiro.
Przywitała się czarnooka wstając z ziemi i zrzucając płaszcz z ramion.
-Witaj Lajones. Gotowa by stanąć ze mną do walki?
-Pytanie, czy gotów jesteś na śmierć?
Kira uśmiechną się zadziornie. Spojrzał w oczy Uchihy. Szukał w nich zdenerwowania, niepewności, lub jakichkolwiek uczuć. Jednak zawiódł się dostrzegając tylko w czarnych tęczówkach wszechobecny spokój i chłód. Jeśli się denerwowała to ukryła to bardzo dobrze. Pomyślał. Wyszli na środek polany. Uwadze złotookiemu nie umknęły kartki rozłożone wokół.
-Jeżeli przygotowałaś na mnie pułapki, to mogłaś lepiej je ukryć.
-To nie są pułapki, tylko zabezpieczenie, gdyby ktoś chciał nam przeszkodzić. Z resztą, Konoha się za tobą przypałętała.
Mruknęła.
-Zauważyłaś.
To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
-Powiedzmy, że to jest moje zabezpieczenie.
Kira uśmiechną się nonszalancko.
Stanęli naprzeciw siebie. Wiatr delikatnie rozwiewał ich włosy.
Oboje chcieli wygrać to starcie.
Oboje chcieli wrócić do bliskich.
Jednak to nie było możliwe.
Tylko jedno z nich może wygrać.
W oczach Lajones zalśnił niebezpiecznie sharingan. W jednej sekundzie oboje dobyli broni i zaatakowali. Ich ciosy były szybkie i precyzyjne. Żaden zwykły człowiek nie mógłby poruszać się z taką szybkością. Głośne zgrzytanie metalu rozchodziło się po całej okolicy.

Deidara przekręcił się na bok i ręką szukał ukochanej. Otworzył całkowicie oczy gdy jej nie znalazł. Gwałtownie się poderwał i rozejrzał po pomieszczeniu. Od razu dostrzegł otwarte na oścież okno i brak miecza Lajones, na biurku. Przeklną siarczyście i w pośpiechu zaczął się ubierać. W duchu przeklinał upór i dumę klanu Uchiha. Szybko wybiegł z pokoju i ruszył na drugie piętro do gabinetu Peina. Wpadł do środka nawet nie pukając.
-Kurwa! Deidara, ile razy mam ci mówić...
-Lajones uciekła!!
Przerwał rudzielcowi. Pein warkną coś niezrozumiałego pod nosem i na chwilę przymkną stalowoszare oczy. W chwilę później w gabinecie zebrało się całe Akatsuki.
-Lider wzywał?
Spytał jak zawsze z uśmiechem Hidan.
-Mamy problem. Lajones uciekła, by walczyć z Kirą.
-Przecież jej zabroniłeś!
Krzyknęła niebiesko-włosa kobieta.
-Jej duma nie pozwala na to, by odmówić walki, Konan.
Wytłumaczył spokojnie Itachi.
-On ją przecież zabije!
Jęknęła.
-Miejmy nadzieję, że nie.
Pein wyprostował się na krześle i westchną.
-Zbierajcie się. Wyruszamy za 10 minut. Konan, ty i Dastan przygotujcie opatrunki. Dołączycie do nas później.

