Takie tam...


Witaj w moim świecie, kimkolwiek jesteś. Cóż za dziwny zbieg okoliczności Cię tu sprowadził, do najdalszego zakątka mej wyobraźni. Lecz skoro już tu jesteś, spróbuj jak smakuje przygoda. Złap mnie za rękę i zamknij oczy. Pokarzę ci jak wygląda świat w mojej wyobraźni. Przeżyjesz coś co Ci się nawet nie śniło. Pytanie brzmi... czy się odważysz?

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 9

W tej notce miały być opisane urodziny Lajones. Mała to być parodia, jednak rozdział został usunięty. Z tego powodu iż jestem leniwą osobą i na nowo nie chciało mi się pisać, pominiemy to. Załóżmy, że jest już po urodzinach Lajones, a Madara wrócił ze swojej misji.
Zapraszam do rozdziału ;)



Członkowie Brzasku zebrali się w salonie. Na jednym z foteli siedział Madara.Oczy mężczyzny nie wyrażały zupełnie nic. Ze stoickim spokojem wysłuchiwał kłótni pomiędzy Lajones, a Peinem. Dwójka kłóciła się o to, czy chłopiec, który został uratowany przez młodą Uchihę, ma zostać w siedzibie, czy też ją opuścić.
-On nie może tu zostać!!
-Bo co?! Bo ty masz takie widzi mi się?!
-Nie bądź głupia! Nie jesteśmy niańkami!!
-Ja głupia?!! To ty zachowujesz się jak pępek świata!! Baka!!
-Usz ty mała...
W oczach Peina błysną rinnengan, a Lajones uaktywniła swój sharingan
-Dość!!
Madara postanowił interweniować. Dwójka natychmiast umilkła.Brunet westchną.
-Zgodzę się aby Dastan został, jednak mam warunek, Lajones.
Tu zwrócił się do córki.
-Zajmiesz się jego szkoleniem. Nauczysz wszystkiego. Jeżeli się nie zgodzisz, Dastan odejdzie...
-Więc zgadzam się.
Powiedziała stanowczo. Madara kiwną głową i spojrzał w stronę drzwi.
-Dastanie, możesz już wejść.
Za framugi wychylił się blondynek i nieśmiało wszedł do pomieszczenia. Lajones uśmiechnęła się do chłopca.
-Od teraz, będziesz słuchał Lajones. Rozumiemy się?
Dastan kiwną głową zgadzając się. Taki układ mu odpowiadał.Polubił czarnooką, a teraz ona została jego sensei. Już nie mógł doczekać się pierwszych lekcji.
-Przejdźmy teraz do sprawy, dla której was wezwałem. Najwyższy czas rozpocząć polowanie na junchiriki. Deidara i Hidan. Ruszacie jutro o świcie. Macie tydzień. Junchiriki dostarczycie do wschodniej jaskini. Tam odbędzie się pieczętowanie. Deidara idziesz z Sasorim, a ty Hidan z Kakuzu. To tyle.
Madara wstał z fotelu i opuścił pomieszczenie kierując się do swojego gabinetu. W salonie panowała cisza.
-Zaczęło się.
Westchną Kisame. Reszta tylko przytaknęła głowami.
-Że też idę na pierwszy ogień...
Wyjęczał Hidan, niezbyt zadowolony tym faktem, po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia. Reszta poszła za jego przykładem.