Walka była zacięta. Zdawało się, że szanse są wyrównane. Jednak Kira miał przewagę. Białowłosy dużo lepiej panował nad swoją mocą z którą Lajones miała spore problemy. Uchiha nie mogła pozwolić na to by moc przejęła nad nią kontrolę, jednak Lajones nadrabiała sprytem i swoim keken genkai.
-Mangekyo sharingan!!
Krzyknęła. Jej sharingan zmienił kształt, przypominał czteroramienny shuriken. Z oczu Uchihy popłynęła krew.
-Tsukuyomi.
Lajones zamknęła Kirę w swoim genjutsu. Świat w iluzji był inny. Niebo przybrało barwę krwi, reszta krajobrazu zdawała się być czarna, lub szarawa. Ciemna sylwetka Kiry przywiązana była do pala. Mężczyzna szarpną się kilka razy.
-Odpuść sobie. Jesteś w mojej iluzji. Z stąd nie ma ucieczki.
Głos Lajones zdawał mu się przerażający. Najgorsze było to, że nie wiedział gdzie się znajduje dziewczyna. Z podziwem, a zarazem przerażeniem stwierdził iż technika jest bardzo potężna. Wiele słyszał o zdolnościach klanu Uchiha, a teraz miał okazję samemu doświadczyć tego na własnej skórze. Nagle wokół niego zaczęły unosić się czarne płatki róż, mimo iż nie było wiatru. Płatki skupiły się w jednym miejscu i zaczęły formować postać. W chwilę później stała przednim posiadaczka kalejdoskopu. Musiał przyznać, że sharingan jarzył się w oczach Lajones jeszcze bardziej niż dotychczas. Zadrżał czując na sobie przenikliwe spojrzenie czerwonych oczu. Ku swojemu przerażeniu zauważył kilka klonów dziewczyny. Klony podeszły bliżej. Pięć mieczy uniosło się jednocześnie i wbiło w ciało mężczyzny. Kira krzykną. Ból był niewyobrażalny. Miecze ponownie zatopiły się w jego ciele, szatkując je jak ser. Miał wrażenie, że mijają godziny, później dni. Nagle iluzja prysnęła jak bańka mydlana. Oboje wrócili do rzeczywistości. Kira upadł na kolana dysząc ciężko. Spojrzał w dół, jednak nie było żadnej rany, zadanej w iluzji. Uchiha syknęła czując potworne pieczenie w oczach. Kira postanowił wykorzystać sytuację, dźwigną się na dygoczących nogach i zaszedł czarnooką od tyłu. Uniósł miecz, jednak Lajones zdołała odwrócić się i sparować cios. Ruch ten wykonała instynktownie. Wyższy poziom sharingan sprawił, że dziewczyna widziała wszystko jak za mgłą. Uchiha przypomniała sobie trening, kiedy to Madara zasłonił jej oczy czarną chustką. W tym momencie czuła się podobnie. Usłyszała świst powietrza i sparowała kolejny cios, tym razem dużo mocniejszy. Uderzenie posłało Lajones na kolana. Szybko się podniosła. Przetarła dłonią oczy. Obraz powoli zaczął wyostrzać się na nowo. Kira stał kilka metrów przed nią. Wykonując szereg pieczęci. Nagle z ramion mężczyzny wyrosło dwoje skrzydeł, które przypominały skrzydła nietoperza. Skóra stała się szarawa, a oczy czarne na całej swojej powierzchni. Pojawiły się długie i bardzo ostre szpony. Wokół mężczyzny wirowała granatowa chakra, sycząc niczym wygłodniała bestia.
-Koniec zabawy. Zapłacisz za śmierć tych wszystkich ludzi, których zabiłaś.
-Więc to o to ci chodzi? O zemstę?
Kira uśmiechną się upiornie. W jego dłoni zaczęła formować się kula energii. Ta sama technika, którą stosował Uzumaki – Rasengan.

Aniele, przegrywasz,lecz nie odpuścisz.
Aniele, dlaczego walczysz?
Nie masz szans.
Nie wygrasz.

Akatsuki było coraz bliżej miejsca, w którym walczyła Lajones. Nagle całą okolicą wstrząsną potężny wybuch, ziemia zadrżała. Nie zatrzymując się pognali dalej. Kilka minut później dotarli do polany. Cała okolica spowita była gęstą zasłoną kurzu. Deidara dostrzegł Lajones, która odpowiedziała na kolejny atak wroga. Gdy Kira oddalił się na bezpieczną odległość, czarnooka spojrzała w ich stronę. Deidara ruszył biegiem, by pomóc w walce, jednak nim zdążył dobiec,Lajones złożyła pieczęć i z kartek, które wcześniej rozłożyła, uniosła się bariera. Deidara zatrzymał się tuż przed nią i z wściekłości uderzył w nią pięścią. Lajones westchnęła i pewnie ściskając w dłoni Rikiri, ruszyła na Kirę. Wyskoczyła w górę i przenosząc całą energię na miecz, uderzyła. Białowłosy osłonił się swoja kataną, jednak uderzenie było na tyle potężne, że odrzuciło dwójkę na kilka metrów w tył.

Kakashi, Sakura i kilka oddziałów ANBU schowali się w cieniu drzew. Siwowłosy w skupieniu przyglądał się walce. Zresztą nie tylko on. Różowo-włosa kunoichi uważnie analizowała każdy ruch członkini Akatsuki. Była pod wrażeniem jej zdolności. Dostrzegła, że Kira zmienia swoją formę i atakuje Uchihę rasengan. W ostatniej chwili Lajones uniknęła ciosu odskakując w tył. Wszystko spowił pył. Sakura zasłoniła rękoma oczy, gdy pył opadł otworzyła je ponownie. W tym samym czasie na polanę wbiegło Akatsuki. Haruno poruszyła się niespokojnie. Dostrzegła jak jeden z członków biegnie w stronę walczących i podnoszącą się barierę. Teraz nie było mowy o tym by ktokolwiek wtrącił się do walki. Bitwa rozpoczęła się na nowo.