Lajones kręciła się po swoim pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ostatnio wiele się działo. Jak dla niej za wiele. Tyle obaw kłębiło się w jej głowie. Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem i uda im się zdobyć kontrolę nad światem? Czy zapobiegną wojną? Tak wiele pytań i żadnej odpowiedzi. Ostatnio doszło jeszcze przeczucie. Przeczucie, że stanie się coś. Tylko co? Coś dobrego, czy może złego? Nie potrafiła odpowiedzieć. Westchnęła.Postanowiła iść do Deidary. Zapukała i po usłyszeniu pozwolenia weszła do środka.
-Pomóc ci w czymś?
-Jasne. Możesz schować broń.
-Ok
Lajones od razu zabrała się do roboty. Chowała kunai do kabury,gdy niechcący potrąciła łokciem szklankę, która stała obok.Naczynie spadło z biurka i rozbiło się na drobne kawałki. Lajoneszaklęła pod nosem i zabrała się za zbieranie szkła. Jednym z odłamków przecięła sobie dłoń.
-Kuso...
Deidara z łazienki wziął wodę utlenioną i bandaż. Uklęk obok  iprzemył ranę.
-Lajones, co się z tobą dzieje?
Spytał po chwili owijając dłoń Uchihy białym materiałem.
-Ja... martwię się.
-Nie masz o co.
-A jeśli coś ci się stanie?
-Nic mi nie będzie.
Zapewnił.
-Obiecujesz?
-Obiecuje... a teraz przestań się wszystkim zamartwiać  i uśmiechnij się.
Lajones wysiliła się na delikatny uśmiech. Pomogła jeszcze Deidarze przy pakowaniu i zasnęła w fotelu.

Obudził ją jakiś nieznany szmer. Powoli otworzyła oczy. Zdała sobie sprawę, że znów spała w pokoju Deidary. Usiadła na łóżku i przeciągła się uroczo. Spojrzała w stronę okna. Słońce powoli wschodziło. W jednej sekundzie zerwała się i wybiegła z pokoju. W chwilę później zbiegała po schodach. Deidara, Sasori,Hidan i Kakuzu zbierali się właśnie do wyjścia.
-Czemu mnie nie obudziłeś?
Spytała z niezadowoleniem podchodząc do Deidary. Blondyn uśmiechną się.
-Tak słodko spałaś...
Deidara musiał przyznać, że Lajones wygląda uroczo z rozczochranymi włosami i miną obrażonego dziecka. Lajones życzyła im szczęścia w schwytaniu ogoniastych bestii i jeszcze raz przypomniała by uważali. Po tym jak cała czwórka ruszyła na misje, Uchiha nie mając nic lepszego do roboty, poszła do kuchni i zaparzyła sobie kawy. Z kubkiem z którego parowała gorąca ciecz poszła do salonu. Włączyła telewizor i skakała z programu na program. Nim się zorientowała była godzina 7:00. W kuchni zjawiła się Konan (przypominam, że salon i kuchnia są połączone)
-Ohayo, Konan.
-Lajones, ohayo. Myślałam, że jeszcze śpisz.
Uchiha wzruszyła ramionami i przełączyła na kolejny nudny program(dlatego prawie w ogóle telewizji nie oglądam ^ ^). Niebiesko-włosa przygotowała sobie śniadanie i usiadła na kanapie obok Lajones. Konan kontem oka spojrzała na zamyśloną twarz przyjaciółki i westchnęła.
-Lajones, Deidara sobie poradzi. Po co martwisz się na zapas?
-Wiem, że sobie poradzi, ale...
Przerwała nagle swoją wypowiedź.
-Ale?
Lajones zamyśliła się nad odpowiednim doborem słów i wyłączyła telewizor.
-Ostatnio mam dziwne przeczucie, którego w żaden sposób nie umiem wytłumaczyć. Wiem, że coś się wydarzy, ale nie wiem co.
-To tylko przeczucie. Nie ma się czym przejmować.
-Obyś miała rację.
Dziewczyny zaczęły rozmawiać o różnych sprawach. Tych ważnych,jak i również tych błahych.
W kuchnio-salonie zaczęli pojawiać się kolejni członkowie. Gdy przyszedł Kisame zrobiło się naprawdę wesoło. Rekinowaty założył się z Lajones, że wytrąci Itachiego z równowagi. Próbował chyba wszystkiego. Gadał jakieś bzdury, które każdego by wkurzyły.Później zaczął przedrzeźniać Uchihę, co również nie wypaliło. Wtedy do akcji wkroczył niezdarny Tobi. Maskman szedł z miską pełną płatków śniadaniowych z mlekiem. Potkną się o krawędź dywanu i cała zawartość naczynia znalazła się na głowie bruneta. Zapadła grobowa cisza.
-Ups...
Tyle zdołał wykrztusić Tobiaszek, bo zaraz był goniony przez rozwścieczonego Itachiego. Lajones nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem, podobnie jak reszta. W chwilę później dało się słyszeć błagalny krzyk Tobiego, który zbudził śpiącego jeszcze Dastana. Chłopiec zwlókł się z łóżka i zszedł na dół.Wszedł do kuchni ziewając przy tym.
-Konichiwa.
Przywitał się i od razu podszedł do lodówki z której wyciągną żółty ser. Szybko zrobił sobie śniadanie i usiadł na kanapie,gdzie siedzieli pozostali (członkowie wesołej gromadki xD). Ze smakiem zaczął pałaszować przygotowane przez siebie kanapki. W siedzibie czuł się już jak w domu. Żaden z kątów nie był mu obcy. Wszystkie korytarze znał na pamięć, mimo iż siedziba była olbrzymia. Najbardziej lubił przebywać na basenie. Oczywiście miał też towarzysza zabaw – Tobiego. Teraz jak tak przyglądał się członkom Akatsuki, wątpił w to czy rzeczywiście są aż tak straszni. Oczywiście potężne, chakry mógł wyczuć na odległość,jednak charaktery każdego z członków, przeczyły wszelkim wyobrażeniom typowego przestępcy. Jednak najbardziej ciekawiła go jego sensei. Dziewczyna, która potrafiła w jednej chwili uratować komuś życie, a w drugiej zabijała bez skrupułów.
-Dastanie, przyjdź o dwunastej do Jedynki.
Lajones w stała z kanapy.
-Hai.
Jedynka była najmniejszą salą treningową i najrzadziej z niej korzystano. Była idealna do nauki dla początkujących. Uchiha wyszła z pomieszczenie i skierowała się w tylko sobie znanym kierunku.


Lajones usadowiła się w bibliotece, na najwyższym piętrze.Lubiła zapach starych książek. Przeszukiwała regały w poszukiwaniu jednej. Szukała dziennika, który zagubił się jej podczas przeprowadzki, jednak nigdzie go nie było. Westchnęła ze zrezygnowaniem i spojrzała na zegar na ścianie. Zaraz miała zacząć trening z Dastanem. Zdziwiła się, że tak długo tu siedziała.Całkowicie straciła poczucie czasu. Przeciągła się i opuściła pomieszczenie. Zbiegła po chodach, tak jak to miała w zwyczaju i weszła do Jedynki. Jej ucznia jeszcze nie było. Oparła się plecami o ścianę i przymknęła na chwilę oczy. Niedługo później drzwi otworzyły się z impetem, a w progu staną zdyszany blondynek.
-Dastanie, spóźniłeś się.
-Gomen, Lajones sensei.
Uchiha ze zdziwieniem spojrzała na chłopca. Nie spodziewała się,że od razu będzie zwracać się do niej „sensei”
-No dobrze zaczynajmy.
Lajones z kieszeni wyjęła kilka karteczek.
-Na początek sprawdzimy jaką posiadasz chakrę.
-Poco?
-By wiedzieć na jakich technikach głównie się skupić.
Wyjaśniła szybko i podała jedną z karteczek Dastanowi.
-Spróbuj skierować do niej swoją chakrę.
Chłopiec wykonał polecenie i karteczka spłonęła. Lajones uśmiechnęła się.
-A więc Katon, czyli pójdzie jak po maśle.
Uchiha posiadała taką samą naturę chakry. Trening zaczęli od rozgrzewki, a następnie przeszli do ćwiczeń z kontrolą chakry.Później ćwiczyli rzucanie kunai do celu. Dastan starannie wykonywał wszystkie polecenia swojej sensei.

Pierwszy trening trwał do obiadu. Dastan zjadał wszystko z apetytem. Mimo iż był zmęczony, to energia i tak go rozpierała.Wiedział, że z czasem treningi będą cięższe, jednak chciał stać się silnym shinobi, tak jak jego sensei. Obiecał sobie, że będzie ciężko trenować i nigdy się nie podda.
Ale na razie zamierzał skończyć swój obiad.