Podkład muzyczny

Była wykończona. Liczne rany na jej ciele obficie krwawiły. Upadła na kolana i splunęła krwią. Nad nią stał Kira. Wiedziała że to koniec, pogodziła się z tym. Była gotowa... gotowa na śmierć. Ale czy na pewno? Spojrzała w stronę przyjaciół. Wszyscy próbowali pokonać barierę. Jej spojrzenie zatrzymało się na Deidarze. Krzyczał coś, jednak ona go nie słyszała. Wyszeptała krótkie przeprosiny w stronę ukochanego, po czym posłała wrogie spojrzenie białowłosemu. Ledwo podniosła się z ziemi, mocniej ściskając w dłoni Raikiri. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę Kiry. Uniosła miecz. Nie trafiła. Katana z głuchym łomotem opadła na ziemię. Ponownie upadła na kolana. Spojrzała na miecz wbity w jej brzuch. Klinga przeszła na wylot. W tym samym czasie bariera pękła, wpuszczając tym samym Akatsuki na pole walki.
Kira nachylił się nad dziewczyną.
-Byłaś godnym przeciwnikiem, Uchiha Lajones. Szkoda, że nie mogliśmy lepiej się poznać.
-Nie dobijesz mnie?
Spytała ochrypłym głosem.
-Myślę, że chcesz się pożegnać.
Szepną po czym chciał odlecieć, jednak Itachi i Hidan już go dopadli. Lajones z trudem wyciągnęła miecz ze swojego ciała i opadła na trawę.
-Lajones!
Widziała jak Deidara upada przy niej na kolana. Obią ją delikatnie przytulając do siebie.
-Dei...
Szepnęła ledwie dosłyszalnie.
-Nic nie mów, zaraz przyjdzie Konan i się tobą zajmie. Zobaczysz wszystko będzie w porządku.
Słyszała jak głos mu drży.
-Nie Dei... to... to koniec. Moja droga tu się kończy. Na tym rozwidleniu... musimy się rozstać.
Po jej policzkach popłynęły jasne łzy.
-Nie... to nie koniec, Tenshi. .
Płakał. Razem płakali. Wokół nich zebrało się całe Akatsuki. Lajones widziała w ich oczach łzy. Nawet u Itachiego i u... Peina.
-Hej... nie płaczcie.
Uśmiechnęła się smutno.
-Ja... zawsze z wami będę. W waszych... sercach.
Mówiła coraz ciszej.
-Deidara... ja... kocham cię... bardzo... bardzo mocno i... przepraszam was wszystkich.
-Nie żegnaj się z nami... Lajones! Słyszysz?!
-Cieszę się... że mogłam poznać... tak wspaniałych ludzi jak wy...
Uśmiechnęła się.
-Arigato...
Zamknęła oczy i bezwładnie opadła w ramiona Deidary.
-Nie umieraj! Lajones! Nie zasypiaj!
Krzyczał przez łzy.
-Obuć się! Lajones!
Krzyczał mocniej ją do siebie przytulając. Płakał, jak małe dziecko.
Tego dnia nikt nie ukrywał łez. Wraz z Lajones, umarła cząstka każdego z nich. Umarła iskierka, nadziei... na to, że oni, mordercy mogli się zmienić.

Aniele, upadłeś i nie masz siły powstać.
Zadano Ci śmiertelny cios.
Aniele, znikasz gdzieś tam...
Daleko, we mgle i ciemności.

Pein przywołał deszcz, który mieszał się z gorzkimi łzami. Deidara podniósł wzrok i spojrzał z nienawiścią na Kirę. Wstał z ziemi, po czym podniósł Raikiri. Mocno trzymał rękojeść katany. Wolnym krokiem szedł w stronę zabójcy Lajones. Spojrzenie blondyna nie wyrażało nic innego jak chęć zemsty i gorycz. Wszyscy schodzili mu z drogi, nawet nie myśląc o tym by powstrzymać blondyna. Kira zdołał wyswobodzić się z więzów, którymi był związany i w ostatniej chwili sparował cios Deidary. Ciosy Douhito były chaotyczne i niedokładne.