Lajones leżała na łóżku w swoim pokoju potwornie się nudząc.Rzucała w ścianę kunai, który wracał do niej jak bumerang,dzięki doczepionej do niego żyłce. Nagle po pomieszczeniu rozeszło się pukanie.
-Proszę.
Odezwała się Uchiha nie przerywając swojego zajęcia.
-Co robisz?
Do pomieszczenia weszła Konan.
-Nuudze się...
Złotooka zaśmiała się i wskoczyła na łóżko obok przyjaciółki.
-Idziemy na piwo?
Lajones przeniosła swój wzrok na kobietę i uśmiechnęła się.
-No pewnie!
Lajones wstała z łóżka, zostawiając kunai wbity w ścianę.Szybko się przebrała. Obie już gotowe zbiegły na dół do wyjścia. Miały właśnie wychodzić, gdy zatrzymał je głos Madary.
-Wychodzisz, Lajones?
Dziewczyna spojrzała na ojca.
-Tiaa... idę z Konan na miasto.
-O której wrócisz? (Jak bym słyszała swojego tatę -_-' dop.aut)
Spytał krzyżując ręce na piersi.
-Późno...
Odpowiedziała wymijająco i złapała Konan za nadgarstek, po czym obie wybiegły. Jak dzieci. Pomyślał Madara i westchną.

Dziewczyny szły ulicami Ame, oglądając różne wystawy i śmiejąc się głośno. Nie miały na sobie płaszczy, charakterystycznych dla organizacji, toteż nikt zbytnio nie zwracał na nie wielkiej uwagi.
Mimo, iż był wieczór, a na niebie pojawiały się gwiazdy, miasto tętniło życiem. Niektórzy wracali dopiero z pracy, inni wychodzili by zabalować.
-To gdzie idziemy?
Spytała w końcu Uchiha.
-Znalazłam ostatnio fajną knajpkę, to niedaleko z stąd.
-No to idziemy!
Obie głośno się zaśmiały i skręciły w uliczkę. Uliczka w przeciwieństwie do głównej ulicy była ciemna i opustoszała. Było tu kilka bankrutujących sklepów i obskurnych knajp. Był to skrót,którym szyły. Z naprzeciwka szla niska, kobieta w średnim wieku.Ubrana była w starą poszarpaną sukienkę. Jej głowę zdobiła chusta obszyta srebrną nicią. Była cyganką. Przez wielu mieszkańców nazwana wariatką. Widząc obie dziewczyny przystanęła,po czym szybko ruszyła na przód. Nie umknęło to uwadze Lajones,jej zmysły wyostrzyły się, jak zawsze gdy była gotowa do ataku.Kobieta podeszła. Uchiha spojrzała w szare tęczówki. Wyczytała w nich strach.
-Uważaj!
Krzyknęła cyganka łapiąc Lajones za nadgarstek.
-Uważaj, na mężczyznę w bieli!!
Uchiha spojrzała na kobietę z góry. Była dużo wyższa od niej.Zmarszczyła czoło nie bardzo rozumiejąc słowa kobiety.
-Zniszczy cię! Zniszczy! Nie... nie możesz na to pozwolić!! Unikaj go!!
Bredziła. Lajones w ogóle nie wiedziała o co może jej chodzić.Mając dość słuchania, bezsensownej gadaniny cyganki, odepchnęła ją lekko, torując sobie przejście.
-Choć Konan.
Burknęła do przyjaciółki i obie szybko skierowały się przed siebie.
-Uważaj, Uchiha!! Licho nie śpi!!
Krzyknęła jeszcze Kobieta. Lajones zatrzymała się. W jednej sekundzie pojawiła się przy kobiecie. Przyparła ją do ściany i przyłożyła kunai do szyi.
-Skąd wiesz kim jestem?
Przymrużyła wściekle oczy. Czy choć jeden dzień nie może być spokojnym? Pomyślała.
-Masz wielu wrogów.
-Kto ci o mnie powiedział? Chcę znać nazwiska.
Kobieta zaśmiała się ochryple.
-Nie ma nazwisk. Jestem jasnowidzem z stąd wiem o tobie.
-Nie jestem dzieckiem! Nie wciskaj mi tu bajeczek.
Warknęła. Była zirytowana całą tą sytuacją. Cyganka ponownie się zaśmiała.
-Zginiesz.... przeznaczenie cię dopadnie.... demonie.
Ostatnie słowo całkowicie rozwścieczyło Uchihę. Nie lubiła gdy ktoś tak do niej mówił. Nie lubiła tej części która była demonem, mimo iż głęboko uśpiona, to Lajones i tak ją czuła.Nigdy się nie pogodziła, że jest pół-demonem i z pewnością nigdy nie pogodzi. W jej oczach zalśnił sharingan, który upiornie połyskiwał w świetle latarni.
-Powiedz, czemu teraz miałabym, nie zatopić ostrza w twoim sercu?
-Lajones...
Konan drgnęła niespokojnie.
-Ona się budzi. Czujesz to, prawda? Czujesz, jak twoja część,która jest demonem, budzi się...
-I co z tego?
-To cię pogrąży...
Kobieta zamilkła, jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości.Lajones odsunęła się od niej i ta osunęła się na ziemię.
-Lajones, coś ty zrobiła?
-Spokojnie Konan. Nie zabiłam jej, choć miałam na to ogromną chęć. Wariatka obudzi się za kilka godzin z potwornym bólem głowy.
Niebiesko włosa westchnęła.
-Czasami mnie przerażasz.
-Chodźmy na to piwo, bo muszę się wyluzować...
Konan zaśmiała się i pokręciła głową. W chwilę później opuściły uliczkę.


Siedziały w barze już dobre trzy godziny, pijąc po czwartym piwie. Śmiały się niemal ze wszystkiego, obie mocno wcięte. Z głośników leciała Metallica – Whiskey In The Jar. Zdarzenie sprzed kilku godzin odeszło w niepamięć.
-Wiesz co... ty to masz takie cholerne szczęście...
Zaczęła Konan biorąc kolejny łyk piwa.
-Ale że niby jakie?
Uchiha zachwiała się lekko na krześle i zachichotała.
-Tobie i Deidarze, to się układa, a Pein to się nawet nie chce przyznać co do mnie czuje..
-Czemu mu sama tego nie powiesz?
Spytała na tyle poważnie, na ile pozwalał jej aktualny stan. Konan wzruszyła ramionami.
-A jak mnie wyśmieje?
-To dostanie ode mnie wpierdol.
Po tych słowach obie znów zaśmiały się wesoło. Spędziły tak kolejną godzinę dopijając piwo, z tą różnicą, że postanowiły zagrać w piłkarzyki. One przeciwko dwóm równie pijanym chłopakom.Co prawda dziewczyny ich rozwaliły. Siedziały tam do zamknięcia baru, a z nimi Chiro i Kirano. Kolesie, którzy grali z dziewczynami w piłkarzyki. Obaj postanowili odprowadzić dziewczyny pod pretekstem, że jest późno i niebezpiecznie, jednak ich intencje były całkowicie inne.