Dastan i Konan biegli lasem w miejsce gdzie miała walczyć Lajones. Nie wiedzieli, że czarnooka przegrała, płacąc za to najwyższą cenę.
-Szybciej Konan-chan! Chcę zobaczyć jak sensei wygrywa!
Poganiał niebieskowłosą.
-Spokojnie, Dastanie! Na pewno zdążymy, już niedaleko!
Przebiegli jeszcze kilka metrów i jasne, słoneczne niebo przykryły deszczowe chmury z których zaczął padać deszcz. Konan zatrzymała się i spojrzała w niebo. Wiedziała kto sprowadził deszcz.
-Konan-chan,  dlaczego się zatrzymałaś? To tylko deszcz.
-Nie, to nie jest tylko deszcz. Coś się musiało stać. Szybko!
Znów ruszyli biegiem, z tą różnicą, że to Konan popędzała teraz chłopca. Wybiegli z lasu i zatrzymali się na skrawku polany. Widzieli członków Akatsuki zgromadzonych wokół jednego miejsca. Jedni patrzyli się w ten sam punkt na ziemi, a inni w zachmurzone niebo. Widzieli również Deidarę atakującego Kirę, mieczem Lajones. Blondyn był cały we krwi.
-Boże... tylko nie to...
Do Konan dotarło co się stało i biegiem ruszyła do pozostałych. To co zobaczyła sprawiło że coś w niej pękło. Upadła na kolana tuż obok przyjaciółki i zaniosła się płaczem. Znów straciła bliską osobę i nic nie mogła zrobić. Poczuła jak ktoś kuca przy niej i obejmuje. To był Pein. Konan mocno wtuliła się w ramiona rudego i zaniosła się jeszcze większym płaczem.
Dastan niepewnie podszedł, jednak zanim zdążył się wystarczająco zbliżyć Kisame zastąpił mu drogę.
-Nie powinieneś podchodzić.
-Co z Lajones sensei?
Spytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Kisame tylko spuścił głowę. Chłopak zrozumiał co się stało.

Aniele...

Pein wstał z ziemi i przykrył ciało Lajones swoim płaszczem. Spojrzał w stronę blondyna, który nieudolnie atakował Kirę. Rozkazał Itachiemu by odciągną Deidarę od mężczyzny. Brunet miał z tym nie lada kłopot jednak w końcu udało mu się. Deidara przez cały czas wyrywał się, chcąc zabić białowłosego.
-Zabiłeś ją!! Nie daruję ci tego!! Zadam ci taki ból, że będziesz błagał o śmierć!!
-DEIDARA!! Uspokój się!! Co z tego, że go zabijesz!! To i tak nie wróci jej życia!! Rozumiem twój ból, bo Lajones była mi jak siostra!! Rozumiesz?!
Wszyscy byli w szoku, widząc jak Itachiemu puszczają nerwy. Zapadła cisza, przerywana tylko uderzeniem kropli o ziemię. Kira uniósł w górę rękę i z zarośli wyszły trzy odziały ANBU. W śród nich była już im znana drużyna Kakashiego. Brakowało tylko Naruto.
-Panowie, weźcie się w garść, bo czeka nas walka.
Odezwał się Lider Akatsuki.
-Konan, ty z Dastanem się nie mieszajcie.
Wszyscy członkowie ustawili się w jednej linii, gotowi do ataku.

Aniele!!
Opuściłeś mnie
Zniknąłeś w ciemności
Poza mym zasięgiem
Płyną łzy, bo mój Anioł odszedł

Ciemność. Ta cholerna ciemność i chłód, to jedyne co czułam. Czy to tak wygląda śmierć? Zawsze myślałam, że to boli. Jednak nie czułam bólu. Jedyne co czułam to to, że spadam. Oj, tak w piekle pewnie już mają dla mnie miejsce. A chciałam jeszcze tyle zmienić. Miałam, razem z Peinem poprowadzić Akatsuki do zwycięstwa. Czy mam wyrzuty sumienia? Gdybym powiedziała „nie” skłamała bym. Żałuję, że podjęłam się tej walki, choć od początku wiedziałam, że przegram, jednak moja przeklęta duma nie pozwoliła mi odpuścić. Nie chciałam by cierpieli prze zemnie, bo w przeszłości wycierpieli aż za dużo. Każdy z inną historią.
Przez ludzi nazwani przestępcami, mordercami...
Ale to przez nich stali się nimi...
Nagle uderzyłam o coś twardego. Otworzyłam oczy, które dotąd były zamknięte. Leżałam na kamiennej podłodze. Dźwignęłam się na rękach i uklękłam. Rozejrzałam się w około. Byłam w ponurej i pustej sali..
-Trochę inaczej wyobrażałam sobie piekło.
Powiedziałam na głos.
-Nie jesteś w piekle, choć blisko było.
Odwróciłam się w stronę z skąd dochodził głos. W moją stronę szedł wysoki mężczyzna. Był brunetem o fioletowych oczach. Podszedł do mnie i wyciągną dłoń w moją stronę. Skorzystałam z pomocy. Mężczyzna był wyższy ode mnie o głowę. Szybko dostrzegłam wisior z symbolem Jashina na szyi bruneta, dokładnie taki sam jaki nosi Hidan.
-Jesteś jashinistą?
Spytałam. Mężczyzna zaśmiał się. Co ja takiego powiedziałam, że tak go rozbawiłam?
-Wybacz, Lajones, nie przedstawiłem się.
Powiedział wyciągając do mnie rękę.
-Jashin.
Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Przede mną stał sam bóg śmierci i chaosu – Jashin we własnej osobie. Stał przede mną, najzwyczajniej w świecie uśmiechając się do mnie i ściskając mi dłoń.
-Ja... no... miło mi...
Pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć.
-Hidan by mi nie uwierzył...
Wykrztusiłam. Brunet nakazał mi iść za sobą, co uczyniłam bez sprzeciwu. Opuściliśmy salę i znaleźliśmy się na długim korytarzu. Na podłodze wyłożony był czerwony dywan, a na ścianach wisiały obrazy i pochodnie. Szybko spostrzegłam, że nie ma tu okien. Szliśmy w ciszy. Cały czas zastanawiałam się o co tu chodzi? Czego może chcieć ode mnie bóg śmierci. Przecież mogłam być w oczach Jashina nikim. Nawet nie byłam jego wyznawczynią, po prostu byłam zwykłym pół-demonem. Wielu jest takich jak ja na świecie, więc czemu idę u boku Jashina?? Mam nadzieję, że niedługo uzyskam odpowiedź na moje pytania. W tym czasie zatrzymaliśmy się przed wrotami, które otwarte zostały jakąś niewidzialną siłą. Wkroczyliśmy do kolejnej sali. Jednak ta była nieco bardziej przytulna. Naprzeciw wejścia stało duże i z pewnością ciężkie biurko, za nim było wielkie okno, które starannie zostało zasłonięte czerwoną zasłoną. Podłogę zdobił tego samego koloru dywan. Pod jedną ze ścian stały regały z wieloma z pewnością wiekowymi księgami, po przeciwnej stronie znajdował się masywny kominek w którym wesoło trzaskały płomienie. Naprzeciw stały dwa fotele obite czerwonym materiałem. Pomiędzy nimi stał stolik. Pomieszczenie oświetlone było przez liczne świece, które umieszczone zostały na wysokich świecznikach. Jashin usiadł w jednym z foteli.
-Siadaj.
Zajęłam miejsce w drugim fotelu. Nagle drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł, lub raczej weszło dziwne stworzenie. Wzrostem dorównywało dziecku, jednak wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Nos stwora był nienaturalnie spłaszczony, cieniutkie usteczka wygięte były w dziwnym grymasie, a małe czarne oczka rozglądały się z szalonym blaskiem na wszystkie strony. Skóra miała odcień lekko szarawy. Spośród czarnych, kręconych włosów wystawały dwa rogi. Nogi stwora przypominały te kozie. Istota w drobnych rączkach trzymała srebrną tacę na której znajdowały się dwie filiżanki i dzbanek, ów przedmioty zostały postawione przed nami. Istota nalała do filiżanek jakiejś brązowej cieczy i bez zbędnego słowa opuściła pomieszczenie. Jashin wziął do ręki jedną z filiżanek i upił łyk. Spojrzałam na swoje naczynie z lekką obawą.
-Spokojnie, to tylko herbata. Nawet jeśli chciałbym cię otruć to by mi to nie wyszło. Jesteś martwa.
„Jesteś martwa” Te dwa słowa podziałały na mnie jak kubeł lodowatej wody. Uświadomiłam sobie, ze przecież nie żyję. Przywołałam wydarzenia kilku, ostatnich godzin. Od ucieczki do walki i... moją śmierć. Poczułam dziwny ucisk w rządku. Uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie zobaczę Deidary. Zagryzłam wargę, niemal do krwi. Po moich bladych policzkach popłynęły łzy, które skapywały na blat drewnianego stoliku. W tym momencie nie dbałam o to, że płaczę przed bogiem śmierci. Nie to się liczyło. Liczyło się to, iż uświadomiłam sobie, że ja i Deidara zostaliśmy rozdzieleni, a przecież zawsze byliśmy razem. Deidara był przymnie, zawsze kiedy go potrzebowałam, a teraz... teraz wszystko pękło jak bańka mydlana. Rozpłynęło się przez błąd jaki popełniłam. Prze tą pieprzoną walkę. Tyle wygranych i jedna przegrana, za którą zapłaciłam wysoką cenę.
-Nie rozklejaj mi się tu.
Czułam się jak małe dziecko. Bezbronne, bezradne... samotne.
-To koniec...
Wykrztusiłam.
-Lajones, to nie koniec. Sprowadziłem cię tu, bo chcę dać ci wybór.
Wybór? Jaki ja mam wybór? Mimo to wytarłam łzy i ze zdziwieniem, oraz zaciekawieniem spojrzałam na Jashina. Zastanawiałam się o co może chodzić bogu śmierci.
-Możesz wybrać. Albo wstąpisz w szeregi mojej armii, albo wrócisz i skończysz to co zaczęłaś.
Wrócić?
-Dlaczego mi pomagasz? Dlaczego dajesz mi wybór? Przecież jestem nikim.
Jashin westchną.
-Widziałem przyszłość Lajones. Przyszłość po tym jak zginęłaś. Twoi przyjaciele zginęli, chcąc cię pomścić, a wasz świat... pogrążył się w wojnie. W wojnie która niemal doszczętnie zniszczyła świat shinobi.
Zginęli?Wojna, która zniszczyła świat shinobi? To nie morze być prawda. To nie może się tak skończyć.
-Lajones, tylko ty możesz sprowadzić pokój. To twoje przeznaczenie.
Zmarszczyłam brwi, wlepiając wzrok w stolik.
-Chcę wrócić.
Powiedziałam, patrząc pewnie w tęczówki boga. Jashin kiwną głową.
-Chodź za mną
W chwilę później ponownie szliśmy korytarzem. Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Sala przypominała tą, w której spotkałam Jashina. Gdyby nie lustra na jednej ze ścian, pomyślałabym, że stoję w tym samym pomieszczeniu. Zatrzymaliśmy się na środku sali. Jashin staną naprzeciwko mnie.
-Lajones, dam ci radę. Pozwól mocy by przejęła kontrolę.
-Co? Ja jej w ogóle nie kontroluje, a jeżeli...
-Jeśli chcesz wrócić, to tak zrobisz.
Stałam tak z szeroko otwartymi oczami. Nie było mowy o tym, bym pozwoliła na przejęcie kontroli mocy. To było niedorzeczne.
-Pokonasz Kirę tylko wtedy, gdy pozwolisz mocy na kontrolę.
Zacisnęłam pięść. Nie lubię gdy ktoś stawia mnie w takiej sytuacji. Ale co miałam zrobić? Byłam w beznadziejnym położeniu. Beznadziejnym to mało powiedziane, to było chujowe położenie. Postanowiłam zaufać Jashinowi i zaryzykować. Po raz kolejny.
-Gotowa?
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Jeszcze jedno. Po tym, jak zweucę ci życie, toważyszyć ci będzie kruk.
-Kruk? Dlaczego, kruk?
 Jashin uśmiechną się tajemniczo, uniósł rękę i palcem pukną moje czoło. Przez całe moje ciało przebiegł dziwny dreszcz i znów poczułam, że spadam. Sylwetka Jashina zaczęła się oddalać, a mnie otoczyła ciemność, niczym puchata kołdra. „Nawet nie zdążyłam podziękować”. To była moja ostatnia myśl.

Walka pomiędzy Konohą, a Akatsuki była niezwykle zażarta. Polana coraz bardziej była zniszczona. Ziemia zasłana była trupami. Jedni chcieli pomścić śmierć towarzyszki, drudzy doszczętnie zniszczyć rywala. Tylko jedna osoba zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na zamieszanie. Była nią niebiesko-włosa kobieta. Konan tuliła do siebie Dastana, który cały czas szlochał. Wpatrywała się w ciało przykryte czarnym płaszczem w czerwone chmurki. Zastanawiała się jak to się stało. Z dziwnego transu zbudził ją dźwięk trzepotu ptasich skrzydeł. Zauważyła, że obok ciała Lajones wylądował czarny kruk*. Zwierze wydało z siebie charakterystyczny dźwięk, który powtórzył się kilka razy. Kruk w dziób złapał skrawek materiału i powoli zaczął go ściągać. Konan z uwagą przyglądała się poczynaniom zwierzęcia. Po chwili materiał leżał opok ciała. Konan dostrzegła ledwo widoczne pasma energii, które leniwie zaczęły wirować.
-Pein....
Niestety mężczyzna w zamieszaniu nie mógł usłyszeć wołania. Energi przybywało, teraz była całkowicie widoczna.
-Pein!
Tym razem rudzielec usłyszał, jednak nie zareagował, był pochłonięty walką. Teraz energię dało się nawet usłyszeć.
-PEIN!!
Mężczyzna obrócił się i z niedowierzaniem spojrzał na ciało towarzyszki.
-Konan! Odsuńcie się od niej!!
Konan złapała Dastana za nadgarstek i ciągnąc go za sobą oddaliła się na bezpieczną odległość. Chakra, która uwalniała się z ciała Lajones przecinała powietrze z niebezpiecznym sykiem i orała ziemię wokół. Deidara zauważył to cale zdarzenie.
-Lajones...
Wyszeptał i zaczął biec w jej stronę. Miną Peina.
-Deidara! Nie podchodź.
Jednak blondyn nie słuchał. Sasori wypuścił kilka linek chakry i złapał w nie Deidarę. Szarpną gwałtownie do tyłu uniemożliwiając zbliżenie się blondynowi do Uchihy. Ciało Lajones było niemal niewidoczne. Walka stanęła w miejscu. Wszystkich spojrzenia skupione były w jednym miejscu.