Szli już pustą ulicą śmiejąc się i śpiewając. Skręcili w tą samą alejkę w której dziewczyny spotkały cygankę. Kobiety jednak już tam nie było.
-Dziewczyny, może wpadniemy do mnie?
-A po co tu też jest dobrze.
Nim Lajones zdołała zrobić cokolwiek, została przyparta przez Chiro do ściany. Zupełnie się tego nie spodziewała.
-Co ty odpierdalasz?
Nim się obejrzała całował ją po szyi. Nagle jakby alkohol przestał działać. Lajones uniosła kolano z całej siły kopiąc Chiro w krocze. Chłopak skulił się i Uchiha poprawiła cios, tym razem trafiając prosto w nos.
-Dupek.
Warknęła i kopnęła go jeszcze w brzuch, jednak chłopak zablokował ten cios. Złapał Uchihę za nogę i szarpną ją sprawiając, że dziewczyna przewróciła się, wstał szybko. Nim się obejrzał dziewczyna stała na nogach.
-Suka.
Wysyczał. Nim Lajones się spostrzegła chłopak wymierzył jej silny cios w nos (nie czuję, że rymuję dop.aut. ). Myślał, że to załatwi sprawę, ale nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.Spojrzał na swojego towarzysza który kulił się u stup Konan, jego spojrzenie znów zarzynało się na czarnowłosej, która podniosła się z ziemi i splunęła krwią.
-No to teraz, masz przerąbane.
-Chcesz się bić?
Zadrwił. Uchiha uśmiechnęła się.
-Wy chyba nawet nie wiecie z kim macie przyjemność.
Odezwała się tym razem Konan. Odpowiedzi jednak nie uzyskała.
-Lajones, dajmy im spokój i wracajmy.
Uchiha kiwnęła głową zgadzając się i obie ruszyły w drogę powrotną. Wychodziły właśnie z uliczki gdy do ich uszy doszedł świst powietrza. Lajones odwróciła się i złapała kunai, który został precyzyjnie w nią wycelowany. Odrzuciła sztylet, który trafił jednego z chłopaków prosto w serce. Po czym obie po prostu się oddaliły. Z rozciętej wargi Lajones, wiąż sączyła się krew. Ręką dotknęła sińca pod okiem i syknęła czując nieprzyjemne pieczenie.
-Będziesz miała niezłe limo.
Obie, już niemal całkowicie wytrzeźwiały i teraz wchodziły po schodach do organizacji. W środku panowała całkowita ciemność,ale czego się dziwić, było późno.
-Chodź do kuchni, przyłożysz sobie lodu. Opuchlizna powinna trochę zejść.
-Oby.
Konan zachichotała i z zamrażalki wyjęła kostki lodu w małym woreczku. Uchiha od razu przyłożyło lud do podbitego oka. Pech chciał, że w kuchni pojawił się Madara.
-O cholera.
Mruknęła tylko tak by Konan ją usłyszała. Kobieta odwróciła się i widząc minę Lidera lekko się spięła.
-Konan, zostaw nas samych.
Złotooka położyła rękę na ramieniu przyjaciółki w pocieszającym geście i bez sprzeciwy wyszła.
Madara podszedł do córki.
-Gdzie byłaś?
-Tato noo...
Madara złapał Lajones za podbródek i uniósł jej głowę tak, że mógł spojrzeć na lekką opuchliznę i zaczerwienienie na jej twarzy.
-Kto ci to zrobił?
-Nikt...
-Jakoś nie chce mi się wierzyć, że sama podbiłaś sobie oko.
-Broniłam się i tyle.
-Przed kim?
-Rany... czy to takie ważne?
Lajones spojrzała ze zrezygnowaniem na ojca. Jego spojrzenie wyjaśniało wszystko. Nie odpuści.
-Śmierdzi od ciebie alkoholem.
-Tato, daj spokój. Jestem już dorosła.
-Nie wiek decyduje o tym czy jesteś dorosła, ale to jak się zachowujesz. Idź spać, porozmawiamy jutro, jak wytrzeźwiejesz.
-Nie jestem pijana.
Oburzyła się i na potwierdzenie swoich słów zerwała się z krzesła, co opłaciła mocnymi zawrotami głowy i z z powrotem usiadła na krześle.
-Właśnie widzę. Do pokoju.
Młoda Uchiha z pomrukiem niezadowolenia wstała z krzesła i powlokła się na górę. Madara przyglądał się jak jego córka nika za rogiem, po czym westchną przeciągle.
-Co ja z nią mam...
Po czym sam udał się do swojego pokoju.
Lajones weszła do swojego pokoju. Nie mając siły już na nic położyła się na łóżko i po prostu zasnęła.