Nie!
Aniele, nie zniknąłeś
Teraz widzę...
Walczysz z mrokiem
Nie poddałeś się
Rozpościerasz skrzydła
Wznosisz się
Wyrywasz się szponą śmierci
Wracasz...

Otworzyła oczy. Pierwsze co do niej dotarło to przenikliwy syczący dźwięk. Wokół niej szalała czarna energia. Jęknęła gdy spróbowała się podnieść. Ręką dotknęła rany, którą zadał jej Kira. Poczuła na palcach lepką ciecz. Uklękła na ziemi i mimo jej woli z pleców wyrosły skrzydła. Spróbowała wstać, co przyszło jej z trudem. Poczuła jak moc próbuje przejąć nad nią kontrolę. Spróbowała to powstrzymać. W głowie usłyszała chichot, który przyprawiał o potworny ból głowy. „Nie walcz z tym” Ten głos należał do Jashina. Chichot przerodził się w szaleńczy śmiech. Złapała się za głowę i wrzasnęła, chcąc wyrzucić z głowy ten nieprzyjemny dźwięk. W momencie kiedy krzyknęła jej chakra rozproszyła się na wszystkie strony, tworząc falę uderzeniową. Upadła na kolana wciąż trzymając się za głowę.
-Lajones!!
Podniosła głowę słysząc swoje imię. Od razu rozpoznała ten głos. Do oczu cisnęły się łzy.
-Deidara...
Wyszeptała i w tej chwili wszystko umilkło. Zaczęła się zmieniać. Pojawił się ogon, ostre szpony i zęby, skóra przybrała jeszcze bledszy kolor niż dotychczas. Oczy nabrały szalonego i niemal okrutnego wyrazu. Na dłoniach pojawiły się pentagramy. Wbrew własnej woli podniosła się z ziemi. Mimo, iż zachowywała świadomość, to ciało w ogóle jej nie słuchało. Poczuła się w nim obco. Było jak zabawka w rękach dziecka. Całkowicie poddane obcej woli.

Kira warkną coś pod nosem i ruszył biegiem, chcąc zaatakować Lajones. Dziewczyna stała z opuszczoną głową. Mężczyzna uniósł miecz i zaatakował nim z góry. Uchiha uniosła rękę, zasłaniając się. Jednak ostrze nawet nie dotarło do ciała. Energia sprawiła, że zatrzymało się centymetr od skóry. Szybki ruch ze strony Lajones i Kira wylądował na pobliskim drzewie. Był wściekły. Podniósł się i wzbił się w powietrze. Uchiha spojrzała w niebo, podążając wzrokiem za białowłosym. Odpiła się od ziemi i z niewyobrażalną prędkością wzbiła się w powietrze. Przeleciała nad miejscem gdzie chwilę wcześniej toczyła się bitwa. Deidara, który do tej chwili trzymał miecz Lajones. Wyrzucił go w górę. Czarnooka chwyciła go bez problemu. Zamachnąwszy skrzydłami zatoczyła pętlę i ruszyła na białowłosego. Nie chciała już walczyć, jednak jej ciało miało inne plany. Ich miecze ponownie się zetknęły. Jedak Lajones wymierzyła dużo celniejszy cios. Kira został ranny w bok. Rana zaczęła okropnie krwawić. Nie mając już innego pomysłu, białowłosy zaczął formować Rasengan. To samo uczyniła Uchiha. Na wyciągniętej dłoni pojawiła się Furia. Ruszyli na siebie nawzajem. Wyciągnęli dłonie przed siebie.
-Furia!!
-Rasengan!!
Po raz drugi te dwie potężne techniki zderzyły się ze sobą, powodując potężną eksplozję. Najpierw powstał oślepiający rozbłysk światła, którego następstwem był wybuch. Kira, który był osłabiony spadł na ziemię, natomiast Lajones unosiła się w powietrzu. Jej prawa ręka, ta w której utworzyła Furię była poparzona do samego łokcia. Lajones poczuła że odzyskuje kontrolę mad ciałem. Razem z odzyskaną kontrolą, uderzyła w nią potworna fala bólu. Z trudem utrzymała się w powietrzu. Niezdarnie wylądowała na ziemi i odzyskała swoją ludzką formę. Utykając podeszła do Kiry. W lewej ręce trzymała miecz.
-Zabij mnie!
Krzykną białowłosy. Lajones schowała Raikiri do pochwy.
-Nie.
-Przecież to walka na śmierć i życie, któreś z nas musi zginąć!
-Ty wygrałeś, poza tym nasze ścieżki jeszcze kiedyś zejdą się, a wtedy staniemy po tej samej stronie barykady. Zapamiętaj moje słowa, a teraz, zrób to co ja i wróć do swoich przyjaciół.
Uśmiechnęła się przyjaźnie. Kira poczuł zmieszanie, po czym wstał i ruszył w stronę shinobi z Konohy. Sakura podbiegła do niego i zajęła się ranami.
-Lajones sensei!!
Odwróciła się i wpadł na nią Dastan, mocno wtulając się w swoją sensei. Oboje przewrócili się na ziemię. Chłopiec szlochał.
-Dastan, nie płacz. Już dobrze.
Jej głos drżał. Chłopiec odkleił się od Uchihy i otarł łzy.
-Lajones. Wszystko w porządku?
Usłyszała zatroskany głos Deidary, Blondyn ukląkł obok. Lajones mocno przytuliła ukochanego.
-Deidara, tak bardzo cię przepraszam. Ja nie chciałam...
-Za co ty mnie przepraszasz? Najważniejsze, że żyjesz. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie przestraszyłaś.
-Nam wszystkim napędziła stracha.
Zaśmiał się jashinista.. Sasori od razu zajął się poważniejszymi ranami.
-Hidan, mogę mieć do ciebie prośbę?
Fioletowooki przekrzywił śmiesznie głowę.
-Podziękuj ode mnie Jashinowi, za to, że zwrócił mi życie.
-Widziałaś Jashina?!
-Bredzi.
Wtrącił Sasori owijając rękę Lajones bandażem.
-Ma gorączkę.
-Być może, ale wiem co widziałam!
Lajones zaczęła wykłócać się z Sasorim o to czy widziała boga śmierci, czy też był to tylko wynik gorączki.
-Wszystko wraca do normy.
Zaśmiał się Itachi widząc jak jego kuzynka, rzuca w lalkarza zwiniętym bandażem. Owszem wszystko wracało do normy. Tobi skakał dookoła, krzycząc jaki to z niego dobry chłopiec. Wkurzony ględzeniem maskmana Deidara zaczyna go gonić, a Sasori wyklina na głupotę swojej pacjentki, reszta po prostu się śmieje z dwójki. Tylko Pein obserwował oddalających się shinobi, którzy w końcu zniknęli za linią drzew. Przeniósł wzrok na swoich podopiecznych. Ulżyło mu,że Lajones wróciła. Mimo iż wiele razy się kłócą, to musiał przyznać, że ją lubi. Poza tym obiecał Madarze, że będzie ją chronić, gdy on odejdzie. Ta czarnooka dziewczyna zmieniła go. Dzięki niej, lub może przez nią, zaczął okazywać uczucia.
-Zbierajcie się. Wracamy do domu.
Odezwał się po chwili. Deidara momentalnie znalazł się przy Lajones i wziął ją na ręce. Zmęczenie dawało się we znaki i po kilku minutach zasnęła wtulona w tors blondyna.
Aniele...
Wracasz do mnie...
Aniele mój...
Zwyciężyłeś...


Kruk*- W filmie "The Crow"  sprowadza zmarłych do świata żywych, aby mogli naprawić wyrządzone im zło. W opowiadaniu, chodzi mi tylko o samą symbolikę powrotu do życia.
 
I w ten oto, uroczy sposób dotarliśmy do końca pierwszej części opowiadania. Jednak to jeszcze nie koniec przygód Lajones. Tak jak zapowiadałam pojawi się dalsza część. Będzie więcej akcji, więcej niespodziewanych sytuacji i postaram się, by było więcej humoru. Póki co biorę dwu, lub trzy tygodniowy urlop. Wszystko zależy od czasu jaki będę posiadać na pisanie. Założyłam również drugiego bloga
serdecznie zapraszam.
Za ten czas, gdy zajmę się „Jashinistką”, na blogu zajdzie kilka zmian, a mianowicie zamierzam dodać kilka rzeczy.
-adresy blogów które warto przeczytać
-playlista, czyli co chętnie słucham (ale to jeszcze nie jest pewne)
-i zmieni się szablon (jeżeli zdołam go wykonać).
Mam jeszcze prośbę.
Komentujcie, bym wiedziała, że ktoś to czyta :)
To tyle...
Do zobaczenia!!