Obudziła się koło godziny 12 z potwornym bólem głowy. Z szafki wyciągnęła czyste ciuchy i weszła do łazienki. Prysznic, to było to czego potrzebowała. Zimne krople sprawiły, że poczuła się trochę lepiej. Po szybkim prysznicu ubrała się w wcześniej przygotowane ubrania, rozczesała wilgotne włosy i zeszła na dół.Czując suchość w gardle, niemal od razu rzuciła się na butelkę z wodą. W kilka sekund wypiła całą zawartość. Cieszyła się,że w tym momencie nie ma nikogo w kuchni. Usiadała przy stole i położyła głowę na splecionych rękach. Pulsujący ból głowy za nic nie chciał odpuścić. Więcej nie piję. Postanowiła.Słyszała jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, otwiera szafkę,nalewa wody do szklanki i siada naprzeciw niej. Do jej uszu dotarło jak ktoś coś stawia na stole. Podniosła głowę i spojrzała mętnym wzrokiem w czerń tęczówek ojca. Madara podsuną bliżej córki szklankę wody i aspirynę.
-Powinno trochę pomóc na kaca.
Lajones bez sprzeciwu połknęła tabletkę i opróżniła szklankę.
-Bardzo mam przerąbane?
Spytała z nadzieją w głosie.
-Kazanie cię nie ominie.
Jęknęła ze zrezygnowaniem.
-Co z tobą, Lajones.
-A co ma być?
-Nie uważasz, że najwyższa pora dorosnąć? Nie prowadzimy normalnego życia, wiesz o tym.
-Chodzi ci o to, że jesteśmy przestępcami?
-Tak. Powinnaś być bardziej odpowiedzialna, zwłaszcza, że teraz masz podopiecznego.
Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała słowa ojca.
-Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
-Mam taką nadzieję.
W tym momencie do pomieszczenia wleciał rozradowany Tobi, który krzyczał jaki to z niego dobry chłopiec. Starszy Uchiha spojrzał krytycznie na „dużego dzieciaka” i wstał od stołu.
-Przyjdź później do mnie, bo jest jeszcze coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać.
-Jasne.

Po obiedzie Lajones znów trenowała z Dastanem. Dziś zajęli się ćwiczeniem kage bushin no jutsu. Była to technika z którą Dastan miał mały problem. Po dwóch godzinach umiał stworzyć jednego klona, który raczej był niezdolny do walki. Widząc zmęczenie swojego podopiecznego, Lajones zakończyła trening. Chłopiec usiadł pod ścianą.
-Nigdy mi się to nie uda.
Poskarżył się. Lajones przykucnęła naprzeciw.
-Nie poddawaj się. Mi na początku też nie wszystko wychodziło.
-Ale ty umiesz walczyć sensei.
-Ciebie również tego nauczę. Tylko musisz być cierpliwy. Ciesz się gdy coś ci wyjdzie i nie poddawaj się kiedy ci się nie uda.To słowa mojego ojca. Powtarzał mi je podczas treningów.
Słowa Lajones poprawiły Dastanowi humor i uśmiechną się szeroko.Poderwała się z miejsca i krzykną wesoło.
-Jutro na pewno mi wyjdzie!!
Lajones zaśmiała się słysząc entuzjazm swojego ucznia.
-No nic, na dziś wystarczy, jutro zaczniemy trening od kage bushinno jutsu. Kiedy to opanujesz zajmiemy się technikami Katon.
-Hai!

Lajones skierowała swoje kroki na najwyższe piętro. Zatrzymała się przed ciężkimi drewnianymi drzwiami, zapukała. Po usłyszeniu pozwolenia weszła do środka.
-Chciałeś porozmawiać.
Powiedziała siadając naprzeciw ojca. Przyjrzała się ojcu. Miał poważną i nieco zmartwioną minę. Nie spodobało jej się to.
-Lajones, po zapieczętowaniu biju, po które poszli Hidan i Deidara znów wyruszę na misję.
-Dopiero co wróciłeś.
-Nie przerywaj mi. Jestem na tropie pewnych kamieni, które ułatwią nam panowanie nad biju. Misja jest niebezpieczna, dlatego sam na nią wyruszam. Lajones, jeżeli nie wrócę za trzy miesiące, ty zostaniesz Liderem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz